Dziś wydarzyło się coś, co zmieniło wszystko. Właśnie wróciłem do domu, a mój tata, Henryk, siedział w kuchni, pijąc herbatę. Wziąłem głęboki oddech i powiedziałem:
— Tato, muszę ci coś powiedzieć. Nasza sąsiadka, Kasia… jest w ciąży. To moje dziecko.
Henryk na moment zamilkł, po czym odparł spokojnie:
— Więc się z nią ożeś.
— Co? Przecież jestem jeszcze młody. Nie mam głowy do zakładania rodziny, a tym bardziej my choćby nie byliśmy razem na poważnie…
— Ach tak? — uśmiechnął się gorzko ojciec. — Kiedy biegałeś za dziewczyną, byłeś mężczyzną, ale gdy trzeba wziąć odpowiedzialność, nagle jesteś dzieciakiem. No proszę. — Nie dodając już nic więcej, głośno zawołał mamę: — Ewa! Chodź tu na chwilę!
Mama weszła do kuchni, wycierając ręce w fartuch:
— Co się dzieje?
— Posłuchaj. Nasz syn spłodził dziecko, a teraz nie chce się żenić. Kasia, córka sąsiadów. Jest w ciąży przez niego. A on – wycofuje się jak szczur.
Ewa choćby się nie zdziwiła. Jej twarz stała się kamienna:
— I słusznie. Po co mielibyśmy wciągać pod ten dach pierwszą lepszą? Dzisiejsze dziewczyny są przebiegłe – znajdą kogoś z lepszą sytuacją, zrobią sobie dziecko, a potem «ożeń się». A potem może się okazać, iż wcale nie jego. Niech zrobi test. I w ogóle, nie ma co naciskać na Jacka, jeszcze jest młody. To mężczyzna, trudno mu było się oprzeć. Ale nie musimy utrzymywać cudzych dzieci.
Henryk ciężko westchnął i powiedział cicho:
— A jeżeli to naprawdę jego dziecko?
— A jeżeli nawet? Czy to znaczy, iż mamy brać za to odpowiedzialność? Niech najpierw zrobi badania, wtedy zobaczymy.
Odwróciła się i wyszła do kuchni, a Henryk został ze mną.
— Wiesz, ja też kiedyś byłem młody — zaczął. — Kochałem jedną, a ożeniłem się z inną. Nie z miłości, ale z obowiązku. Bo bycie mężczyzną to nie tylko namiętność, to wybory i ich konsekwencje. Twoja mama była wtedy w ciąży. Nie wiedziałem, czy dam radę z nią żyć, ale wiedziałem jedno – dziecko nie jest winne. Moja krew, moja sprawa. I wiesz, Jacek, mimo wszystko nigdy nie żałęłem, iż zostałem.
Minęły trzy miesiące. Test DNA dał jasną odpowiedź: z 99,9% pewnością jestem ojcem dziecka Kasi.
— A co z tego? — prychnęła Ewa, gdy Henryk położył przed nią wyniki. — Tak, jest ojcem. Ale to nie znaczy, iż Kasia zamieszka w tym domu. Tu nie postawi nogi. Tak mówię!
Siedziałem, nie patrząc ojcu w oczy. Po mojej twarzy było widać, iż stanąłem po stronie mamy. Zaciśnięte pięści, ale żadnego słowa.
Henryk powoli wstał od stołu:
— Skoro oboje podjęliście decyzję – teraz posłuchajcie mojej.
Mówił cicho, ale w jego głosie brzmiała stal:
— Dopóki żyję, mój wnuk nie zazna biedy. Wykupię ziemię, postawię dom, i on – mój wnuk – dostanie wszystko, na co zapracowałem. A wy możecie już na moją pomoc nie liczyć. Nie będę uczestniczył w tym cyrku. Jacek, od dzisiaj nie jesteś moim synem. Wszystko, co mam, będzie należało do dziecka. Ani grosza więcej dla was.
Ewa wybuchnęła:
— Odpłaciłeś się?! Własnego syna chcesz zrujnować?!
Henryk nie odpowiedział. Po prostu odwrócił się i wyszedł, ignorując krzyki i przekleństwa. Zostałem w ciszy, nie wierząc, iż to naprawdę się stało. Ale wiedziałem jedno: jeżeli Henryk coś powiedział – dotrzyma słowa.