Mama chce nas odwiedzić, gdy teściowej nie będzie, ale ona zabrania wpuszczać obcych do swojego domu.
Ja, 25-letnia Katarzyna, znalazłam się w sytuacji, która rozdziera mi serce. Razem z mężem, Jakubem, mieszkamy w mieszkaniu jego matki, Marii Stanisławy, w małym miasteczku pod Łodzią. To nie jest tylko tymczasowe rozwiązanie – zostaniemy tu dłużej, przynajmniej do końca mojego urlopu macierzyńskiego. Trzy miesiące temu urodziłam córeczkę, Zosię, i teraz nasze życie kręci się wokół niej. Ale zamiast rodzinnej harmonii czuję się jak więzień w cudzym domu, gdzie teściowa narzuca swoje zasady, a moja mama nie może choćby przyjść w odwiedziny.
Mieszkanie Marii Stanisławy to przestronne trzypokojowe lokum, z wygodnym układem, balkonem i dużą kuchnią. Cztery osoby mogłyby tu żyć bez problemu. Jakub ma swój udział w tym mieszkaniu, a my zajmujemy tylko jeden pokój, by nikomu nie przeszkadzać. Karmię Zosię piersią, śpimy razem i na razie wszyscy są z tego zadowoleni. Ale życie tutaj stało się dla mnie niekończącą się walką. Teściowa nie dba o porządek, więc całe sprzątanie spadło na moje barki. Jeszcze przed porodem odkurzałam lata zaniedbań, a teraz muszę utrzymywać czystość, bo z niemowlęciem inaczej się nie da. Codzienne mycie podłóg, pranie, prasowanie – wszystko na mnie. Gotuję też sama, bo Maria Stanisława choćby nie zagląda do kuchni. Na szczęście Zosia jest spokojna – śpi albo leży w łóżeczku, gdy ja biegam po domu jak w ukropie.
Teściowa? Ona nie robi nic. Kiedyś chociaż zmywała naczynia, ale teraz i tego nie chce. Zostawia talerze na stole i wychodzi. Milczę, by nie eskalować konfliktu, ale w środku kipi we mnie złość. Czy naprawdę tak trudno opłukać talerz po zupie? To drobiazg, ale właśnie te szczegóły dobijają mnie najbardziej. Ja zmywam, sprzątam, gotuję, a ona ogląda telewizję lub plotkuje przez telefon. Staram się nie wywoływać kłótni, połykam urazę, ale każdego dnia czuję, jak moje siły się wyczerpują.
Niedawno teściowa oznajmiła, iż jesienią wyjeżdża do rodziny na Śląsk. Jej siostrzenica wychodzi za mąż, więc chce odwiedzić krewnych. Ucieszyłam się – wreszcie będziemy tylko we troje: Ja, Jakub i Zosia, jak prawdziwa rodzina! Tego samego dnia zadzwoniła moja mama, Barbara Kazimiera. Mieszka daleko, w Krakowie, i jeszcze nie widziała wnuczki. Powiedziała, iż bardzo tęskni i chciałaby przyjechać. Byłam wniebowzięta – mama przytuli Zosię, a ja choć na chwilę poczuję się jak u siebie. To była podwójna radość, nie mogłam się doczekać Wieczoru, by podzielić się tą nowiną.
Ale moje szczęście rozbiło się w drobny mak. Gdy powiedziałam o przyjeździe mamy, twarz Marii Stanisławy spochmurniała. „Nie pozwolę wpuszczać obcych do mojego domu, kiedy mnie nie będzie!” – warknęła. Obcych? Mówiła o mojej mamie, babci Zosi! Byłam w szoku. Jak można nazwać moją matkę obcą osobą? Owszem, ona i teściowa nie są bliskie, ale widziały się na naszym weselu. Wtedy mieszkaliśmy w wynajmowanym mieszkaniu, a mama nocowała u nas, bo u teściowej gościli dalsi krewni. To było trzy lata temu, ale czy to znaczy, iż moja mama jest teraz intruzem?
Teściowa stanęła okoniem. Oskarżyła mnie o spisek z mamą, jakbyśmy specjalnie czekały na jej wyjazd, by „urzędować” w jej mieszkaniu. Już kupiła bilety, ale teraz nie wierzy, iż przyjazd mamy to przypadek. „Dwa lata twoja matka się nie pokazywała, a teraz nagle ma ochotę? Tak się nie ma!” – krzyczała. Próbowałam tłumaczyć, iż mama chce tylko zobaczyć wnuczkę, ale Maria Stanisława była niezdolna do kompromisu. Oświadczyła, iż zwróci bilety i zostanie w domu, by „pilnować” mieszkania. Jakby miała pałac pełen skarbów, a nie zwykłe trzypokojowe mieszkanie z wysłużonym remontem!
Opowiedziałam o wszystkim mamie, nie wytrzymałam. Zasmuciła się, ale powiedziała, iż przełoży wizytę na lato, by nie robić problemów. A teściowa faktycznie odwołała wyjazd. Teraz chodzi po domu z miną strażnika, śledzi każdy mój krok, jakbym była złodziejką gotową ukraść jej dobytek. Czuję się upokorzona. Moja mama, która tak marzyła o dotknięciu Zosi, nie może przyjechać przez kaprys teściowej. A ja, mieszkając tu legalnie, z własnym prawem do tego lokum, nie mam choćby możliwości zaprosić najbliższej osoby.
Serce pęka mi z żalu. Daję z siebie wszystko dla tego domu: sprzątam, gotuję, dbam o ciepło rodzinne, a w zamian otrzymuję tylko podejrzliwość i zakazy. Jakub stara się nie angażować, ale widzę, iż i jemu jest niezręcznie. Kto ma rację? Teściowa, która broni swojego mieszkania jak twierdzy? Czy ja, która po prostu chcę, by moja mama zobaczyła wnuczkę? Moja mama nie jest obca, to część naszej rodziny. Ale Maria Stanisława widzi we mnie zagrożenie, a w moich pragnieniach – podstęp. Jestem zmęczona życiem pod jej kontrolą, zmęczona uczuciem, iż jestem gościem w miejscu, które stało się moim domem. Ta sytuacja to jak nóż wbity w serce i nie wiem, jak znaleźć wyjście, nie niszcząc przy tym naszej rodziny.