Kinga stała jak przybita. W ramionach drzemała mała Hania, a jej wzlep wciąż tkwił za oknem. Godzinę minęło, odkąd śledziła podwórko. Kilka chwil wcześniej jej mąż Patryk wrócił z biura. Kinga krzątała się w kuchni, ale on nie zjawiał się. Gdy weszła do pokoju, zobaczyła, jak pakuje walizkę.
Dokąd? wyjąkała, czując, jak ziemia ucieka spod nóg.
Wychodzę. Odchodzę od ciebie. Do kobiety, którą kocham.
Patryk, żartujesz? Coś w pracy, wyjazd służbowy?
Kiedy wreszcie pojmiesz? Zbrzydłaś mi. Głowa pełna Hani, nie dostrzegasz mnie wcale, o siebie nie dbasz.
Nie krzycz. Hanię obudzisz.
Proszę cię! Znowu tylko ona się w twojej głowie liczy. Mężczyzna ci odchodzi, a ty…
Prawdziwy mężczyzna nie porzuca żony z niemowlęciem szepnęła Kinga i wycofała się do pokoju córeczki. Znała charakter męża. Gdyby teraz kontynuowała, rozpętałaby się burza. Łzy zalewały oczy, ale nie miała zamiaru ich pokazać. Wzięła Hanię z łóżeczka i przeszła do kuchni. Tam Patryk nie zajrzy nie miał tam nic swój własnego.
Przez okno widziała, jak wsiadł do samochodu i odjechał. choćby się nie obejrzał. Kinga nie mogła oderwać się od szyby. Może liczyła, iż auto zaraz pojawi się na podjeździe, a Patryk oznajmi, iż to tylko głupi żart. Nic takiego nie nastąpiło.
Nie zmrużyła oka przez całą noc. Nie mogła zadzwonić po pomoc. Matka dawno przestała jej być potrzebna. Cieszyła się, gdy córka wyszła za mąż, i praktycznie natychmiast o niej zapomniała. Dla Ireny istniało chyba tylko jedno dziecko młodszy brat Kingi. Są koleżanki, ale one to takie same mamy jak ona. Pewnie teraz śpią. I jak niby mogłyby pomóc?
Zasnęła o świcie. Spróbowała dodzwonić się do Patryka, ale zrzucił połączenie, a w odpowiedzi przysłał SMS: „Przestań mnie nachodzić”. Wtedy rozbudziła się Hania, a Kinga podbiegła do niej. Nie mogła się rozpadać. Odszedł i niech sobie idzie. Miała córeczkę, o tę trzeba się troszczyć. Trzeba obmyślić, jak żyć dalej.
Sprawdzając ilość złotych w portfelu i na koncie, przeraziła się. choćby gdyby poprosić gospodynię o pięć dni zwłoki w czynszu do wypłaty zasiłku, wciąż brakowałoby środków. Żarcie też przecież trzeba kupić. Mogłaby dorobić zdalnie, ale Patryk zabrał swojego laptopa.
Kinga miała jeszcze dwa tygodnie opłaconego mieszkania, by coś obmyślić.lecz czas uciekał.
Lecz po telefonach do wszystkich znajomych zrozumiała, iż to beznadziejne. Żadna praca nie przyjmie kobiety z niemowlęciem. choćby do mycia podłóg ktoś musi przesiedzieć z Hanią godzinę lub dwie. A nikogo nie było. Przeprowadzka też nie pomoże. Wynajmowali i tak nie najdroższe mieszkanie. Jedyny wyjazd: do rodziców.lecz ona się spóźniła z życiem rodzinnym, za to brat ożenił się wcześnie. Mieszkał z matką razem z rodziną, gdzie dorastało dwóch bliźniaków. Zatem pięć osób w dwupokojowym mieszkaniu, a gdyby ona z Hanią przyjechały? Jak się pomieścić?
Kinga powiadomiła gospodynię, iż wynosi się po upływie terminu płatności. Nie znajdowała sobie miejsca. Tak, mogła wynająć pokój w akademiku, choćby oglądała oferty. Ale sąsiedztwo było takie, iż wrogowi nie życzy się gorszego. Pisała do Patryka z prośbą o pomoc finansową dla córeczki, ale on milczał. choćby nie czytał wiadomości. Pewnie dodał do czarnej listy.
Pięć dni zostawało do zwolnienia mieszkania. Kinga zaczęła pakować rzeczy. Choć niewiele, trzeba się czymś zająć. Wtedy rozległ się dzwonek do drzwi.
Otworzyła, stojąc w osłupieniu. Na progu stała Jadwiga Nowak jej teściowa.
„Odkąd ja mam większe kłopoty?” pomyślała Kinga, wpuszczając teściową do środka.
Relacje z Jadwigą zawsze były napięte. Jak krew z mlekiem. Uśmiechy na pokaz, a, iż za plecami nienawiść. Już w dniu poznania przyszła teściowa dała do zrozumienia, iż Kinga nie przypadła jej do gustu. Jak wiele matek uważała wybór syna za błędny. Mogło być lepiej. Dlatego Kinga od razu oświadczyła, iż wspólne mieszkanie mija się z celem. Nie wytrzymałyby razem. Wybrali wynajem.
Gdy teściowa odwiedzała, było jak w dowcipach: „Kinga, a ty tu w ogóle kurz ocierasz?”. Jadwiga nie jadła tego, co Kinga przygotowała, mówiąc „Takim tylko świniom”. Kiedy Kinga zaszła w ciążę, teściowa nieco odpuściła.lecz po narodzinach Hani oświadczyła, iż dziecko nie po rodzicu, więc Patryk powinien sprawdzić ojcostwo.
Dopiero gdy Hania skończyła pół roku, Jadwiga zaczęła dostrzegać znajome rysy i czasem brała wnuczkę na ręce.
Patryk jak mógł łagodził żonę. Mówił, iż mama sama go wychowała i dlatego taka zaborcza. Prosił, by znosić, bo przec
Babcia Walentyna uśmiechnęła się, patrząc na coraz bujniej rozkwitającego tulipana, wiedząc już z całkowitą pewnością, iż w tym ogrodzie zakwitnie jeszcze niejeden piękny kwiat jej rodzinnego szczęścia.