Już swoje w życiu odczekałam

polregion.pl 1 dzień temu

Nie, Zosiu. Wy już macie dzieci, więc zajmijcie się samemu Andrzejem stanowczo odparła teściowa. Ja już nie mam siły, żeby bawić się z maluchami.
Jadwiga Iwanowa, co tu zabawa? wątpliwie protestowała Zofia. Andrzej ma dopiero trzy lata, jest mądry i spokojny. Proszę tylko, żeby go wziąć, nakarmić i włączyć telewizor, a potem po prostu na nas poczekał. To nie ma trwać wiecznie, kiedyś sam będzie chodził.
Trzy, siedem jaka to różnica? Dziecko to dziecko, a to ogromna odpowiedzialność! A ja mam bóle pleców, wysokie ciśnienie Nie, już się poddałam.

Zofia zarumieniła się ze wściekłości i urażenia. Nie odpowiedziała, położyła słuchawkę i milczała.

Gdyby to była inna osoba, przyjęła by odmowę, ale Jadwiga była wyjątkowa. Jej zdrowie poddawało się jedynie wybranym warunkom.

Całe lato spędziłam na wsi, w moim domku przy lesie. Tam, w ogrodzie, nie dręczyły mnie ani kłopoty z kręgosłupem, ani ciśnienie. Co więcej, udało mi się tam zorganizować mały rodzinny biznes.

Słuchaj, Zosiu, i tak będziecie kupować ziemniaki na zimę, prawda? Pomyślałam po co nosić pieniądze obcym? Sprzedam wam moje, z rabatem, żeby wyrównać koszty. Tak, po prostu pomóc sobie nawzajem.

Ziemniaki nie były jedynym towarem. Jadwiga sprzedawała jabłka, wiśnie i choćby bakłażany. W ich rodzinie nikt nie lubił bakłażanów, ale Zofia i jej mąż Krzysztof chcieli pomóc chorej i starej (według niej) kobiecie.

Jadwiga leczyła się nie tylko na wsi, ale i nad morzem. Rok temu zażyczyła sobie wycieczki do Sopotu na urodziny.

Rozumiem, iż Sopot jest drogi, zwłaszcza z małym dzieckiem hojną tonem odpowiedziała teściowa. Ale są inne możliwości. Ja pojechałabym do Sopotu skromnie, bo nie odpoczywałam od dwudziestu lat. Wychowałam syna, nie było na to czasu.

Trzeba było zaciągnąć pasy, żeby uszczęśliwić Jadwigę. Symboliczne prezenty na Nowy Rok, podarte domowe swetry, odłożona wizyta u rodziców Zofii w innym mieście wszystko dla teściowej, głównie pod naciskiem Krzysztofa.

Marzenie Jadwigi się spełniło: tydzień na plaży, słońcu i upale, a ciśnienie nie drgnęło.

Wtedy też Krzysztof co miesiąc przelewał jej jedną trzecią pensji, przynosząc jednocześnie jedzenie i pieniądze w razie potrzeby.

Och, mam problem najwyraźniej pojawiły się karaluchy. Zadzwonię po dezynsekcję, chyba będę musiała wymienić kanapę. Krzysztofie, pomożesz? Nie zostawisz mnie samej? błagała teściowa. Gdyby żył twój ojciec, radzilibyśmy sobie sami, ale ja już jestem sama Muszę zapłacić ludziowi, kupić nową kanapę, wynieść starą Boję się, ile to wszystko kosztuje.

Krzysztof nie stał z boku. Pomagał matce, jak mógł, ale ona nie odwdzięczała się od razu.

Wsparcie Jadwigi nie było darmowe, a za każdą usługę był rachunek. Mogła zabrać wnuczka na spacer, ale wieczorem wystawiała fakturę za bułkę w parku i za zabawkę kupioną w sklepie. Zabawka kosztowała tyle, iż rodzice nigdy nie kupiliby jej sami. Pieniądze brakowało, przede wszystkim dzięki Jadwidze.

Nie mogłam mu odmówić westchnęła. Prosił o tę straszną lalkę i płakał. Kupiłam ją. Nie mogłam zostawić go głodnego. Ja mam tylko jedną emeryturę, a to i tak taniej niż niania.

Brzmiało to logicznie, ale w sercu pozostał nieprzyjemny posmak. Zofia czuła się raczej klientką niż członkiem rodziny.

Nie chcieli obciążać starszej kobiety, ale okoliczności zmusiły ich do tego. Zofia i Krzysztof kilka lat temu kupili mieszkanie w nowej dzielnicy, którą deweloper opisywał jako perspektywiczna.

