**Dziennik, 15 maja**
„Mamo, przestań już z tymi kazaniami. Z Markiem planowaliśmy dziecko za jakieś trzy lata… Minimum trzy lata! Mamy teraz mnóstwo projektów, planów, w końcu Egipt na horyzoncie. Jakie dziecko, mamo?!” – W głosie córki było tyle irytacji, iż Katarzyna Szymonówna gwałtownie zakończyła rozmowę.
Młodzi, piękni, ambitni, z planami podbicia świata. I nagle – nieplanowana ciąża.
„Córeczko, tylko nic nie rób, proszę, aż nie pojedziemy do Zalesia…” – cicho poprosiła matka.
***
Ola pamiętała, iż od zawsze obchodzili urodziny mamy w Zalesiu, choć nigdy nie pałała entuzjazmem do tych wyjazdów: cicha rodzinna kolacja przy świecach, a rano wizyta w klasztorze.
„Tato, dlaczego na urodziny mamy zawsze jeździmy do tej wsi? Tam jest straszna nuda!”
„Bez Zalesia nie byłoby ciebie, mamy… i pewnie mnie też. Rozumiesz?”
„Rozumiem” – burknęła, chociaż nie rozumiała nic.
W tym roku taty zabrakło – zawał. Widząc, jak mama płacze całymi dniami, nie wychodząc z pokoju, Ola sama zaproponowała wyjazd do Zalesia na weekend.
„Olucho, myślałam, iż nie cierpisz Zalesia.”
„Kocham cię, mamo… Pojedziemy tylko we dwie, Marek nie dostanie wolnego w pracy.”
***
Upał wreszcie zelżał, a w powietrzu rozlała się jakaś magia. Katarzyna wyszła na werandę, wdychając oszałamiający zapach świeżo skoszonej trawy i poziomek.
„Szkoda, iż Wojtek tego nie widzi…”
„Mamo, pamiętasz, jak z tatą piekliśmy ci tort na urodziny? Mąka była wszędzie: w kuchni, na ganku, w altanie, choćby w łazience… A ty się nie gniewałaś – tylko się roześmiałaś i powiedziałaś, iż trafiliśmy do zimowej bajki.” – Ola uśmiechnęła się i narzuciła mamie kocyk na ramiona.
„Córeczko, chciałam z tobą porozmawiać o twojej ciąży.”
„Zab.ić nie można zostawić…” – Ola ciężko westchnęła i przewróciła oczami. „Mamo, nie zaczynaj, z Markiem już wszystko postanowiliśmy. Nasz wybór to wolność!”
„Córeczko, nie przerywaj…” – Katarzyna Szymonówna poczuła, jak gardło ściska jej gul, a oczy zachodzą mgłą. „Wiesz przecież, iż jesteś późnym dzieckiem. Lekarze kategorycznie zabraniali mi rodzić. Miałam umrzeć przy porodzie z prawie stuprocentową pewnością.”
„Mamo…” – Ola mocno przytuliła matkę, czując, jak drży.
„Nie przerywaj… Gdy Wojtek dowiedział się, iż jestem w ciąży, bardzo się męczył, choćby zaczął znów palić. Chciał dzieci ponad wszystko, a mnie kochał bardziej niż życie. Od razu powiedział, iż beze mnie nie da rady żyć. Wtedy moja przyjaciółka, Danuta, zaprosiła nas do Zalesia. Jechałam pożegnać się ze wszystkimi. I przygotować męża. Decyzję podjęłam od razu – ty będziesz żyć na tym świecie zamiast mnie.”
„Ty dla mnie…” – Ola łkała, walcząc ze łzami.
„Decyzję podjęłam, ale nie wiedziałam, jak powiedzieć Wojtkowi. Zaczęłam chodzić do klasztoru, prosić Matkę Bożą o pomoc i radę.
Pewnego dnia wracam, a u sąsiadów stodoła w ogniu. Widzę, jak suka wpada do płonącej stodoły, wyskakuje, rzuca na ziemię zawiniątko i znowu biegnie do środka. Belki zaczęły się walić. Wtedy pojawiła się z szczeniakiem w zębach. Cała poparzona, oczy pokryte pęcherzami. Podczołgała się do szczeniąt, obwąchuje, sprawdza, czy żyją. Zrozumiała, iż nie wszystkie uratowała, i znowu rzuciła się w ogień. Wypełzła po pięciu minutach, położyła trzeciego szczeniaka u moich stóp, trąciła nosem moją mokrą twarz, zlizała słoną łzę i… zamilkła na zawsze.
Wojtek podbiegł, a ja rycząc jak bóbr, tuliłam szczenięta do piersi. Więcej mnie nie pytał. Zrozumiał, iż urodzę. Tylko oczy miał ciągle czerwone, aż do dnia twoich narodzin.
Urodziłaś się w terminie, zdrowa jak ryba. Lekarze tylko rozkładali ręce i powtarzali, iż cuda się jeszcze zdarzają.” – Oczy matki zabłysły, a zmartwiona twarz wygładziła się.
„Mamo, dlaczego nigdy mi tego nie opowiedzieliście?”
„Nie wiem… Może czas nie był odpowiedni.”
***
Rok później Ola z Markiem podarują Katarzynie Szymonównie mały domek w Zalesiu. Córka będzie siedzieć na werandzie, delikatnie przyciskając do piersi malutkiego synka.
„Mamo, to nasz z Markiem najlepszy projekt, nasze szczęście. Strasznie się boję pomyśleć, iż mogłam stracić to, co najcenniejsze, w zamian za jakąś mityczną wolność.”
Katarzyna Szymonówna uśmiechnie się tajemniczo i szepnie do kogoś niewidzialnego:
„Nie na darmo przeżyliśmy to życie…”
**Lekcja na dziś:** Czasem najtrudniejsze decyzje prowadzą do najpiękniejszych chwil. choćby gdy droga wydaje się ciemna, może kryć w sobie światło, którego nie widzimy. Trzeba tylko zaufać sercu.