Koszmar nauczyciela. "Nie mam życia prywatnego, bo rodzice dzwonią choćby po 22"

gazeta.pl 1 tydzień temu
Zdjęcie: Fot. Iwona Burdzanowska / Agencja Wyborcza.pl


Ile pracują nauczyciele? Wielu myśli, iż po skończonych zajęciach zamykają na klucz drzwi klasy i wypoczywają na wygodnej kanapie. Nic bardziej mylnego. - Czas wolny? w tej chwili nie istnieje - wyznaje jeden z trójmiejskich pedagogów i wyjaśnia, dlaczego czuje się obciążony pracą choćby po lekcjach.
Prowadzenie lekcji i nauczanie to tylko wycinek z pracy nauczyciela polskiej szkoły w 2025 roku. A przynajmniej tak uważa nasz rozmówca, Cezary (imię zmienione) - historyk i pedagog, który prowadzi zajęcia w trzech trójmiejskich szkołach podstawowych. - Same lekcje to tylko skromny procent z moich obowiązków. I to ten najprzyjemniejszy, bo nauczycielem zostałem z pasji i prawdziwego powołania. Gdyby moja praca polegała tylko na przekazywaniu wiedzy dzieciakom, byłbym szczęśliwy, bo młodzież mamy naprawdę zdolną i w większości chętną do nauki - mówi i dodaje, iż przysłowiowe schody zaczynają się po lekcjach.


REKLAMA


Zobacz wideo Zajęcia na strzelnicy w szkołach. Czy to dobry pomysł? [SONDA]


Czas wolny? Nie dla nauczyciela
- Mówiąc o braku wolnego czasu, wcale nie odnoszę się do sprawdzania klasówek i testów, choć to też niewątpliwie spora część pracy, którą przynoszę do domu. Mam na myśli odpisywanie na wiadomości rodziców, którzy zamiast podczas wyznaczonych przez szkołę konsultacji, kontaktują się ze mną, kiedy im wygodnie - wyjaśnia Cezary i dodaje, iż powody, dla których dzwonią i piszą rodzice, bywają kuriozalne. - Proszę sobie wyobrazić sytuację: jest godzina niemal 22, jestem na piątkowym towarzyskim spotkaniu z przyjaciółmi. Nagle dzwoni mój telefon. Raz, drugi i trzeci. W końcu odbieram. Co słyszę w słuchawce? "Dobry wieczór, tu mama Hani z 4b. Córka przyniosła trójkę ze sprawdzianu, a chciałaby poprawić na piątkę. Czy może to zrobić na następnej lekcji?" - opowiada nasz rozmówca i wzrusza ramionami. - No i co ja mam w takiej sytuacji zrobić? - zastanawia się.


Czytaj także:


"Skarb z Minecrafta" na religii. Internauci zachwyceni: Marzenie


Rodzice interweniują w kwestii ocen, ale nauczyciel zauważa, iż to tylko wierzchołek góry lodowej. Bo uczniowie są niesamodzielni. - Niesamowicie denerwuje mnie też to, iż rodzice załatwiają wszystkie sprawy za dzieci. Uczniowie na lekcji nie zająkną się nawet, iż chcieliby poprawić sprawdzian, czy zrobić dodatkowe zadanie, żeby podnieść średnią ocen z mojego przedmiotu. Nigdy też nie usłyszałem od nich, iż czegoś nie rozumieją i potrzebują dodatkowego wyjaśnienia. Za to od ich rodziców - notorycznie - mówi Cezary.
Nauczyciel dodaje, iż w tej chwili rodzice nie tylko sprawdzają informacje dostępne w elektronicznym dzienniku, ale zakładają na komunikatorach specjalne grupy, na których wymieniają się wiadomościami. - Te dzieciaki nie mają choćby pola do tego, by poczuć namiastkę odpowiedzialności. No bo po co, skoro mama sprawdzi, kiedy jest sprawdzian, a tata zerknie, co trzeba na niego przygotować? - zastanawia się pedagog.
Pedagodzy są przeciążeni. "Mówimy o naszych spostrzeżeniach"
Problem, choć na pozór banalny, ma jednak drugie dno. Rodzice nie tylko oczekują bowiem pełnej dostępności pedagogów, ale i dyrekcja szkół często nie widzi w takim postępowaniu problemu. A choćby mu przyklaskuje. - To nie tylko moje obserwacje, zgadza się ze mną gros kolegów i koleżanek "po fachu" - mówi Cezary. - Podczas spotkań rady pedagogicznej mówimy o naszych spostrzeżeniach, ale dyrekcja jest zadowolona, iż "rodzice się angażują". Co z tego, iż naszym kosztem - wyjaśnia.


Pedagog dodaje, iż w najgorszej sytuacji są wychowawcy klas. Oni mierzą się bowiem nie tylko z monitami rodziców o oceny ich dzieci, ale również z innymi sytuacjami, które na co dzień dotykają uczniów. - Na porządku dziennym są konflikty między dziećmi. I to akurat nic dziwnego, te istnieją i istniały od zawsze. Dziś jednak przenoszą się także do sieci, a na to często my nie mamy wpływu. Możemy mówić, edukować, ale nie możemy przecież zabierać czy przeglądać telefonów uczniów - mówi. Często jednak nauczyciele są obwiniani za brak odpowiedniej reakcji. - A przecież my nie mamy niemal żadnych narzędzi! - dodaje nasz rozmówca.


Czytaj także:


Nauczycielka: Po 10 latach zjawił się w szkole ktoś młodszy ode mnie


O tym, iż nauczyciele często znajdują się w sytuacji "bez wyjścia", napisała niedawno Gazeta Wyborcza. Można tam sprawdzić, jak wygląda "dzień z życia nauczyciela". Tekst jest dostępny TU.
Nauczyciel na celowniku. "Mogą nas recenzować, ile wlezie"
Kolejnym obciążeniem dla nauczycieli jest też fakt, iż często są oni "na celowniku" otoczenia, które wymaga od pedagogów tzw. świecenia przykładem. Także prywatnie. - Biorąc pod uwagę specyfikę zawodu nauczyciela, praktycznie każde jego zachowanie może być potencjalnie interpretowane jako naruszające prawa lub dobro dziecka. To z kolei może przyczyniać się do wzrostu liczby zgłaszanych spraw - wyjaśnia w rozmowie z gazetaprawna.pl adwokat Michalina Koligot, a na profilu facebookowym "Protest z wykrzyknikiem" można zobaczyć statystyki dotyczące postępowań dyscyplinarnych wobec nauczycieli.


Pod postem pojawiło się sporo komentarzy od internautów, wśród nich także nauczycieli. "Wszyscy mogą nas recenzować, ile wejdzie. Natomiast nauczyciel nie dość, iż nie ma godnego zarobku, to jeszcze nie może mieć spokojnego prywatnego życia" - zauważają niektórzy. Inni natomiast poddają pod dyskusję inną istotną kwestię: co zrobić z pomówieniami? "Co z rodzicami, którzy szkalują i pomawiają nauczyciela, nasyłają kuratorium, a później się okazuje, iż bezzasadnie? Jakie konsekwencje są przewidziane dla takich ludzi?".


Czy macie podobne spostrzeżenia? Zachęcamy do podzielenia się swoimi historiami, może je opisać, wysyłając wiadomość: agatagp@agora.pl. Gwarantujemy anonimowość.
Idź do oryginalnego materiału