To teraz przedmieście zapewniał. Za dwa lata będą tu przedszkola i szkoły, wszystko już zaplanowane.

Zamiast szkoły wciąż był jedynie zapadliskowy dół, porośnięty trawą. Musieli szukać innych rozwiązań.

Najbliższa szkoła była w pół godziny jazdy autobusem, z dwiema przesiadkami. Dla pierwszoklasisty to była nie tylko trudna, ale i niebezpieczna droga. Natomiast do mieszkania babci można było dojść w pięć minut.

Zofia zwróciła się więc do Jadwigi, tej samej, której tak wielu pomogło. Myślała, iż to logiczne, rozsądne i wygodne. Jednak teściowa nie podzielała tego zdania. Jej odmowa była dla Zofii jak cios w brzuch.

Co zostało? Nie było bliższej szkoły. Przeprowadzka nie wchodziła w grę. Rodzice byli zbyt daleko. Zwolnić? Ledwo wiązali koniec z końcem.

Wszystkie drogi prowadziły donikąd, aż nagle Zofia, w przypływie bezsilnej rozpaczy, przypomniała sobie słowa Jadwigi: to i tak taniej niż niania. Niania

Twoja mama nie chciała nam pomóc powiedziała Zofia mężowi wieczorem. Mam jednak pomysł. Zredukujemy dotacje twojej mamie i przelejemy te pieniądze na usługę niani.

Krzysztof najpierw podniósł brew, potem zmarszczył się. Był zdecydowanie przeciwny planom żony.

Co ty mówisz? Nie mogę jej nie wspierać! Wychowała mnie, żyje z jedną emeryturą, nie da rady sama! protestował. Nie głoduje, bo żywi się z naszego ogródka i handluje warzywami. A my często bierzemy od niej więcej, niż potrzebujemy.
Ile ona z tego zarabia? Pieniędzy ma na nic! krzyczał.

Zofia ciężko westchnęła. Może było w tym odrobinę prawdy, ale to i tak nie rozwiązywało ich kryzysu.

Co proponujesz? Nie damy sobie radę z nianią, a ja nie mogę zrezygnować z pracy. Nie prosimy o pieniądze, tylko o wykonalną pomoc Twoja matka jest dorosła i, przepraszam, bardzo rozważna, poradzi sobie sama. A nasz syn w końcu sama matka powiedziała: zajmijcie się nim sami. Posłuchajmy jej rad.

Rozpoczęła się długa, ciężka rozmowa. Krzysztof mówił o długu, Zofia o poczuciu winy i manipulacjach ze strony teściowej. To była walka między ślepą miłością syna a surową rzeczywistością finansową.

Drugą stronę wygrała pieniężna prawda.

Krzysztof odważył się sam poinformować matkę o zmianach w budżecie. Jadwiga, oczywiście, zareagowała gniewnie. Obwiniała Zofię o wszystkie grzechy, krzyczała, iż synowa knuje przeciw jej synowi i zabiera ostatnie okruszki. Jednak Krzysztof nie ugiął się i bronił Andrzeja.

Mamo, nie zostawiłaś nam wyboru powiedział pod koniec.

Zofia nie siedziała bezczynnie. Na rodzinnym czacie spotkała Annę, mamę kolegi Andrzeja. Miała mieszkanie niedaleko szkoły. Była w ciąży po raz drugi i chętnie zgodziła się odbierać oba chłopców po lekcjach, gotować im obiad i opiekować się nimi za skromną opłatą.

Mijał miesiąc. Anna sumiennie wywiązywała się ze zobowiązań. Zofia codziennie przywoziła sycącego i uśmiechniętego syna. Dzieci dobrze się dogadywały, razem grały i oglądały bajki. Budżet rodzinny nieco się ustabilizował: okazało się, iż Jadwiga kosztowała ich znacznie więcej niż niania.

Pierwsze tygodnie teściowa była obrażona i próbowała wywrzeć presję na litość, ale nie osiągnęła zamierzonego efektu i uspokoiła się. Również jej zainteresowanie wnuczkiem przygasło.

Czas poukładał wszystko na swoim miejscu. Może kiedyś Zofia i Krzysztof pozwoliliby sobie na zbyt wiele, ale zrobili to z miłości. W końcu znaleźli siłę, by powiedzieć nie i skierować zasoby tam, gdzie były naprawdę potrzebne w bezpieczeństwo i szczęście własnego syna. Bo rodzą ich dla siebie, a zajęcie się Andrzejem nie miałoby już nikogo.

Idź do oryginalnego materiału