Mała Zosia wciąż nie mogła zrozumieć, dlaczego rodzice jej nie kochają.

twojacena.pl 1 dzień temu

**Dziesięć lat w cieniu**

Mała Zosia nigdy nie rozumiała, dlaczego rodzice jej nie kochają. Tata zawsze się na nią dąsał, a mama wykonywała swoje obowiązki mechanicznie, jakby jedynym jej zmartwieniem było zadowolenie męża.

Babcia od strony ojca, Helena Stanisławówna, tłumaczyła, iż tata ciężko pracuje, mama też, żeby Zosia niczego nie brakowało. I jeszcze te domowe sprawy…

Prawda wyszła na jaw, gdy Zosia miała osiem lat i przypadkiem usłyszała kłótnię rodziców.

I znowu ta zupa przesolona! warknął ojciec. Nic po ludzku nie umiesz zrobić!
Wiesiek, przecież próbowałam… broniła się matka.
Bo u ciebie zawsze „próbowałam”! A choćby syna urodzić nie potrafiłaś! Koledzy się ze mnie śmieją „o, ten bezdzietny!”

Wątpliwe, by ktoś się śmiał Wiesiek był twardym facetem, jeździł ciężarówką po całej Europie i niejedno widział. Ale w jego głosie czaiła się taka uraza do żony, iż Zosia poczuła się, jakby stała na rozżarzonych węglach.

Teraz rozumiała, dlaczego rodzice wysyłali ją do babci, gdy ojciec wracał z trasy. Po prostu nie znosił widoku „nie-syna”.

U Heleny Stanisławówny było inaczej. Razem odrabiały lekcje, gotowały, szyły. Ale mimo wszystko Zosi było przykro, iż rodzice tak się zachowują.

Wkrótce po tej rozmowie Wiesiek i Ewa oznajmili, iż wyjeżdżają do Warszawy.

Zastaliśmy się tu mówili. Może w nowym miejscu wreszcie doczekamy się syna. Decyzję, oczywiście, podjął ojciec, a matka jak zawsze przytaknęła.

Był tylko jeden problem Zosi nie chcieli zabrać.

Zostaniesz z babcią, a później po ciebie przyjedziemy wymamrotała matka, unikając wzroku córki.
I tak nie chcę z wami jechać! Z babcią jest lepiej! odparła dumnie Zosia, choć serce ściskało się z bólu.

No i co? Została z ukochaną babcią, przyjaciółmi, znanymi nauczycielami. A rodzice? Niech żyją, jak chcą ona już się nimi nie przejmuje!

Gdy Zosia skończyła dziesięć lat, Wiesiek i Ewa doczekali się upragnionego syna jej brata Krzysia. Ojciec doniósł o tym uroczyście przez wideorozmowę. Przez te lata ani razu nie odwiedzili Zosi, matka dzwoniła raz na jakiś czas, ojciec „przekazywał pozdrowienia”. Czasem przesyłali babci trochę pieniędzy, ale to Helena Stanisławówna zajmowała się wnuczką.

Rok później matka nagle oznajmiła, iż Zosia ma do nich dołączyć. Przyjechała osobiście.

Słonko, teraz będziemy razem szczebiotała. Poznasz brata, pobawicie się…
Nie chcę nigdzie jechać burknęła Zosia. Z babcią jest dobrze.
Nie marudź! Jesteś duża, powinnaś pomagać matce!

Ewo, trochę rozsądku! wtrąciła się babcia. jeżeli chcesz zrobić z Zosi darmową nianię, to się nie zgodzę!
To moja córka! Sami się dogadamy! warknęła matka.

Ale babci nie tak łatwo było przegadać:
jeżeli się upierasz, zgłoszę do opieki społecznej, iż porzuciliście dziecko! Odbiorą wam prawa rodzicielskie wstyd na całe życie!

Kłócili się dalej. O czym? Zosia nie słyszała babcia wysłała ją do sklepu. Ale matka więcej o przeprowadzce nie mówiła i wyjechała nazajutrz.

Przez następne dziesięć lat rodzice nie dali znaku życia. Zosia skończyła szkołę, potem technikum i dzięki znajomemu babci, panu Januszowi, dostała pracę jako księgowa w małej firmie.

Poznała kierowcę Marka, planowali ślub, ale musieli go przełożyć babcia Helena zmarła.

Rodzice przyjechali na pogrzeb we dwoje. Krzysia zostawili u znajomych „niech chłopak nie patrzy na takie smutne rzeczy”.

Zosia była zbyt pochłonięta żałobą, by od razu zrozumieć, o czym ojciec rozmawia przy stypie.

No tak… Mieszkanie zaniedbane rozglądał się. Dużo za nie nie dadzą.
Wiesiek… upomniała go matka. Nie teraz…
A co? Trzeba załatwić sprawę od razu. Musimy wracać Krzysio sam w domu.

Panie Januszu, może zna pan jakiegoś dobrego pośrednika? ciągnął ojciec.
A co chcesz sprzedawać, Wiesiek? spytał pan Janusz.
No jak to co? To mieszkanie. Krzysiowi trzeba kupić coś w Warszawie…

Zosia patrzyła przez okno, nie mieszając się do rozmowy.
Chcesz wyrzucić własną córkę na bruk? zapytał pan Janusz. Gdzie będzie mieszkać?
Przecież to już dorosła dziewczyna! Niech wyjdzie za mąż, mąż się nią zajmie!

Hm… westchnął pan Janusz. Helena chyba miała rację co do ciebie… Ale nic z tego, Wiesiek. Jest testament, mieszkanie należy wyłącznie do Zosi.

Ojciec zamilkł.
Więc babcia dała się omotać? rzucił w stronę Zosi. Nic z tego! Testament można podważyć!
Helena to przewidziała odparł spokojnie pan Janusz. Nie dasz rady.

Wiesiek po jednym dniu konsultacji z prawnikiem zrozumiał, iż prawo jest po stronie córki.

Zosia, masz sumienie? spróbował innego podejścia. Wyjdziesz za mąż, mąż cię utrzyma, a Krzysiowi mieszkanie potrzebne. Zrzeknij się spadku!
Nigdy odcięła się Zosia.
To może zapłacimy ci… Sto tysięcy… Na wkład własny wystarczy.
Nie chcę i nie mam z tobą o czym gadać!

Ostatecznie rodzice wyjechali, a Zosia z Markiem wzięli ślub i urodziła się im córeczka, Helenka. Żyli skromnie, ale szczęśliwie.

Aż pewnego dnia zadzwoniła matka:
To przez ciebie! krzyczała. Gdyby nie ta przeklęta sprawa z mieszkaniem, Wiesiek by nie jechał w tę trasę i by żył!

Zosia poczuła ukłucie żalu ale nie za ojcem, tylko za tym, iż oni nigdy nie myśleli o jej przyszłości.

Rok później matka znów się pojawiła.
Potrzebujemy pieniędzy. Krzysio zdaje na studia oświadczyła.
Nie mam odparła zimno Zosia.
Widzę, jak żyjecie! syknęła matka, wskaz

Idź do oryginalnego materiału