Mama chce nas odwiedzić, dopóki nie ma teściowej, ale ta zabrania wpuszczać obcych do swojego domu.
Mam 25 lat, nazywam się Zosia Kowalska, a moje serce pęka z bólu z powodu tej sytuacji. Mieszkam z mężem, Krzysztofem, w mieszkaniu jego matki, Barbary Nowak, w małym miasteczku pod Poznaniem. To nie jest tymczasowe rozwiązanie — zostaniemy tu na dłużej, przynajmniej do końca mojego urlopu macierzyńskiego. Trzy miesiące temu urodziłam córeczkę, Liliankę, i teraz wszystko kręci się wokół niej. Zamiast rodzinnego ciepła, czuję się jednak jak zakładniczka w cudzym domu, gdzie teściowa narzuca swoje zasady, a moja mama nie może choćby nas odwiedzić.
Mieszkanie Barbary jest przestronne – trzy pokoje, wygodny rozkład, balkon i duża kuchnia. Z łatwością mogłoby pomieścić cztery osoby. Krzysztof ma tu swoją część, a my zajmujemy tylko jeden pokój, żeby nikomu nie przeszkadzać. Karmię Liliankę piersią, śpimy razem i na razie to wszystkich zadowala. Życie w tym mieszkaniu stało się jednak dla mnie niekończącą się walką. Teściowa nie przepada za sprzątaniem, więc cały porządek spoczywa na moich barkach. Jeszcze przed porządami szorowałam mieszkanie z lat zaniedbań, a teraz utrzymuję czystość, bo z niemowlęciem inaczej się nie da. Codzienne mycie podłóg, pranie, prasowanie – to wszystko na mnie. Gotuję również sama, bo Barbara choćby nie zagląda do kuchni. Na szczęście Lilianka jest spokojna – śpi lub leży w łóżeczku, podczas gdy ja krzątam się po domu.
Teściowa nie robi nic. Kiedyś przynajmniej myła naczynia, ale teraz i tego zaprzestała. Zostawia talerze na stole i wychodzi. Milczę, żeby nie eskalować konfliktu, ale w środku gotuję się ze złości. Czy naprawdę tak trudno opłukać talerz po zupie? To drobiazg, ale dobija mnie. Zmywam, sprzątam, gotuję, a ona ogląda telewizję lub gawędzi przez telefon. Staram się unikać kłótni, połykam urazę, ale każdego dnia czuję, jak siły mnie opuszczają.
Niedawno teściowa oznajmiła, iż jesienią wyjeżdża do rodziny na Śląsk. Jej siostrzenica wychodzi za mąż, a ona chce zobaczyć się z siostrami i kuzynami. Ucieszyłam się – wreszcie zostaniemy z Krzysztofem i Lilianką sami, jak prawdziwa rodzina! Tego samego dnia zadzwoniła moja mama, Halina Wiśniewska. Mieszka daleko, w Białymstoku, i jeszcze nie widziała wnuczki. Powiedziała, iż tęskni i chce przyjechać. Byłam w siódmym niebie – mama będzie mogła przytulić Liliankę, a ja choć trochę poczuję się jak u siebie. To była podwójna radość, a ja nie mogłam doczekać się wieczora, żeby podzielić się tą wiadomością.
Ale moja euforia rozpadła się w pył. Kiedy opowiedziałam o przyjeździe mamy, twarz Barbary ściemniała. „Nie pozwolę, żeby obcy ludzie wchodzili do mojego domu, kiedy mnie nie ma!” – oświadczyła. Obcych? Mówiła o mojej mamie, babci mojej córki! Byłam w szoku. Jak można nazwać moją mamę obcą? Tak, ona i Barbara nie są blisko, ale widziały się na naszym ślubie. Wtedy mieszkaliśmy na wynajmowanym, a mama nocowała u nas, bo u teściowej gościli daleka rodzina. To było trzy lata temu, ale czy to sprawia, iż moja mama jest obca?
Teściowa postawiła się w roli strażniczki. Oskarżyła mnie, iż spiskuję z mamą i celowo czekamy na jej wyjazd, żeby „rozgościć się” w jej mieszkaniu. Już kupiła bilety, ale teraz nie wierzy, iż przyjazd mamy to przypadek. „Dwa lata twoja matka się nie pokazywała, a teraz nagle się przypomniała? Tak się nie dzieje!” – krzyczała. Próbowałam tłumaczyć, iż mama po prostu chce zobaczyć wnuczkę, ale Barbara była nieugięta. Oświadczyła, iż zwróci bilety i zostanie w domu, żeby „pilnować” mieszkania. Jakby miała pałac ze złotem, a nie zwykłą kawalerkę z zużytym remontem!
Opowiedziałam o wszystkim mamie, nie wytrzymałam. Zasmuciła się, ale powiedziała, iż przełoży wizytę na lato, żeby nie robić problemów. A teściowa faktycznie zwróciła bilety. Teraz chodzi po domu z miną strażnika, śledzi każdy mój krok, jakbym była złodziejką, która chce ukraść jej dobytek. Czuję się upokorzona. Moja mama, która tak marzyła o przytuleniu Lilianki, nie może przyjechać przez kaprys teściowej. A ja, choć mieszkam tu legalnie, mam meldunek, nie mam prawa choćby zaprosić najbliższej osoby.
Serce pęka mi z żalu. Robię wszystko dla tego domu: sprzątam, gotuję, dbam o atmosferę, a w zamian dostaję tylko podejrzenia i zakazy. Krzysztof stara się nie wtrącać, ale widzę, iż i on czuje się niezręcznie. Kto ma rację? Teściowa, która broni swojego mieszkania jak twierdzy? Czy ja, która po prostu chcę, żeby moja mama zobaczyła wnuczkę? Moja mama nie jest obca, to część naszej rodziny. Ale Barbara widzi we mnie zagrożenie, a w moich pragnieniach – podstęp. Jestem zmęczona życiem pod jej kontrolą, zmęczona poczuciem, iż jestem gościem w domu, który stał się moim. Ta sytuacja to jak nóż wbity w serce, i nie wiem, jak znaleźć wyjście, nie niszcząc przy tym rodziny.