Marta od dawna prowadziła podwójne życie. W pracy była uśmiechniętą i serdeczną kobietą.
Nie była gadatliwa i nie wtrącała się w cudze sprawy. Ale jeżeli któraś z koleżanek narzekała na jakieś problemy – zawsze wysłuchiwała i starała się pocieszyć.
Na prośby o radę odpowiadała wszystkim tak samo:
– Nie ma uniwersalnych przepisów na szczęśliwe życie. Ile rodzin, tyle dróg ich istnienia.
– Tobie się poszczęściło – mówiła przyjaciółka Irena – zawsze masz dobry humor, niczym się nie przejmujesz…
– Tak, u mnie wszystko jest w porządku.
– No to podziel się swoim sekretem – nie ustępowała Irena.
– Gdybym się nim podzieliła, pewnie na nic by ci się nie przydał. A u mnie wszystko mogłoby się posypać.
– No wiesz, Marta! – obruszała się rozmówczyni.
Ale długo nie dało się na Martę gniewać, bo od niej bił jakiś spokój i harmonia.
Niektórzy zazdrościli jej tej cechy. Gdyby tylko wiedzieli…
W domu Marta nie miała łatwego życia. W trzypokojowym mieszkaniu mieszkało siedem osób: mąż, córka, szwagierka z mężem i noworodkiem oraz teściowa.
Pokoje były maleńkie. Mąż Marty i mąż szwagierki nie pracowali. Szwagierka siedziała z dzieckiem, a teściowa od dawna była obłożnie chora.
W mieszkaniu zawsze panował bałagan, unosił się nieprzyjemny zapach.
Nikt nie zajmował się gotowaniem. Marta, wracając z pracy, od razu brała się za sprzątanie, przygotowywała kolację, robiła pranie.
– Nie można choćby przewietrzyć mieszkania, otworzyć okien? – pytała.
– Mam dziecko! Jeszcze tylko przeciągu mi brakowało! – odpowiadała szwagierka.
– To zamykaj drzwi do swojego pokoju – mówiła Marta.
Mężczyzn zwykle nie było w domu. Całymi dniami „szukali pracy”.
Nikt nie interesował się teściową. Kobieta od rana leżała głodna.
Marta przebierała ją, zmieniała pościel, potem karmiła.
Mężczyźni chyba jednak coś zarabiali, bo wieczorami wracali do domu weseli.
Nie przynosili żadnych zakupów, nie dawali żonom pieniędzy.
Po kolacji Marta pomagała córce w lekcjach. Na szczęście Natalia dobrze się uczyła. Chodziła już do piątej klasy.
Potem zaczynała się awantura w pokoju szwagierki. Najpierw za zamkniętymi drzwiami, potem już na cały głos.
Szwagierka krzyczała, jej mąż też.
Natalia gwałtownie szła do swojego pokoju. Teściowa płakała, leżąc w łóżku. Mąż Marty bezmyślnie się uśmiechał i nie wtrącał się.
Marta dawno już przestała kłócić się z nim o jego lenistwo i bezrobocie. To nie miało sensu.
Rano przepraszał, zarzekał się, iż to ostatni raz, a wieczorem wracał do domu w takim samym stanie.
Dobrze chociaż, iż był spokojnym człowiekiem. Wracał wesół, jadł i szedł spać.
Kiedyś Marta miała nadzieję, iż go zmieni. Wtedy szwagierka mieszkała w innym mieście, a teściowa zawsze stawała po stronie Marty. Nigdy jej nie krytykowała, nie robiła wyrzutów…
Teraz jednak życie stało się nie do zniesienia. Szwagierka, nie kończąc studiów, wróciła do domu i przywiozła dziecko oraz męża.
Marta już dawno planowała odejść. Między nią a mężem nie było żadnych uczuć.
Ale wtedy teściowa zachorowała. Nikt, oprócz Marty, się nią nie zajmował. A ona nie mogła zostawić kobiety, która stała się dla niej jak matka. Więc znosiła to wszystko…
I nie było temu końca.
A w pracy nikt nie miał pojęcia o jej beznadziejnym życiu.
Jednak niedługo wszystko się zmieniło.
Marta wróciła z pracy późno. Weszła do pokoju teściowej i od razu wszystko zrozumiała. Biedaczki już nie było.
Marta była pogrążona w smutku. Ta kobieta była dla niej jak druga matka.
Po stypie Marta z córką przeprowadziły się do wynajętej, malutkiej kawalerki.
Spakowała swoje rzeczy i rzeczy Natalii. A potem powiedziała:
– Bądźcie zdrowi. Mam nadzieję, iż już nigdy się nie zobaczymy.
– A co z nami? – rozłożyła ręce szwagierka.
– A co ze mną? – zapytał mąż.
– Jesteście dorośli. Sami układajcie swoje życie. Macie mieszkanie. Pracujcie, uczcie się. Pozew o rozwód złożę sama – powiedziała i gwałtownie wyszła z mieszkania.
Kiedy Marta i Natalia zamieszkały w nowym miejscu, zrozumiała – teraz jej życie dopiero się zaczyna…