Cały dzień w papierach. Dzień szary, smutny, zimny, mokry,
deszcz jak siwe łodygi szary szum…
…ale równocześnie jakiś przestrzenny, zimny i szary jak nowoczesna architektura, która czasem przynosi ulgę (mam love-hate relationship z brutalizmem).
Może dlatego, iż Mo pojechała od rana do swojej BFF, więc miałam spokój ducha i przestrzeń na esej, kto nie miał w domu dziecka na głowie jak się musiał skupić, ten tego nie zrozumie, pandemczna trauma pt. małe dzieko plus wykłady online zostanie ze mną na długo. Ale teraz trochę się wymieniamy dzieciakami, wczoraj i w pon Mo była jeszcze trochę świszcząca, więc ja miałam BFF razem z Mo na głowie i jak tylko mi jakaś interesująca myśl przychodziła do głowy, dziewczynki to od razu wyczuwały i nuże mnie molestować ‘a możemy pójść do parku? a możemy zrobić gluta? Dla osoby próbującej wykrzesać z siebie trochę myśli tfórczej – koszmar. Bo oczywiście akurat teraz dziecko ma 2 tygodnie wolnego.
Znowu sobie solennie obiecuję, iż to koniec, już nigdy sobie tego nie zrobię.
Doszło jeszcze sprawdzanie prac, na dzień dzisiejszy absolutne minimum do 2 maja to sprawdzenie 51 krótkich komentarzy i 17 esejów. Dziś walnęłam 10 komentarzy, czyli do przodu.
A święta? To każdy dzień póki żyję, oczywiście. W taki deszcz to na szczęście nie ciągnie do mycia okien, choć rozumiem pociąg do sprzątania na wiosnę (bywa silniejszy niż seksualny u niektórych!;) Jutro kupię białą kiełbasę i zrobimy dwa wegańskie pasztety. Na śniadanie w niedzielę przychodzi Adek z Ren, cieszę się, iż się spotkamy, a z tej okazji dam sobie pół dnia wolnego:D
****
Stan na dziś: jeszcze 6200 slów, 37 komentarzy i 17 esejów.