Gdy nic nie było takie, jak się wydawało
Halina wracała z pracy autobusem, opierając głowę o zimną szybę. Krople deszczu spływały po szkle, rozmyścając świat za oknem, czyniąc go nierzeczywistym i dziwnie zniekształconym. „Zupełnie jak moje życie. Przyszłość mglista i niepewna. Aż strach bierze.” Zamknęła oczy. Spodł rzęs przemknęły łzy.
— Oto młodzież. Siedzą, jakby nikogo wokół nie było. A starsi stoją — rozległ się nad nią kobiecy głos, pełen goryczy i zgorzknienia.
Halina otworzyła oczy i ujrzała nad sobą korpulentną kobietę o naburmuszonej twarze. Jej wzrok wiercił Halinę jak świdrem.
— Proszę siadać — powiedziała Halina, wstając.
— No właśnie, dopiero jak powiesz, to ustąpią — burknęła kobieta.
Halina przecisnęła się między nią a oparciem przedniego siedzenia. Stała przy drzwiach, słysząc pomruki o „bezczelnej młodzieży”. Kilka głosów przyłączyło się do narzekań. Kobieta znalazła sojuszników.
„Może jej sytuacja jest gorsza niż moja. Stąd ta złość i gorycz.”
— Wysiadacie? — zapytał za nią młody głos.
Halina odwróciła się i rozpoznała swoją szkolną przyjaciółkę Kasię.
— Halinka! Ależ spotkanie. Wiek się nie widziałyśmy…
Nie zdążyła odpowiedzieć, bo drzwi autobusu otworzyły się z hukiem, a tłum ruszył, wypychając je na zewnątrz.
— Tak się cieszę, iż cię widzę — uśmiechnęła się Kasia.
Wyglądała świeżo i zadowolona z życia. Chwyciła Halinę pod rękę. — Nie licz, iż cię puszczę, zanim nie powiesz mi wszystkiego.
— Ja też się cieszę — odparła Halina bez uśmiechu. — Ale nie mogę cię zaprosić do domu.
— Nie musisz. Chodź do mnie, a adekwatnie do mojej mamy. Wyszłam za mąż i mieszkam gdzie indziej. Wpadłam ją odwiedzić — tłumaczyła Kasia w drodze.
— Kasiu, naprawdę nie mogę. Innym razem — Halina zatrzymała się.
— choćby nie słucham. Wiem, iż następnego razu będę czekać kolejne sto lat. Chodź, choć na pół godziny — błagała Kasia.
— Dobrze, ale tylko na chwilę — uległa Halina.
— Co, masz w domu siódemkę dzieci?
— Nie. Córkę i męża.
— A już myślałam, iż coś strasznego. Córka z mężem poczekają — zdecydowanie powiedziała Kasia i pociągnęła przyjaciółkę dalej, mijając jej dom.
— Mamo, zobacz, kogo przyprowadziłam! — ogłosiła uroczyście Kasia.
Mama Kasi, ujrzawszy Halinę, klasnęła w dłonie. W szkole były nierozłączne. Na początku po maturze Kasia dzwoniła, namawiała na spotkania. Ale Halina miała głowę zajętą czym innym.
Zakochała się bez pamięci. Codziennie słuchała od mamy: „Co ty w nim widzisz? Bokser. Jaki to zawód — tłuc się pięściami? Wiecznie złamany nos, a może i kalectwo. Pomyśl, córeczko…”
Mama Kasi zaczęła stawiać na stole filiżanki do herbaty.
— Mamo, daj nam pogadać — poprosiła Kasia.
— Tak, tak, oczywiście — mama wyszła z kuchni.
— A teraz mów. Od razu wiedziałam, iż coś jest nie tak. Gadaj, może pomogę.
Halina nie była gotowa dzielić się sekretami. Ale Kasia patrzyła na nią z tak prawdziwym współczuciem, iż w końcu wszystko opowiedziała.
— Wyszłaś więc za tego Jarka? Pamiętam, jak się w nim kochałaś.
— Tak. Z mamą było ciągle na noże. Wiesz, zawsze stawiała mi ciebie za wzór. Mówiła, iż sobie świetnie poradzisz, bo jesteś rozsądna. A mnie nazywała romantyczną panienką z dworku — wspomniała bez urazy Halina.
— Poznaję panią Bożenę — uśmiechnęła się Kasia. — przez cały czas uczy w szkole?
— Tak. — Halina po raz pierwszy się uśmiechnęła.
Kasia była szczupłą blondynką o regularnych rysach, nieco wyższą od przyjaciółki. Halina miała okrągłą twarz, jasne, krzywe włosy i naiwny błękit oczu. Faktycznie — panienka z dworku, wierząca w wieczną miłość i gotowa dla niej na wszystko. Tylko iż teraz wyglądała na zmęczoną i wychudzoną, a oczy straciły blask.
— Z początku było dobrze, ale na eliminacjach do mistrzostw Polski Jarek dostał cios w głowę. Plus wylew… — machnęła ręką Halina. — Lekarze nie dawali szans. O sporcie można było zapomnieć. Byłam wtedy w ciąży. Nie wiem, jak donosiłam.
Urodziła i z córeczką na ręku zajmowała się Jarkiem. Gdyby nie mama, nie dałaby rady. Sprzedali samochód, bo brakowało pieniędzy. Po pół roku wróciła do pracy. Mama zajmowała się córką. Dziewczynka ma już sześć lat. Wykapany Jarek.
Na jego powrót do zdrowia poszły lata. Nie wierzyła, iż wstanie. Ale się udało. Ze sportem było jednak koniec. Bo co on umiał, poza boksem? To praca mu się nie podoba, to brak wykształcenia, to nie chcą go po kontuzji. Bardzo to przeżywa, iż nie może zarobić. Stał się drażliwy i zamknięty w sobie. Z córką trochę się ożywia… Halina odwróciła głowę, by ukryć łzy.
— Z pracą spróbuję pomóc. — Kasia położyła dłoń na jej ręce. — adekwatnie to zaraz wracam do domu i pogadam z mężem. Nie jest właścicielem fabryk, ale ma firmę z wspólnikiem. Jarek mógłby być ochroniarzem? Nie martw się, jakoś to będzie. — Poklepała Halinę po ramieniu.
— Dziękuję, Kasiu. Dobrze, iż się spotkałyśmy. Ale muszę już iść. Jarek nie lubi, gdy się spóźniam. Boi się, iż go zostawię.
— Wymieńmy się numerami. Zadzwonię jutro. Paweł mnie bardzo kocha, myślę, iż nie odmówi pomocy mężowi mojej przyjaciółki — uśmiechnęła się Kasia.
— Mama miała rację, naprawdę jesteś mądra. Ja Jarka besztam, a sama się mazgaję — Halina przytuliła ją na pożegnanie.
— Daj spokój. U ciebie też się ułoży. Wiesz, jak mówią? Nie ważne, jak zaczniesz, ale jak skończysz — dodała otuchy Kasia.
W domu Halina nic nie powiedziała mężowi, by nie robić mu fałszywej nadziei. Kasia zadzwoniła dopiero trzeciego dnia, gdy Halina już traciJarek przyjął propozycję pracy w klubie sportowym, a gdy pewnego dnia spotkał na ulicy złamanego życiem Pawła, podał mu rękę, bo wiedział, iż prawdziwa siła nie leży w pięściach, ale w sercu.