Ostatnio prawdziwym hitem w sieci był dom w Krakowie przy ulicy Horaka. Są w nim balkony na piętrach, ale też coś w rodzaju balkonów lub tarasów na parterze. Problem w tym, iż to dosłownie podziemna konstrukcja. Ludzie w komentarzach stwierdzili, iż to przypomina... bunkier.
Jak pisaliśmy w naTemat, sprawę nagłośnił lokalny radny Łukasz Gibała. W rozmowie z nami przekonywał, iż patodeweloperka w Krakowie kwitnie, a jednym z najbardziej jaskrawych przykładów są tzw. mikrokawalerki. Z jego relacji wynikało, iż wspomniany już budynek jednorodzinny ze zdjęcia podzielono na kilkanaście mieszkań – każde po kilkanaście metrów kwadratowych.
Mikrokawalerki czy "patokawalerki"?
Mikrokawalerki, albo bardziej szyderczo, "patokawalerki", to nie jest nowe zjawisko i rzecz jasna nie dotyczy tylko Krakowa. W serwisach ogłoszeniowych jest pełno ofert z mieszkaniami o powierzchni 15 m kw. albo mniejszej. Już kilka lat temu pokazaliśmy wam, iż niektóre historie z mikrokawalerkami wołają o pomstę do nieba.
Z jednej strony wiele osób może się skusić, bo w ten sposób da się nieco zaoszczędzić (bardziej w teorii niż w praktyce). Przecież to może się kojarzyć z życiem studenckim, kiedy wynajmuje się mały pokój. Z drugiej, jak funkcjonować w przestrzeni, gdzie jedno pomieszczenie może być jednocześnie kuchnią, salonem, sypialnią i łazienką?
Postanowiłem sprawdzić, jak na oferty z mikrokawalerkami zareagują najmłodsi. Znalazłem kilka osób z pokolenia Z, które przecież ceni sobie nawyki "self-care". Pokazałem im też zdjęcia domu z "zabunkrowanym" balkonem.
Ceny za mikrokawalerki. Ile w Warszawie?
No właśnie, cena. jeżeli dokładniej przejrzymy oferty z Warszawy, ceny za wynajem mikrokawalerek też ocierają się o absurd. Dla przykładu prawie 2,5 tys. zł za 16 m kw. Co prawda z miejscem postojowym i w niezłej lokalizacji, ale to wciąż mieszkanie, w którym można dostać objawów klaustrofobii. I pomyślcie jeszcze, iż to miejsce parkingowe jest kilka mniejsze... od mieszkania.
Albo za 1700 zł, na parterze. Po zdjęciach widać, iż warunki w stylu... byle przetrwać. Ktoś życzy sobie do tego jeszcze 2 tys. zł kaucji. I jeszcze historia sprzed pięciu lat. Za wynajęcie 12-metrowego mieszkania ktoś domagał się 1500 złotych plus opłaty.
W ogóle na rynku mieszkaniowym mamy przedziwną sytuację, o czym w naTemat pisał Konrad Bagiński. Ceny mieszkań rzeczywiście powoli spadają, ale są wyjątki. Na dopłaty czekają w zasadzie tylko flipperzy i deweloperzy, bo poprzednie programy mieszkaniowe pomogły tysiącom, ale zaszkodziły milionom. Na przykład 20 tysięcy złotych za metr kwadratowy kawalerki to po prostu gruba przesada.
Dlatego wielu młodych ludzi może o własnym mieszkaniu tylko pomarzyć i zostaje im wynajem. A ci z pokolenia Z też widzą, iż poziom żenady niektórych ogłoszeń eksploduje. I nie dają się nabrać na kilkanaście metrów kwadratowych, byle tylko żyć samodzielnie.
Kawalerka jak komórka
Smutna prawda jest też taka, iż mikroapartamenty zyskały popularność nie dlatego, iż są fajne i ludzie przestawiają się na minimalizm, ale dlatego, iż na nic innego nas nie stać. Pisała o tym Dorota Kuźnik, która nie zostawiła suchej nitki na takim stylu mieszkania.
Nawiązała do tekstu "Gazety Wyborczej", w którym lokatorka kawalerki o rozmiarze 9 metrów kwadratowych zachwala mieszkanie na takiej przestrzeni.
"Wmawianie ludziom, iż da się żyć na dziewięciu metrach kwadratowych, to szerzenie patologii. Nie da się, a mikroapartament to nie mieszkanie. W najmniejszym choćby calu" – czytamy.