Traumatyczny poród w warszawskim szpitalu
Kobiety korzystały z płatnej, indywidualnej opieki. Tym większy był ich szok, gdy spotkały się z przemocą i brakiem empatii. Mówią o brutalnych badaniach bez ich zgody, bez znieczulenia, stosowaniu manewru Kristellera i całkowitym ignorowaniu ich potrzeb.
Jak relacjonuje Ewa, w reportażu Oliwii Gęsiarz, po porodzie straciła przytomność, a pomoc przyszła z opóźnieniem i w atmosferze chaosu. Obie kobiety mówią wprost, iż były traktowane "jak przedmiot".
Na tym nie koniec. W tle historii pojawiają się także studentki położnictwa, które miały być poniżane przez tę samą położną.
Jedna z nich opowiedziała, jak została publicznie ośmieszona i obrażona podczas zajęć: "Zostałam wyśmiana, bo rzekomo za bardzo przejmuję się pacjentkami. Potem jeszcze to rozpowiadała innym".
Położna ze Szpitala im. Świętej Rodziny oskarżona o przemoc
Pacjentki próbowały dochodzić sprawiedliwości — pisały skargi do szpitala, Rzecznika Praw Pacjenta oraz izby pielęgniarskiej. Współpracowały również z Fundacją Rodzić po Ludzku.
Mimo iż szpital deklaruje, iż położna nie odbiera już porodów, nie podał żadnych szczegółów, a kobiety ustaliły, iż Hanna przez cały czas pracuje w placówce, tylko w innym dziale.
Szpital nie przyznaje się do błędów. W odpowiedziach na skargi podkreśla, iż dokumentacja medyczna nie wykazuje nieprawidłowości.
W ocenie pacjentek i dziennikarki to właśnie brak odzwierciedlenia rzeczywistych wydarzeń w dokumentach jest jedną z głównych bolączek systemu. "Czujemy się oszukane. Nikt nas choćby nie przeprosił" – mówią kobiety.
Reportaż rzuca światło nie tylko na dramat dwóch pacjentek, ale także na głębsze problemy polskiej opieki okołoporodowej: przeciążenie kadry, nieskuteczność systemu skarg i brak przejrzystości w działaniach placówek. W tym systemie – jak podkreślają bohaterki – "papier jest ważniejszy niż człowiek".