Kiedy los puka do drzwi
Kierownik działu marketingu, Krzysztof, samotny i pewny siebie, nie mógł się oprzeć, gdy zobaczył nową pracownicę – przebojową i odrobinę zuchwałą Ewelinę. Ledwie pojawiła się w biurze, a on już sunął w jej kierunku, nie kryjąc zainteresowania.
— Dzień dobry, koleżanko — rzekł, a jego uśmiech, ciepły niemal do bólu, sprawił, iż Ewelina przytrzymała na nim wzrok nieco dłużej niż powinna.
— Dzień dobry — odpowiedziała łagodnie, ale z iskierką w oku, a kąciki jej ust drgnęły w odpowiedzi.
— No to do dzieła. Wprowadzeniem w temat zajmie się Beata, nasza lokalna guru onboardingowa — Krzysztof skinął w stronę starszej koleżanki. — Zajrzyj do instrukcji. Powodzenia, może się dogadamy.
Reszta zespołu, głównie kobiety, śledziły go wzrokiem. Gdy tylko wyszedł, Beata szepnęła do siedzącej obok Sylwii:
— Od kiedy to nasz Krzyś tak się rozczula nad nowymi? — Zamieniły porozumiewawcze spojrzenia i parsknęły śmiechem.
Ewelina na początku była ostrożna. Nowy zespół, obce twarze. Nie była nieśmiała – w wieku dwudziestu trzech lat miała już za sobą kilka burzliwych romansów. Jeszcze w technikum wdała się w romans z wykładowcą, starszym od niej o dwadzieścia lat. To on zerwał znajomość, gdy plotki dotarły do jego rodziny. Ewelina tylko wzruszyła ramionami i ruszyła dalej, zostawiając za sobą szlak złamanych serc.
Po kilku tygodniach Krzysztof zaproponował jej kawę po pracy w knajpce przy bulwarach.
— Czemu nie? Jesteś moim szefem, a z przełożonym trzeba grać w jednej drużynie — odparła z przebiegłym uśmieszkiem, jakby rzucając wyzwanie.
Ton był tak niewinny, iż Krzysztof przez chwilę myślał, iż żartuje. Ale serce podskoczyło mu z radości. Miał trzydzieści dwa lata, a wciąż brakowało mu poważnego związku – wszystko kończyło się w pół drogi. Z Eweliną jednak sprawy potoczyły się błyskawicznie: randki, namiętność, zakochanie. niedługo całe biuro huczało od wieści: Krzysztof i Ewelina zapraszają kolegów na ślub.
**Krechy na wodzie**
Krzysztof rozpływał się w Ewelinie, spełniając każde jej zachcianki. Postawiła jednak warunek:
— Żadnych dzieci, Krzysiu. Chcę żyć dla siebie. Gdy będę gotowa, powiem. Na razie – żadnych wózków i nieprzespanych nocy.
Krzysztof wierzył, iż czas to zmieni. Czekał, aż Ewelina zmieni zdanie, zrozumie, iż rodzina bez dziecka to połowa szczęścia. Ale miesiące mijały, a ona tylko machała ręką:
— Krzysiu, mówiłam od początku. Nie naciskaj. Nie jestem gotowa.
Pewnego dnia zastał ją w łazience – stała blada, z testem ciążowym w drżących dłoniach.
— Ewelina, czy ty… jesteś w ciąży? — wyszeptał, bojąc się uwierzyć.
Skinęła głową, a jej oczy wypełniły się łzami. Krzysztof, niepomny siebie z radości, chwycił ją w ramiona, ale ona wybuchnęła płaczem:
— Nie chcę rodzić! Nie chcę być gruba, nie chcę tego życia! Zrób coś!
Przytulił ją mocno, całując mokre od łez policzki.
— Nie płacz, to przecież cud. Tak bardzo cię kocham, Ewciu. Będziemy mieć malucha!
Lecz Ewelina była nieugięta. Umówiła się do lekarza, by usunąć ciążę. Krzysztof, gdy się dowiedział, wpadł do kliniki w ostatniej chwili. Z awanturą wyciągnął ją na ulicę.
— Ewelina, błagam, nie rób tego. Niech nasze dziecko żyje. Będę przy tobie, wszystko wezmę na siebie — głos mu drżał.
Zgodziła się, ale pod warunkiem: pieluchy, przewijanie, nocne pobudki – to nie jej sprawka. Przez całą ciążę Krzysztof był przy niej, zgadując każdą zachciankę. Gdy nadszedł czas, zawiózł ją do szpitala. Dopiero widząc zdrową córeczkę, mógł odetchnąć.
**Porzucona córka**
Szczęśliwy wrócił do domu, by odpocząć. ale nazajutrz w szpitalu czekał go cios:
— Pańskiej żony tu nie ma. Wyszła, zostawiła dziecko — powiedziała pielęgniarka, podając mu złożoną kartkę. — Proszę, zostawiła notatkę.
— Niemożliwe! — Krzysztof nie chciał wierzyć. — Może wyszła? Znajdźcie ją!
Ale Ewelina zniknęła. Nie odbierała telefonów, zmieniła numer. Po półtora miesiąca zadzwoniła:
— Spakuj moje rzeczy. Przyjedzie mój Tomek, zabierze. O rozwód sam się postaraj, nie wrócę.
O córce – ani słowa. Nie była jej potrzebna, tak jak i Krzysztof. Tak został dla małej Julki i ojcem, i matką. Jego mama, mieszkająca w sąsiedniej dzielnicy, przejęła opiekę nad wnuczką.
**Cienie przeszłości**
Anna, usłyszawszy dzwonek telefonu, złapała aparat. Dzwoniła wychowawczyni jej synka, Kacpra, pani Renata. Chłopiec był w drugiej klasie.
— Anno, natychmiast do szkoły! Kacper narozrabiał! — rzuciła nauczycielka i rozłączyła się.
Anna, zwalniając się z pracy, pognała do szkoły, serce waliło jak młot.
*”Co mógł zrobić Kacper? To spokojne dziecko, grzeczne. Nigdy nie sprawiał problemów”* — myślała, przyspieszając kroku.
Kacper przyszedł na świat wbrew prognozom. Jej mąż, Marek, przed ślubem szczerze wyznał: jest bezpłodny, ma zaświadczenie. To był jego trzeci związek.
— Może lekarze się pomylili? Zdarzają się cuda — powiedziała Anna. Kochała Marka i była gotowa na wszystko, choćby adopcję, ale na razie milczała.
Pierwsze małżeństwo Marka rozpadło się po roku – żona go zdradzała. Druga odeszła, dowiedziawszy się o jego diagnozie, marząc o dzieciach. Z Anną był szczery. Ku jej zdumieniu, zaszła w ciążę. Promieniejąca, pokazała mu wyniki: osiem tygodni.
— Marek, patrz, będziemy mieli dziecko! Mówiłam, iż lekarze się mylą! — cieszyła się.
Lecz zamiast radości, uderzył ją w twarz.
— Radość? Spławiłaś mnie, zdradzając przy żywym mężu! — wrzasnął, szykując się do kolejnegoAnna i Krzysztof stali przed szkołą, patrząc, jak ich dzieci znów się śmieją, i w tej chwili oboje poczuli, iż los wreszcie się do nich uśmiechnął.