Ja i Marta, moja młodsza siostra, nigdy nie miałyśmy bliskich relacji. Choć różnica wieku między nami wynosi zaledwie 3 lata, zawsze byłyśmy bardzo różne. Ja – mądra, Marta – piękna. Tak mówili rodzice.
Nauka przychodziła mi naprawdę łatwo. Aby mieć dobre oceny, nie musiałam wkuwać ani zarywać nocy nad książkami. Pomagała mi dobra pamięć i naturalne zdolności. Lubiłam się uczyć.
A siostrze albo brakowało zdolności, albo nauka jej nie interesowała, bo rzadko dostawała lepsze oceny niż trójki. Była u nas zawsze taką chwalipiętą, kokietką, już od najmłodszych lat flirtowała z chłopcami, zawsze miała adoratorów. Zawsze ze mnie szydziła i nazywała kujonką.
Ja dobrze skończyłam szkołę, dostałam się do instytutu finansowego, a od czwartego roku pracowałam na pół etatu. Marta ledwo skończyła szkołę – chyba po prostu nauczyciele jej współczuli. Ją interesowały tylko stroje, makijaż i chłopcy. Próbowałam czasem przemówić jej do rozumu, żeby się wzięła za naukę, bo od tego zależy jej sukces w życiu, ale ona tylko się śmiała.
– To ty musisz się uczyć – kokieteryjnie mówiła. – Ja wyjdę dobrze za mąż za bogatego mężczyznę i wcale nie będę musiała pracować. Nie potrzebuję tego.
Po szkole rodzice wysłali ją do college’u, którego nie udało jej się skończyć. Wyleciała z drugiego roku. Wtedy zaczęła się poważna znajomość. Mężczyzna był starszy od niej, obdarowywał ją prezentami, zabierał na rozrywki. Ale potem Marta zrozumiała, iż jest w ciąży. Wybranek nie chciał dziecka. I odmówił ślubu. W ogóle powiedział, iż nie wie, z kim to dziecko ma. Marta postanowiła urodzić, a rodzice ją wsparli.
– Pomożemy, jak tylko będziemy mogli – powiedzieli.
W tym czasie wyprowadziłam się z mieszkania rodziców, by żyć na własny rachunek. Samotne wynajmowanie mieszkania było kosztowne, nie miałam stałego chłopaka. Zdecydowałyśmy się z przyjaciółką zamieszkać razem. Ukończyłam uniwersytet, zaczęłam pracować na pełen etat, oszczędzać na własne mieszkanie. W pracy szło mi dobrze, dostałam podwyżkę. Kilka razy w roku wyjeżdżam z przyjaciółkami na wakacje za granicę. Regularnie chodzimy na koncerty, do kawiarni, na siłownię – podoba mi się moje życie. Stałam się samodzielna, moje życie jest interesujące i różnorodne.
Marta mieszka z rodzicami i sama wychowuje syna Michała. Lubię siostrzeńca, gdy odwiedzam ich, zawsze przychodzę z prezentem. Czasem kupię jakąś drobnostkę, czasem zabawkę. Marta ma poważne problemy finansowe. Otrzymuje zasiłek jako samotna matka i pracuje na zmiany w sklepie – Michałem opiekuje się nasza mama. Ale mimo wszystko im nie starcza.
I wtedy mama zaczęła mi najpierw delikatnie, a potem wprost mówić, iż skoro dobrze zarabiam, powinnam regularnie pomagać siostrze finansowo.
– Nie jest ci żal Marty, kiedy jeździsz po tych swoich zagranicznych wakacjach? – wyraziła swoje niezadowolenie mama. – Ile rzeczy można by za te pieniądze kupić!
– Serio? – aż kipiałam ze złości. – Co za bezczelność, mamo? Całe życie starałam się, uczyłam się dla swojej przyszłości, dla dobrze płatnej pracy. Chciałam mieć ciekawe, a nie szare życie. I teraz je mam. Swoją drogą, 70% garderoby Michała to to, co mu kupiłam. I to za mało? O jakich pieniądzach w ogóle mówimy?
– Uspokój się – mama nie spodziewała się takiej reakcji. – Przecież to twoja siostra. No, tak wyszło, iż Michał nie ma ojca. Nie możemy przecież zostawić Marty samej, bliższej rodziny nie ma.
– Nikt nie zostawia Marty samej – odpowiedziałam. – Jakoś nie myślisz o tym, iż ona żyje u was na gotowym, w waszym mieszkaniu, a ja płacę za wynajem. I rachunków za prąd nikt za mnie nie opłaca. I jedzenia nikt mi nie kupuje. Nie mam męża, nikt mi nie robi prezentów. Sama muszę się o wszystko zatroszczyć. A to, iż sama zarabiam na wakacje i oszczędzam na mieszkanie, naprawdę uważasz, iż powinnam się tym dzielić z Martą? Nie zamierzam! I tak, nie jest mi wstyd.
Od tamtej pory mama nie porusza już tego tematu. Tylko przy spotkaniach patrzy na mnie z wyrzutem i wzdycha.