Dekretowy koszmar: cień przeszłości i groźba rozwodu
Dekret okazał się dla mnie, Agnieszki, prawdziwą próbą, która niemal zniszczyła naszą rodzinę. W małym miasteczku nad Wisłą trzy lata urlopu macierzyńskiego z pierwszym dzieckiem zamieniły moje małżeństwo z Tomaszem w pole bitwy. Teraz, gdy życie się unormowało, mój mąż nalega na drugie dziecko, ale wspomnienia tych mrocznych dni wypełniają mnie paniką. Jego upór grozi powrotem do kłótni i być może choćby do rozwodu. Jak się bronić, nie tracąc rodziny?
Kiedy urodził się nasz syn, Kuba, miałam tyle nadziei. Przed dekretem nasze życie z Tomkiem było idealne. Spotykaliśmy się dwa lata, potem kolejne dwa mieszkaliśmy razem bez ślubu. Nie było sporów – ani o dom, ani o pieniądze. Dzieliliśmy obowiązki po równo, omawialiśmy wydatki i zawsze znajdowaliśmy wspólny język. Dziecko było planowane, przygotowywaliśmy się na trudności, ale nie miałam pojęcia, jak ciężka okaże się rzeczywistość. Tomasz, którego uważałam za kochającego i wyrozumiałego, zmienił się nie do poznania, a nasz związek zaczął pękać.
Pierwsze miesiące z niemowlakiem były piekłem. Jako niedoświadczona matka nie wiedziałam, jak poradzić sobie z płaczem, kolkami, nieprzespanymi nocami. Całe moje życie kręciło się wokół Kuby, a Tomasz tego nie rozumiał. Uważał, iż wystarczy nakarmić dziecko co trzy godziny, dać smoczek i już jestem wolna. „Przecież siedzisz w domu, co jest trudnego?” – mówił, wyrzucając mi, iż nie gotuję wymyślnych obiadów, rzadziej sprzątam, a jego koszule nie zawsze są wyprasowane. Gdy podgrzewałam zupę z poprzedniego dnia, krzywił się: „Tego już nie można jeść!” Ale pomóc mi nie zamierzał. „Ja haruję w pracy, a ty siedzisz w domu, mogłabyś sobie radzić” – rzucał, ignorując fakt, iż dzieckiem zajmowałam się całą dobę.
Kłótnie wybuchały o wszystko: kurz na półce, nieumyta patelnia, wczorajsze jedzenie. Tomasz odmawiał pomocy choćby w weekendy, odpowiadając na moje prośby krzykiem: „Moja matka z trzema dziećmi dawała radę, ogród uprawiała, obiady codziennie gotowała! A ty z jednym dzieckiem w mieszkaniu nie potrafisz!” Jego słowa bolały jak policzki. Czułam się bezużyteczna, a jego obojętność zabijała miłość, którą do niego czućam. Najgorsza była jednak kontrola finansowa. Gdy tylko przeszłam na urlop macierzyński i przestałam zarabiać, Tomasz uznał, iż jestem „rozrzutna”. Żądał listy zakupów, ale kupował tylko to, co sam uznał za stosowne. Pewnego dnia skreślił wizytę u fryzjera: „Wyglądasz normalnie, po co marnować pieniądze?” Dusiłam się z upokorzenia.
Mój idealny związek stał się klatką. Marzyłam o odejściu, ale nie miałam dokąd: ani własnego mieszkania, ani pracy. Przez łzy postanowiłam: przetrwam do końca urlopu, wrócę do pracy i odejdę z Kubą. Ta myśl dawała mi siłę. ale pod koniec dekretu coś się zmieniło. Tomasz nagle zabrał mnie do salonu piękności, kupił nowe ubrania, bym „wyglądała jak milion dolarów” przed powrotem do pracy. Gdy Kuba poszedł do przedszkola, a ja wróciłam do biura, Tomasz stał się innym człowiekiem. Znów był tym troskliwym mężczyzną, w którym się zakochałam. Pomagał w domu, przestał liczyć każdy grosz, a ja nie wierzyłam własnym oczom. Kłótnie zaczęły blaknąć, urazy tracić ostrość, a ja odłożyłam myśli o rozwodzie. Znów staliśmy się rodziną.
Lecz ten kruchy spokój zawisł na włosku. Kilka miesięcy temu Tomasz oznajmił: „Agnieszka, chcę drugie dziecko”. Jego słowa uderzyły jak grom. Wspomnienia urlopu – krzyki, pretensje, samotność – powróciły ze zdwojoną siłą. „Wiesz przecież, jak ciężko mi było – próbowałam tłumaczyć. – Nie chcę przez to przechodzić jeszcze raz.” On jednak machnął ręką: „Teraz zarabiam więcej, damy radę. Chcę syna, następcę!” Jego determinacja rosła, a ja widziałam w jego oczach ten sam chłód, co w czasie dekretu. Nie słyszał mnie, nie chciał zrozumieć, jak bardzo przeraża mnie perspektywa ponownego zamknięcia w domu.
Każda rozmowa o drugim dziecku kończy się napięciem. Tomasz naciska coraz mocniej, a ja czuję, jak panika ściska mi gardło. Wyobrażam sobie nieprzespane noce, jego pretensje, kontrolę wydatków – i robi mi się niedobrze. „Nie jestem gotowa, Tomek – mówię. – Daj mi czas.” On jednak nie ustępuje: „Jesteś egoistką, myślisz tylko o sobie!” Jego słowa bolą, a ja widzę, jak wraca cień tamtego nerwowego, krzyczącego Tomasza. Boję się, iż znów znajdziemy się na krawędzi rozwodu, ale nie potrafię się zgodzić na kolejny urlop. Te trzy lata niemal mnie złamały – nie chcę ryzykować zdrowia, małżeństwa, własnej duszy.
Nocami leżę bez snu, rozdarta między strachem a poczuciem winy. Tomasz marzy o dużej rodzinie, a ja nie potrafię dać mu tego, czego pragnie. Może rzeczywiście jestem egoistką? A może to on nie widzi, jak głęboko mnie zraniMoże powinnam spróbować raz jeszcze, choć serce pęka na myśl o powtórce tamtych dni.