**Los, który puka do drzwi**
W małym nadmorskim miasteczku, gdzie mewy krzyczały nad falami, Jadwiga całego dnia krzątała się w kuchni. Przyrządzała aromatyczną kolację: pieczoną rybę, ziemniaki z ziołami, a na deser upiekła ulubiony kremówkę. Zmęczona, ale zadowolona, posprzątała stół, nakryła go białym obrusem i usiadła, czekając na męża z pracy. Serce biło jej nieco szybciej niż zwykle – dziś czekała ją ważna rozmowa. W końcu w zamku zgrzytnął klucz, a w progu stanął Krzysztof.
– Witaj, kochanie! – uśmiechnął się, zdejmując płaszcz. – Co za okazja? Świętujemy coś? – skinął głową w stronę zastawionego stołu pełnego smakowitych potraw.
– Kochany, musimy poważnie porozmawiać – cicho, ale stanowczo powiedziała Jadwiga. – To dotyczy naszej rodziny.
Krzysztof zastygł, jego uśmiech powoli zgasł, a w oczach pojawiło się zaniepokojenie.
—
– Danuta, jak możesz tak postąpić? To przecież twój syn! – głos Jadwigi drżał ze wzburzenia.
– Syn, no i co? – machnęła ręką Danuta, poprawiając włosy. – Nie oddaję go na zawsze, tylko na kilka miesięcy!
– Danuta, czy ty masz rozum? To twoje dziecko, twoja krew! – Jadwiga ledwo powstrzymywała łzy.
– Słuchaj, Jadwiga, wszystko ci wyjaśniłam! jeżeli jesteś taka wrażliwa, zabierz bratanka do siebie! Dość tego, koniec dyskusji. Z Tadeuszem nic się nie stanie przez te parę miesięcy, a jak się urządzę – od razu go zabiorę – Danuta zerwała się z krzesła i, trzasnąwszy drzwiami, wyszła.
Jadwiga została sama, oszołomiona. Nie mogła uwierzyć, iż jej siostra jest zdolna do czegoś takiego. Oddać własnego syna, choćby na czas, do domu dziecka? To było niewyobrażalne. ale zabrać Tadeusza do siebie Jadwiga nie mogła.
Mieszkała z Krzysztofem i dwiema córeczkami w dwupokojowym mieszkaniu teściowej, Barbary. Dom był ciasny, a teściowa nigdy nie przepadała za synową. Do wnuczek też odnosiła się chłodno, tolerując je jedynie przez wzgląd na syna. Jadwiga wiedziała: Krzysztof był jedynym światłem w oczach Barbary. Gdyby nie on, teściowa pewnie w ogóle nie pozwoliłaby synowi się ożenić, zwłaszcza z Jadwigą.
Pewnego razu Jadwiga przypadkiem usłyszała, jak Barbara narzekała sąsiadkom: „Synowa jakąś magią omotała Krzysztofa, inaczej jak wytłumaczyć jego miłość do niej?” Na początku teściowa była wyrozumiała, ale wszystko się zmieniło, gdy Jadwiga z Krzysztofem oznajmili, iż spodziewają się dziecka. Od tamtej pory Barbara stała się nie do zniesienia. Przy synu hamowała się, ale gdy tylko Krzysztof wychodził do pracy, teściowa zmieniała się w inną osobę: sarkastyczne uwagi, przytyki, złośliwości. Czasem Jadwidze wydawało się, iż nie wytrzyma, ale dla córek zaciskała zęby i znosiła to cierpliwie.
Krzysztofowi nic nie mówiła. Bała się, iż nie uwierzy – zbyt mocno kochał matkę, uważając ją za troskliwą i dobrą. Jak miała mu wyjaśnić, iż jego „doskonała mama” dręczy żonę? Jadwiga marzyła, by odejść, ale nie miała dokąd pójść.
