Kartka na drzwiach do przedszkolnej sali zasmuca. "Ten dzień nie powinien tak wyglądać"

mamadu.pl 1 tydzień temu
Otrzymaliśmy poruszający list od nauczycielki przedszkolnej, która od lat z żalem obserwuje, jak rodzice na uroczystościach z okazji Dnia Matki, zamiast chłonąć występy swoich dzieci – skupiają się na telefonach. Choć prosi ich, by odłożyli telefony i po prostu byli obecni, co roku widzi to samo: dzieci patrzące na rząd ekranów zamiast na uśmiechnięte twarze najbliższych.


Zamiast chłonąć występy swojego dziecka...

Od kilku lat, co roku, tuż przed Dniem Mamy, wieszam na drzwiach sali mojej grupy przedszkolnej krótką, prostą karteczkę: "Podczas występu prosimy nie nagrywać. Patrzcie na swoje dziecko, nie w ekran". I co roku moje serce boli tak samo.

Staję gdzieś z boku, patrzę na te dzieciaki, które przez ostatnie tygodnie ćwiczyły piosenki, układy taneczne, uczyły się na pamięć wierszyków, chociaż czasem jeszcze nie wymawiają wszystkich głosek. Dla wielu to pierwszy taki występ w życiu. Mają piękne stroje, ręce się im trzęsą z emocji, oczy świecą, a na buziach – niepokój i nadzieja, iż mama lub tata będą patrzeć. Że zobaczą, jak pięknie się nauczyły.

Ale dzieci nie widzą twarzy. Widzą rząd wyciągniętych telefonów. Widzą, iż mama się nie uśmiecha, bo skupia się, żeby dobrze złapać kadr. Że tata nie bije brawo, bo właśnie poprawia ostrość albo ustawia aparat na statywie. Że zamiast przeżyć ten moment razem – rodzice próbują go uchwycić i zachować na potem. Tylko iż dla dziecka "potem" nie ma znaczenia.

Jestem zła. Z każdym rokiem bardziej. I jest mi potwornie przykro, bo próbuję tłumaczyć, prosić, czasem choćby żartować, iż przecież nie jesteśmy na gali oscarowej, tylko w przedszkolu. Ale nic to nie daje. I choćby ta kartka na drzwiach okazuje się zwykle bez sensu.

Rodzicom nie zależy na wsparciu dzieci


Pamiętam, jak w zeszłym roku jedno dziecko zrezygnowało z występu, bo jego mama przez cały czas próbowała ustawić telefon, a ono z nerwów zapomniało słów i zalało się łzami. W tym roku chłopiec między dwoma piosenkami i powiedział z wyrzutem: "Mamo, patrz tutaj!" – a ona choćby nie usłyszała, bo miała w uszach słuchawkę bluetooth, żeby dźwięk był lepszy na nagraniu.

Inna mama podczas występu podeszła do samego rzędu dzieci i zaczęła poprawiać sukienkę córeczce – nie dlatego, iż była źle ubrana, tylko dlatego, iż "tak będzie lepiej wyglądać na zdjęciu". I wtedy naprawdę coś we mnie pękło. Nie mam już siły przekonywać. Naprawdę próbowałam zrozumieć – iż to czasy, iż to technologia, iż to potrzeba pamiątki. Ale jeżeli pamiątka staje się ważniejsza od obecności, od bycia z dzieckiem, od przeżycia wspólnej chwili – to coś tu bardzo się pogubiło.

Moje dzieci w grupie nie rozumieją, dlaczego dorośli nie patrzą. One nie potrzebują idealnego kadru. Potrzebują wzroku mamy, który mówi: "Jestem z ciebie dumna". Potrzebują taty, który klaszcze, śmieje się, może choćby uroni łzę. Kiedyś występy kończyły się oklaskami, czasem śpiewaliśmy razem jeszcze raz. Teraz kończą się kliknięciem "stop" i szybkim wyjściem, bo trzeba już wrzucać filmik do rodziny na grupie.

Nie jestem przeciwniczką telefonów. Sama przecież sporo z niego korzystam. Też czasem robię zdjęcie, nagrywam filmik z dziećmi na pamiątkę. Ale wiem jedno – najcenniejsze jest to, iż dziecko widzi rodzica patrzącego na nie ze wsparciem. Ono zapamięta, czy patrzyliście. Czy się uśmiechaliście. Czy byliście.

Idź do oryginalnego materiału