"Każdy u swoich rodziców w domu ma swoje przedszkolne i szkolne fotografie. Te z lat 80. i 90. naprawdę miały swój niepowtarzalny klimat (szczególnie fotkami z mikołajem można by dziś straszyć dzieci). Rodzice mimo to zawsze je kupowali na pamiątkę, bo przecież do fotografa chodziło się co najwyżej z okazji chrztu czy komunii. Myślę, iż trochę działało też poczucie obowiązku, bo skoro ktoś już je wydrukował, to chyba warto zapłacić (ale zero presji).
Mam zdjęć w bród
Prawda jest taka, iż aparat fotograficzny w domu wyciągało się niezwykle rzadko. Niewielkie klisze (zazwyczaj 36 zdjęć) oraz duże ryzyko ich prześwietlania sprawiały, iż szansa na wywołanie dobrych zdjęć była dość niewielka. Też mało kto miał talent: nieostre zdjęcie, daleki i nieciekawy kadr. Zresztą definicja 'dobrego' zdjęcia mocno ewoluowała od tamtego czasu. Nie dlatego, iż ludzie zaczęli się interesować fotografią, ale dlatego, iż od lat mają pod ręką telefony ze świetnymi aparatami. Sprzęt jest lepszy, ale i podgląd zdjęcia pozwala na szybką poprawkę.
Mam 11-letnie dziecko i nie mam fotek z niemowlakiem zaraz po porodzie. Dlaczego? Bo miałam telefon z klapką, ale po jakichś 2 latach sprawiłam sobie telefon i nagle pojawił się ogrom innych możliwości, w tym selfie (bo przecież kto inny matce zrobi zdjęcie, jak nie ona sama). Trzaskamy zdjęcia na potęgę, używamy filtrów, a jak coś się nie uda, od razu poprawiamy. Na grzyba więc nam teraz fotki od szkolnego fotografa?
Kto będzie to zdjęcie kiedyś chciał?
Dzieci mają telefony i robią sobie fotki z koleżankami, na wycieczkach i uroczystościach szkolnych też ktoś zawsze robi zdjęcia. Nie potrzebuję eleganckiego portretu z koleżankami, z którymi pewnie znajomość zakończy się wraz z końcem szkoły podstawowej (a może choćby i w przyszłym tygodniu). Może zapamięta, jak miały na nazwisko, a może i nie.
Muszę przyznać, iż szkolni fotografowie naprawdę robią teraz ekstra zdjęcia, ale nie czuję potrzeby wydawania po 30 zł za każda fotę, tym bardziej iż na moim dysku już mam jakiś terabajt zdjęć i filmów mojego dziecka (ciekawe, ile to dokładnie plików?). Zanim się zachwycisz kolejną fotką swojego dziecka w 'atrakcyjnej' cenie, zastanów się, czy naprawdę go potrzebujesz. To przecież biznes żerujący na sentymencie. Pomyśl jednak, jak często wracasz do tych setek zdjęć, które sama robisz… Twoje dziecko tym bardziej do tego wracać nie będzie".