Nie miałam szczęścia. A może to ja popełniłam błędy? Chociaż patrząc wstecz, nie potrafię wskazać żadnych poważnych pomyłek. Wydaje mi się, iż robiłam wszystko, jak należy.
Byłam dwukrotnie zamężna i niestety oba związki były nieudane. Mężowie gwałtownie przestali udawać rycerzy na białym koniu i zamienili się w domowych bokserów.
Po drugim razie stwierdziłam, iż jeżeli już drugi mężczyzna uderzył mnie w twarz, to może to jednak ze mną coś nie tak. I postanowiłam definitywnie zamknąć temat związków. Nie chciałam być znowu bita.
Ale bardzo pragnęłam mieć rodzinę. A rodzina to nie tylko mąż – to także dziecko. W żadnym z małżeństw nie udało mi się zajść w ciążę. Nie chciałam też decydować się na przypadkowy romans tylko po to, by zajść w ciążę.
Rozwiązanie było dla mnie oczywiste – adopcja. W Polsce domów dziecka niestety nie brakuje, więc nie widziałam problemu, żeby znaleźć tam malucha.
Oczywiście nie było łatwo – musiałam przejść szkolenia, spotkania z psychologiem, stos papierów i dokumentów. Ale przeszłam przez wszystko.
Tosia miała wtedy pięć lat. Trafiła do domu dziecka, bo jej biologiczna matka po prostu zostawiła ją w mieszkaniu i pojechała z jakimś facetem. Sąsiedzi wezwali policję, gdy zorientowali się, iż dziecko długo płacze, a matki nie ma. Dziewczynkę umieszczono w placówce. Matkę odnaleziono, ale nie chciała wracać. Została pozbawiona praw rodzicielskich. Nigdy nie odwiedziła córki.
Miałam świadomość, iż Tosia coś z tego pamięta, iż nie od razu mi zaufa. Ale byłam na to gotowa.
Początkowo było różnie. Tosia stopniowo się otwierała, zaczęła mówić do mnie “mamo”, bardzo się do mnie przywiązała – z wzajemnością. Naprawdę ją pokochałam.
Do czternastego roku życia było w miarę spokojnie. Potem zaczął się bunt. Nigdy nie ukrywałam przed Tosią, iż została przeze mnie adoptowana. Uważałam, iż byłoby to po prostu nieuczciwe. Zresztą zabrałam ją z domu dziecka, gdy była już wystarczająco duża, by pamiętać.
Poza tym zawsze znajdzie się “życzliwa” osoba, która powie prawdę.
Podczas naszych kłótni Tosia potrafiła krzyczeć, iż nie jestem jej matką, iż mnie nie musi słuchać, rzucała we mnie różnymi przykrymi słowami. Przekonywałam siebie, iż to tylko przejściowy etap.
Dopilnowałam, żeby skończyła szkołę, choć po dziewiątej klasie chciała rzucić naukę. Pomogłam jej dostać się na studia. Myślałam, iż najgorsze mamy za sobą. Wydawało się, iż znowu mamy dobry kontakt.
Opłacałam jej uczelnię, utrzymywałam ją, wspierałam, myślałam choćby o kupnie mieszkania dla niej. Przecież dorastała, chciała mieć własną przestrzeń.
Ale nie zdążyłam nic kupić. Tosia skończyła studia i postanowiła odnaleźć swoją biologiczną matkę. A może to tamta kobieta ją znalazła – tego nie wiem. Faktem jest, iż zaczęły się kontaktować.
Po kobiecie, która porzuciła własne dziecko dla imprez z facetem, nie spodziewałam się niczego dobrego – i słusznie. Bardzo gwałtownie ustawiła Tosię przeciwko mnie.
Nigdy nie obmawiałam tej kobiety. Nie znałam jej dobrze, nie chciałam też wprowadzać negatywnej atmosfery.
Pozwoliłam sobie jedynie powiedzieć Tosi, by była ostrożna. Że przez dwadzieścia lat tej kobiety nie było w jej życiu, a teraz nagle się pojawiła. Ale choćby tego nie chciała słuchać.
Reagowała bardzo emocjonalnie, jakby broniła tej kobiety za wszelką cenę.
– Daj mi spokój, jestem dorosła, sama wiem, co robię! – krzyczała.
– Córeczko, martwię się o ciebie, chcę dla ciebie dobrze – próbowałam do niej dotrzeć.
– Mam tylko jedną mamę – i to nie ty! Zostaw mnie w spokoju i nie nazywaj mnie córeczką! – wykrzyczała.
Po tej rozmowie zablokowała mnie wszędzie, przestała się odzywać, zmieniła mieszkanie. Podejrzewam, iż zamieszkała z tą kobietą, bo sąsiedzi mówili, iż przy przeprowadzce pomagała jej jakaś starsza pani.
Boli mnie to, iż po tylu latach nie stałam się dla niej mamą. Ale nie da się nikogo zmusić do miłości. Mam tylko nadzieję, iż będzie szczęśliwa – choć z taką matką mam co do tego wątpliwości.