Z Danutą wychowały się w domu dziecka. Gdy nadszedł czas opuszczenia placówki, powiedziano im, iż nie dostaną mieszkania – mają dom po rodzicach we wsi. Nikt jednak nie sprawdził, czy nadaje się do zamieszkania. Gdy przyjechały do rodzinnej wioski, ujrzały rozpadający się dom ze zniszczonym dachem. Życie tam było niemożliwe, a pracy we wsi nie było. Siostry, nie tracąc nadziei, wróciły do miasta.
Ile trudności przeszły, Jadwiga starała się nie pamiętać. Los jednak się do niej uśmiechnął – poznała Krzysztofa. Pobrali się, niedługo urodziły się bliźniaczki. Danucie wiodło się gorzej. Mieszkała w wynajętej izbie z małym Tadeuszem, o jego ojcu nie lubiła mówić. Tylko raz wspomniała, iż jest żonaty i nie ma z nim przyszłości.
Tadeusz był rok młodszy od córek Jadwigi, a ona uwielbiała chłopca. Danuta też, zdawało się, kochała syna, ale jej niedawna decyzja wstrząsnęła Jadwigą. Danuta poznała „mężczyznę jej marzeń” – Marka. Jadwiga go nie znała, ale według słów siostry był idealny. Jadwiga tak nie uważała. Normalny mężczyzna, myślała, nie odrzuciłby dziecka ukochanej, choćby jeżeli nie jest jego. Marek jednak nalegał, by Tadeusza oddać do domu dziecka – „na próbę”. Danuta, oślepiona uczuciem, zgodziła się.
Jadwiga próbowała odwieść siostrę od tego pomysłu, ale Danuta uparła się: „Marek się przyzwyczai, a my zabierzemy Tadeusza”. Jadwiga wiedziała – tak się nie stanie. Chłopiec powtórzy ich los, a Danucie, jak się zdawało, było to obojętne. Ale Jadwiga nie mogła pozwolić, by bratanek trafił do domu dziecka.
Rozumiała, iż przyprowadzenie Tadeusza do teściowej to niemożliwe – Barbara ledwo tolerowała ją z córkami. Ale milczeć też nie mogła. Postanowiła porozmawiać z Krzysztofem. Był jej mężem, kochał ją, musiał pomóc.
Cały dzień Jadwiga gotowała kolację, piekła ciasto, by stworzyć odpowiednią atmosferę do rozmowy. Gdy Krzysztof wrócił, zebrała się na odwagę i wszystko mu wyjaśniła.
Lecz reakcja męża ją oszołomiła. Zamiast wsparcia, Krzysztof urządził awanturę, przywołując na pomoc matkę. Barbara i syn krzyczeli jednocześnie, oskarżając Jadwigę. Teściowa wrzeszczała, iż synowa powinna być wdzięczna za dach nad głową, a zamiast tego „wpycha obce dziecko”. Krzysztof przytakiwał, jakby Jadwiga z córkami były mu obce.
W końcu postawili jej ultimatum: zapomnieć o bratanku i żyć według ich zasad albo wynieść się z domu. Gdy to usłyszała, Jadwidze wydawało się, iż ziemia usuwa się jej spod nóg.
Następnego ranka spakowała córki i wyszła. Nie wiedziała, dokąd iść, ale zostać w tamtym domu było nie do zniesienia. Nagle przypomniała sobie, jak w przychodni pewna kobieta opowiadała o ośrodku pomocy dla kobiet w trudnej sytuacji. Jadwiga postanowiła tam się udać.
W ośrodku przyjęJadwiga znalazła tam nową siłę, a gdy po latach patrzyła na uśmiechnięte twarze swoich dzieci i czuła ciepłą dłoń męża – Wiesława, który pokochał ją i jej rodzinę bezwarunkowo – zrozumiała, iż los, który niegdyś pukał do jej drzwi z próbą, stał się w końcu błogosławieństwem.