"Klimaty jak w slumsach. To jest poniżające". Pokazałem Zetkom oferty z mikrokawalerkami

natemat.pl 3 godzin temu
Moglibyście mieszkać w mikrokawalerce? Dzielenie mieszkań na mniejsze segmenty o wielkości paczki zapałek to prawdziwa plaga na rynku. I pewnie wiele osób może się na nie skusić, ale pomyślałem, iż pokażę takie oferty osobom z pokolenia Z. Młodzi dorośli tylko spojrzeli... i się zaczęło.


Ostatnio prawdziwym hitem w sieci był dom w Krakowie przy ulicy Horaka. Są w nim balkony na piętrach, ale też coś w rodzaju balkonów lub tarasów na parterze. Problem w tym, iż to dosłownie podziemna konstrukcja. Ludzie w komentarzach stwierdzili, iż to przypomina... bunkier.

Jak pisaliśmy w naTemat, sprawę nagłośnił lokalny radny Łukasz Gibała. W rozmowie z nami przekonywał, iż patodeweloperka w Krakowie kwitnie, a jednym z najbardziej jaskrawych przykładów są tzw. mikrokawalerki. Z jego relacji wynikało, iż wspomniany już budynek jednorodzinny ze zdjęcia podzielono na kilkanaście mieszkań – każde po kilkanaście metrów kwadratowych.

Mikrokawalerki czy "patokawalerki"?


Mikrokawalerki, albo bardziej szyderczo, "patokawalerki", to nie jest nowe zjawisko i rzecz jasna nie dotyczy tylko Krakowa. W serwisach ogłoszeniowych jest pełno ofert z mieszkaniami o powierzchni 15 m kw. albo mniejszej. Już kilka lat temu pokazaliśmy wam, iż niektóre historie z mikrokawalerkami wołają o pomstę do nieba.

Z jednej strony wiele osób może się skusić, bo w ten sposób da się nieco zaoszczędzić (bardziej w teorii niż w praktyce). Przecież to może się kojarzyć z życiem studenckim, kiedy wynajmuje się mały pokój. Z drugiej, jak funkcjonować w przestrzeni, gdzie jedno pomieszczenie może być jednocześnie kuchnią, salonem, sypialnią i łazienką?

Postanowiłem sprawdzić, jak na oferty z mikrokawalerkami zareagują najmłodsi. Znalazłem kilka osób z pokolenia Z, które przecież ceni sobie nawyki "self-care". Pokazałem im też zdjęcia domu z "zabunkrowanym" balkonem.

Ceny za mikrokawalerki. Ile w Warszawie?


No właśnie, cena. jeżeli dokładniej przejrzymy oferty z Warszawy, ceny za wynajem mikrokawalerek też ocierają się o absurd. Dla przykładu prawie 2,5 tys. zł za 16 m kw. Co prawda z miejscem postojowym i w niezłej lokalizacji, ale to wciąż mieszkanie, w którym można dostać objawów klaustrofobii. I pomyślcie jeszcze, iż to miejsce parkingowe jest kilka mniejsze... od mieszkania.

Albo za 1700 zł, na parterze. Po zdjęciach widać, iż warunki w stylu... byle przetrwać. Ktoś życzy sobie do tego jeszcze 2 tys. zł kaucji. I jeszcze historia sprzed pięciu lat. Za wynajęcie 12-metrowego mieszkania ktoś domagał się 1500 złotych plus opłaty.

W ogóle na rynku mieszkaniowym mamy przedziwną sytuację, o czym w naTemat pisał Konrad Bagiński. Ceny mieszkań rzeczywiście powoli spadają, ale są wyjątki. Na dopłaty czekają w zasadzie tylko flipperzy i deweloperzy, bo poprzednie programy mieszkaniowe pomogły tysiącom, ale zaszkodziły milionom. Na przykład 20 tysięcy złotych za metr kwadratowy kawalerki to po prostu gruba przesada.

Dlatego wielu młodych ludzi może o własnym mieszkaniu tylko pomarzyć i zostaje im wynajem. A ci z pokolenia Z też widzą, iż poziom żenady niektórych ogłoszeń eksploduje. I nie dają się nabrać na kilkanaście metrów kwadratowych, byle tylko żyć samodzielnie.

Kawalerka jak komórka


Smutna prawda jest też taka, iż mikroapartamenty zyskały popularność nie dlatego, iż są fajne i ludzie przestawiają się na minimalizm, ale dlatego, iż na nic innego nas nie stać. Pisała o tym Dorota Kuźnik, która nie zostawiła suchej nitki na takim stylu mieszkania.

Nawiązała do tekstu "Gazety Wyborczej", w którym lokatorka kawalerki o rozmiarze 9 metrów kwadratowych zachwala mieszkanie na takiej przestrzeni.

"Wmawianie ludziom, iż da się żyć na dziewięciu metrach kwadratowych, to szerzenie patologii. Nie da się, a mikroapartament to nie mieszkanie. W najmniejszym choćby calu" – czytamy.

Idź do oryginalnego materiału