Dzisiaj postanowiłam zapisać tę historię, bo to ciąg strat i cudów, które nauczyły mnie cieszyć się ciepłem rodziny i dobrocią tych, którzy stali się bliscy nie przez krew, ale przez serce. Kiedyś byłam jedną z tych samotnych dziewczynek, które straciły wszystko, ale pewna kobieta zmieniła moje życie, stając się drugą mamą. To opowieść o bólu, nadziei i wdzięczności za miłość, która uratowała mnie przed rozpaczą.
Mam na imię Weronika, urodziłam się w małym miasteczku na Podkarpaciu. W dzieciństwie miałam szczęśliwą rodzinę: ja, mama i tata. Ale życie bywa okrutne. Gdy miałam sześć lat, mama ciężko zachorowała i niedługo odeszła. Taty nie było się pozbierać po tej stracie – zaczął pić. Nasze mieszkanie opustoszało – lodówka świeciła pustkami, chodziłam do szkoły brudna i głodna. Przestałam się uczyć, unikałam kolegów, aż sąsiedzi zgłosili sprawę do opieki społecznej. Chcieli odebrać tacie prawowana rodzicielskie, ale on błagał, żeby dać mu szansę. Obiecał, iż się zmieni. Urzędnicy zgodzili się, ale ostrzegli: za miesiąc wrócą.
Po ich wizycie tata jakby odżył. Rzucił picie, złożył zakupy, razem posegregowaliśmy bałagan w domu. Po raz pierwszy od dawna poczułam iskierkę nadziei. Pewnego dnia tata powiedział: „Córeczko, chcę cię poznać z pewną panią”. Zamarłam – czyżby zapomniał o mamie? Uspokoił mnie, iż zawsze ją kocha, ale ta kobieta nam pomoże i opieka społeczna da nam spokój. Tak poznałam ciociak Ewę. Poszliśmy do niej w odwiedziny i od razu mi się spodobała. Miała syna, Kacpra, dwa lata młodszego mego. gwałtownie się zaprzyjaźniliśmy. W domu powiedziałam tacie: „Ciociak Ewa jest dobra i ładna”. Miesiąc później przeprowadziliśmy się do niej, a nasze mieszkanie wynajęliśmy.
Życie się poprawiło. Ewa dbała o nas jak o własne dzieci, a Kacper stał mi się jak rodzony brat. Znów zaczęłam się uśmiechać, uczyłam się, marzyłam. ale los znowu uderzył. Tata nagle się kiepnął – serce nie wytrzymało. Mój świat runął. Po trzech dniach przyszli pracownicy opieki i zabrali mnie do domu dziecka. Byłam załamana, zagubiona, nie rozumiałam, dlaczego wszystko się wali. Ewa odwiedzała mnie co tydzień, przynosiła słodycze, przytarta, obiecywała, iż mnie zabierze. Sprawy się jednak wlekły. Traciłam wiarę, myśląc, iż zostanę w tych zimnych murach na zawsze.
Aż pewnego dnia zawołali mnie do dyrektora. „Weronika, spakuj się, jedziesz do domu” – usłyszałam. Nie wierzyłam własko uszom. Na podwórku stała Ewa z Kacprem. Łzy napłynęły mi do oczu, rzuciłam się w ich objęcia, ściskając tak mocno, jakbym bałak się, iż znikną. „Mamo…” – szepnęłam, pierwszy raz tak do niej mówiąc. „Dziękuję, iż mnie zabrałaś. Zrobię wszystko, żebyś nie żałowała.” Głaskała mnie po włosach, a ja płakałam ze szczęścia. Wróciłam do domu, do rodziny, która stała się moją naprawdę.
Wróciłam do swojej szkoły, znów zaczęłam się uczyć. Czas mijał. Skończyłam liceum, dostałam się na studia, znalazłam dobrą pracę jako architekt. Z Kacprem zostaliśmy bliscy jak bracia, choć nie połączyła nas krew. Dorastaliśmy, założyliśmy własne rodziny, ale nigdy nie zapomnimy o Ewie. Co weekend przyjeżdżamy do niej na obiady. Gotuje dla nas pyszne potrawy, godzinami gadamy, śpiewamy się. Ewa zaprzyjaźniła się z naszymi mężami – są jak rodzeństwo. Jej dom tętni ciepłem, a ja widzę, jak bardzo jest szczęśliwa, mając nas przy sobie.
Zawsze będzię dziękować Bogu za Ewę – moją drugą mamę. Bez niej mogłabym stać się zupełnie inną osobą, zagubioną w chłodnych ścianach domu dziecka. Dała mi nie tylko dach nad głową, ale rodzinę, miłość i wiarę w dobro. Ta historia pokazuje, iż prawdziwa rodzina nie zawsze jest związana krwią. Ewa nauczyła mnie, iż miłość i troska mogą uspokoić choćby najgłębsze rany, i na zawsze będę przem wdzięczna za to, iż mnie ocaliła.