Kiedy szczęście zapuka do drzwi

newskey24.com 4 dni temu

Pewnego wieczoru szczęście zapukało do drzwi

Ludwika została sama. Zupełnie sama. Rok temu odeszła jej mama – jedyna podpora, dusza, cała rodzina. A niedawno zmarł też Rudek – stary rudy kot, wierny towarzysz przez piętnaście lat. Ostatnia żywa istota, która rozjaśniała jej dni. Po tym wszystkim życie Ludwiki jakby zamarło: dom – praca – sklep – znowu dom. Dzień za dniem. W absolutnej samotności.

Tego wieczoru wracała z pracy później niż zwykle – zatrzymał ją niespodziewany zebranie. Na sercu ciążył jej kamień, myśli plątały się bezładnie. Szła chodnikiem, otulając się w płaszcz, i rozmyślała: *Po co to wszystko? Co mnie jeszcze czeka, skoro moje serce jest puste?* Weszła do klatki schodowej, podeszła do drzwi mieszkania – i nagle stanęła jak wryta, wstrzymując oddech.

Na wycieraczce pod drzwiami siedział maleńki szary kotek. Był pręgowany, zadbany, i patrzył na nią szeroko otwartymi oczami. Gdy ją zobaczył, podniósł się niepewnie i cicho miauknął. Ludwika drżącymi rękami podniosła go z podłogi i przycisnęła do piersi.

– Skąd się tu wziąłeś, malutki? Kto cię zostawił? – szepnęła, ledwie powstrzymując łzy.

W domu został jeszcze worek karmy – z czasów, gdy żył Rudek. I miska, i kocyk, choćby ulubiona zabawka z wstążką. Kotek jadł łapczywie, potem zwinięty w kłębek na fotelu zaczął mruczeć. Ludwika patrzyła na niego, jakby bała się spłoszyć cud.

Ale nagle pod palcami wyczuła cienką obrożę z dzwoneczkiem. Nie dzwonił – pewnie się zepsuł. Żadnej metki. Więc ktoś go szuka. Westchnęła. Serce ścisnęło się z bólu: ledwie poczuła radość, a już musiała ją oddać.

Rozwiesiła ogłoszenia w okolicy. A gdy wychodziła z klatki schodowej, niemal zderzyła się z mężczyzną – właśnie wieszał kartkę: „Zaginął kotek”. Okazało się, iż niedawno wprowadził się do sąsiedniego bloku. Nazywał się Krzysztof. Przez roztargnienie zostawił uchylone okno, a malec wyskoczył.

– Proszę ze mną, jest u mnie – powiedziała Ludwika.

Kotek radośnie podskakiwał w ramionach Krzysztofa, rozpoznając swojego człowieka.

– Nie wiem, jak pani podziękować – wzruszony powiedział mężczyzna. – jeżeli pani zechce, proszę nas odwiedzić. Puszek będzie szczęśliwy.

Dwa dni później znowu się spotkali. Ludwika przyszła do nich w gości. Przy herbacie rozmawiali o życiu, dzielili się historiami. Krzysztof wyznał, iż niedawno się rozwiódł, nie mieli dzieci, a teraz kot to jego cały świat. Ludwika opowiedziała o mamie, o Rudku. Mówili długo, spokojnie, z zaufaniem, jakby znali się od zawsze.

Puszek rozłożył się dostojnie na jej kolanach. Krzysztof patrzył na nią ciepło. A ona – pierwszy raz od bardzo dawna – nie czuła się samotna, tylko potrzebna.

Tak zaczęła się ich znajomość. gwałtownie przerodziła się w coś więcej. Spacer, kino, rozmowy… Życie znów nabrało sensu. I kto by pomyślał – wszystko zaczęło się od malutkiego futrzaka na wycieraczce.

Najważniejsze to wierzyć, iż szczęście może nadejść. I nadchodzi. Cicho, niepostrzeżenie. Czasem miaucząc i wtulając się w serce.

Idź do oryginalnego materiału