Teściowa kontra szmatka i patelnia: kiedyś nas nie chciała, a teraz sama zaprasza – ale na swoich warunkach
Pięć lat temu wyszłam za mąż za Mikołaja. To była przemyślana, dojrzała decyzja, podjęta z miłości i z przekonaniem, iż poradzimy sobie z każdym wyzwaniem. Ale jeszcze przed ślubem, gdy przyszliśmy oznajmić nasze plany jego matce, jej reakcja była jak wiadro lodowatej wody:
— Nie liczcie na moją pomoc. I ze mną mieszkać nie będziecie! Jestem panią tego domu i nikomu nie ustąpię miejsca!
Wymieniliśmy z Mikołajem porozumiewawcze spojrzenia. Szczególnie ja byłam zaskoczona. W końcu jeszcze w czasie jego studiów, na życzenie tej samej matki, wyprowadził się z jej mieszkania do wynajmowanego. Mówiła, iż tak będzie lepiej dla wszystkich. I w tej wynajętej kawalerce zamieszkaliśmy po ślubie, oszczędzając na własne lokum.
Teściowa miała tymczasem duże trzypokojowe mieszkanie w centrum Poznania. Dostała je po rodzicach – ojciec zmarł młodo, a matka żyła z nią do późnej starości. Rozwiodła się z mężem, gdy Mikołaj miał sześć lat. W małżeństwie byli zaledwie pięć lat. I jak mi kiedyś wyznała:
— Nie jestem stworzona do sprzątania. Nie znoszę gotować, prać, zmywać. Nie jestem służącą – jestem kobietą! Powinnam żyć dla siebie!
Po rozwodzie wróciła do domu rodziców, gdzie całe gospodarstwo trzymała jej mama. Babcia Mikołaja gotowała, sprzątała, prała, opiekowała się i wnukiem, i córką, bo ta, jak mówiła, „ciężko pracowała” i „robiła karierę”. Gdy babcia się zestarzała i zaczęła chorować, domowe obowiązki i tak nie przeszły na teściową. Nie ustępowała – w niczym.
Potem zmarł ojciec Mikołaja. Utrzymywał z nim kontakt. Mieszkanie po ojcu zgodnie z testamentem podzielono między męża a macochą. Kobieta okazała się rozsądna – zgodziła się sprzedać swoją część, a my z Mikołajem ją wykupiliśmy. Wyprowadziliśmy się, urządzili, urodził się nasz syn. I wtedy wszystko się zaczęło…
Gdy Adrian miał zaledwie pół roku, Mikołaj upadł na ulicy i złamał nogę. Złamanie okazało się skomplikowane. Stracił pracę, pieniędzy było coraz mniej. Nie mogłam wrócić do pracy – małe dziecko, mąż niemal unieruchomiony, raty za mieszkanie, dług wobec macochy. Zaciskaliśmy pasa. Wtedy Mikołaj, niechętnie, zadzwonił do matki:
— Mamo, może na jakiś czas się do ciebie wprowadzimy? Pół roku. Swoje wynajmiemy, trochę się pozbieramy…
Odpowiedź była natychmiastowa i zimna:
— O tym nie ma mowy! Mieszkają u mnie Kinga! Pomaga mi w domu, wszystko robi, a wy tylko będziecie przeszkadzać!
Kinga – to jej kuzynka, starsza, samotna, bez dzieci. Wcześniej mieszkała na wsi, ale jej dom spłonął. Teściowa „wspaniałomyślnie” ją przygarnęła… żeby sprzątała, gotowała i prała. Kinga stała się służącą. A teściowa nie owijała w bawełnę:
— Mieszkasz u mnie, jesz na mój koszt – idź, znajdź pracę! Nie będziesz tak tylko siedzieć!
Żal mi było Kingi. Wyglądała na zgnębioną, zmęczoną, ale milczała. Aż w końcu… zniknęła. Po pół roku Mikołaj powiedział:
— Wiesz, Kinga uciekła! Znalazła faceta z mieszkaniem – i wyjechała, choćby się nie pożegnała.
Cieszyliśmy się dla niej. Dobra, ciepła kobieta, zasługująca na szacunek, nie na krzyki i obowiązki. Ale teraz teściowa została sama. Kto teraz będzie za nią zmywać i odkurzać?
I nagle – telefon. To ona!
— No dobrze, wprowadźcie się do mnie. Wynajmijcie swoje. Tylko mam warunek: Weronika (czyli ja) będzie robić wszystko! Sprzątać, gotować, prać, prasować. No co? Przecież będziecie mieszkać za darmo!
Gdy Mikołaj przekazał mi jej słowa, wybuchnęłam śmiechem.
— Powiedziałeś jej, iż to nigdy? – spytałam.
— Oczywiście – skinął głową. – Uraziła się. Powiedziała, iż zatrudni pomoc domową.
Niech zatrudnia. Oboje pracujemy, wróciłam z macierzyńskiego, syn już w przedszkolu. Mamy własny dom, własny spokój. Nie będę służącą dla kobiety, która całe życie uciekała od odpowiedzialności, ale chętnie siedziała na karku własnej matki.
Minęło kilka dni, i znów zadzwoniła, naiwnie pytając: „Na pewno się nie rozmyśliliście?”
Nie, nie rozmyśliliśmy. A ja pomyślałam: niedługo przejdzie na emeryturę. Na pomoc domową już nie starczy. Ciekawe, kogo wtedy będzie błagać? A może wreszcie weźmie w ręce ścierkę, garnek, miotłę – i nauczy się żyć samodzielnie, jak dorosła osoba?
Zobaczymy…