Kiedy rzeczy są inne, niż myślisz

newsempire24.com 1 tydzień temu

*Gdy nic nie jest takie, jak się wydaje*

Aleksandra wracała z pracy autobusem, opierając głowę o zimne okno. Krople deszczu spływały po szybie, rozmywając świat za szybą w groteskowych kształtach. *Jak moje życie – przyszłość niewyraźna i niepewna. Aż strach bierze.* Zamknęła oczy, czując, jak pod powiekami gromadzą się łzy.

– Młodzi dziś… Siedzą sobie, jakby nikogo wokół nie było. A starsi ludzie stoją – rozległ się nad nią kobiecy głos pełen zgryźliwości i pogardy dla całego świata.

Ola otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą posturę korpulentnej kobiety o naburmuszonej twarzy. Jej wzrok wwiercał się w Aleksandrę jak świder.

– Proszę usiąść – powiedziała, wstając.

– Tak, tak, usiądę. Dopiero jak się upomni człowiek, to może miejsce ustąpią – burknęła kobieta, sadowiąc się z ciężkim westchnieniem.

Aleksandra przecisnęła się między nią a oparłem przedniego fotela, co nie było łatwe. Stała przy drzwiach, słysząc jeszcze pomruki o „tych dzisiejszych nieukach”. Kilka głosów żywo się przyłączyło. Babcia znalazła sojuszników.

*Może jej życie pozostało gorsze niż moje. Stąd ta złość i gorycz* – pomyślała Ola.

– Wysiadacie? – usłyszała za sobą młody głos.

Odwróciła się i… poznała swoją szkolną przyjaciółkę, Kasię.

– Ola! Nie do wiary! Tysiąc lat się nie widziałyśmy…

Nie zdążyła odpowiedzieć, bo drzwi autobusa otworzyły się z głośnym sykiem, a tłum wypchnął je obie na chodnik.

– Jak ja się cieszę, iż cię widzę! – Kasia promieniała, wyglądając na wypoczętą i zadowoloną z życia. Wzięła Olę pod rękę. – Nie licz, iż cię puszczę, póki nie wyciągnę z ciebie absolutnie wszystkiego.

– Ja też się cieszę – odparła Aleksandra bez uśmiechu. – Ale nie mogę cię zaprosić do domu.

– Nie musisz. Chodź do mnie, a adekwatnie do mojej mamy. Wyszłam za mąż i mieszkam gdzie indziej. Wpadłam tylko ją odwiedzić – wyjaśniła Kasia, ciągnąc ją za sobą.

– Kasiu, naprawdę nie mogę. Innym razem – zatrzymała się w pół kroku.

– choćby nie słucham. „Innym razem” znaczy „za kolejne sto lat”. Chodź, choć na pół godzinki – błagała Kasia słodkim tonem.

– No dobrze, ale krótko – uległa w końcu Ola.

– Co, masz w domu siedmioro na karku?

– Nie. Córka i mąż.

– A co ja sobie wyobrażałam. Córka z mężem poczekają – zdecydowała Kasia i pociągnęła przyjaciółkę dalej, omijając jej blok.

– Mamo, zobacz, kogo przyprowadziłam! – oznajmiła uroczyście Kasia.

Jej mama, ujrzawszy Aleksandrę, aż klasnęła w dłonie. W szkole dziewczyny były nierozłączne jak przyszyte. Pierwsze lata po maturze Kasia dzwoniła, namawiała na spotkania. Ale Ola miała wtedy głowę zajętą czymś innym.

Zakochała się po uszy. Codziennie słuchała napomnień mamy, żeby nie wychodziła za mąż. „Co ty w nim widzisz? Bokser. Jaka to praca – tłuc się po głowach? Złamany nos, a potem może i wózek inwalidzki. Pomyśl, córeczko…”.

Mama Kasi zaczęła wysuwać filiżanki na stół.

– Mamo, pozwól nam pogadać – poprosiła Kasia.

– Jasne, jasne. Rozumiem – skinęła głową i wyszła.

– A teraz gadaj. Od razu wiedziałam, iż coś jest nie tak. Wal, może pomogę.

Aleksandra nie zamierzała od razu się spowiadać. Ale Kasia patrzyła na nią z tak szczerym współczuciem, iż w końcu wszystko wylała jak z przetaki.

– Więc jednak wyszłaś za mąż za tego Jacka? Pamiętam, jak byłaś w nim wbita.

– Tak. Z mamą ciągle się kłóciłyśmy przez niego. Wiesz, zawsze stawiała mi ciebie za przykład. Mówiła, iż ty się w życiu ustawisz, bo jesteś rozsądna i myśląca. A mnie nazywała „romantyczną panienką z dworku” – wspomniała bez urazy Ola.

– Typowa pani Grażyna – zaśmiała się Kasia. – przez cały czas uczy w szkole?

– Tak – Aleksandra w końcu się uśmiechnęła.

Kasia – blondynka o regularnych rysach, smukła, odrobinę wyższa od przyjaciółki. A Ola – okrągła twarz, jasne kręcone włosy i niebieskie oczy pełne naiwności. Faktycznie „panienka z dworku”, wierząca w wieczną miłość i gotowa dla niej na poświęcenia. Tyle iż teraz wyglądała na zmęczoną i wychudzoną, a spojrzenie miała przygaszone.

– Najpierw wszystko było dobrze, ale na eliminacjach do mistrzostw Polski Jacek dostał w głowę. Plus wylew… – machnęła ręką. – Lekarze nie dawali żadnych szans. Ze sportem było koniec. A ja byłam już w ciąży. Nie wiem, jak donosiłam.

Potem urodziła i z dzieckiem na ręku opiekowała się Jackiem. Gdyby nie mama, nie dałaby rady. Sprzedali samochód, bo potrzeba było gotówki. Pół roku po porodzie wróciła do pracy. Mama zajmowała się córką. Dziewczynka ma już sześć lat. Wygląda jak Jacek!

Rehabilitacja trwała latami. Ola już nie wierzyła, iż Jacek kiedykolwiek znów będzie chodzić. A on dał radę. Ze sportem oczywiście koniec. A on nie umie nic, tylko boksować. To praca mu nie pasuje, to wykształcenia brak, to po kontuzji nie chcą go brać. Wściekły, iż nie może zarabiać. Stał się nerwowy i zamknięty w sobie. Z córką jeszcze coś tam się odwilża… – Ola odwróciła głowę, by ukryć łzy.

– Z pracą spróbuję pomóc – położyła dłoń na jej ręce Kasia. – A co tam „spróbuję”. Jak wrócę do domu, pogadam z mężem. Nie iż to jakiś Rockefeller, ale firmę ma z kolegą. Twojemu Jackowi do ochroniarza coś brakuje? Nie martw się, damy radę – poklepała ją po ramieniu.

– Dzięki, KasKasia zadzwoniła następnego dnia z radosną nowiną, iż Jacek może rozpocząć pracę już od poniedziałku, a w niedzielę obie rodziny spotkały się na obiedzie, podczas którego choćby pani Grażyna w końcu spojrzała na zięcia z uznaniem, bo życie, jak to życie, potrafi zaskoczyć choćby największych sceptyków.

Idź do oryginalnego materiału