Mam 35 lat. Z moim partnerem zyjemy razem juz osiem lat. Na poczatku oboje planowalismy slub, ale nie mielismy wtedy wystarczajaco pieniedzy. Potem doszlismy do wniosku, ze wesele to zbedny wydatek – lepiej pojechac razem na wakacje albo kupic cos potrzebnego do domu. Nie zylismy w dostatku, wiec taka decyzja wydawala sie madra. Slub mogl poczekac

przytulnosc.pl 3 tygodni temu

Postanowilam, ze kiedy zajde w ciaze, wtedy sie pobierzemy, zeby wszyscy mieli to samo nazwisko. Ale nie udawalo mi sie zostac matka. Przez piec lat chodzilam po lekarzach, robilam badania, ale nikt nie potrafil powiedziec, dlaczego nie moge miec dziecka. Wszystko bylo niby w porzadku, ale ciazy nie bylo. Nie chce choćby liczyc, ile pieniedzy wydalismy na konsultacje i leczenie. Kupilam psa i opiekujac sie nim, bylo mi troche latwiej. Moj partner wydawal sie tym nie przejmowac. Wspieral mnie i mowil, ze skoro sie kochamy, mozemy byc szczesliwi takze bez dzieci. Nigdy nie wyrzucil mi tego.

Nie przypuszczalam, ze mnie to spotka, ale ostatnio dowiedzialam sie, ze mnie zdradza. Rok temu do naszego bloku wprowadzila sie mloda, atrakcyjna kobieta. Ma moze z 28 lat i mieszka pietro nizej. Niczego sie nie domyslalam, az pewnego dnia znajoma powiedziala mi, ze widuje mojego partnera, jak czesto wchodzi do jej mieszkania. Zapytalam go, a on odpowiedzial, ze pomaga jej cos naprawic.

Nie uwierzylam. Po pewnym czasie sama zobaczylam, ze rzeczywiscie regularnie do niej chodzi. Nie wiedzialam, co robic. Kazac mu odejsc? A z kim ja zostane? Nie mamy dzieci, czy mam zestarzec sie sama? Niedawno spotkalam ta kobiete na klatce. Sama zaczela rozmowe, mimo ze nie mialam ochoty z nia rozmawiac. Powiedziala mi, ze od ponad pol roku sa razem. Ze nie zamierza go puscic, bo laczy ich cos powaznego. Dodala, ze jestem juz “stara” i ze on i tak zostanie z nia. Obiecala mu dziecko, ktorego zawsze pragnal. Prosila, zebym nie przeszkadzala w ich szczesciu.

Sluchalam jej i milczalam. Wrocilam do mieszkania ledwo powstrzymujac lzy. Tak bardzo mu wierzylam… Ale kiedy przemyslalam wszystko na spokojnie, doszlam do wniosku, ze moze ona ma racje. Co ja moge mu jeszcze dac? On ma szanse na rodzine, na dzieci. Trzymanie go przy sobie nie byloby uczciwe. Moze z nia bedzie szczesliwy.

Minelo kilka dni, a ja wciaz nie potrafie z nim o tym porozmawiac. Czekam, az sam zdecyduje sie odejsc. Nie bede go zatrzymywac, obiecalam to sobie. Tylko przed sasiadami bedzie mi glupio. Wiem, ze nie unikne ich spojrzen i pytan. Gleboko w srodku przez cały czas mam nadzieje na cud. Ale chyba wiem, ze mnie juz nie spotka.

Idź do oryginalnego materiału