Julka ma 15 lat i ma…wszystko. Wygrała na życiowej loterii los, a adekwatnie całą serię losów. Bo jest ładna, mądra, zabawna, gwałtownie się uczy, wygrywa konkursy, zdobywa medale dla szkoły w lekkoatletyce, jest lubiana przez nauczycieli i ….chłopców. Dziewczynki jej nie znoszą. Dlaczego?
Z Julką można pograć w siatkę, nie ucieka, gdy widzi lecącą w jej kierunku piłkę. Tymczasem jej koleżanki nie potrafią grać. Julka nie obraża się od razu jak inne dziewczyny i nie chichocze nerwowo na widok przystojnego chłopaka. Wszyscy ją lubią, ale dziewczyny nie mogą znieść tego, iż jest taka dobra. Jedna z nich powiedziała jej wprost – „masz olimpiadę, laureata z kuratora, już się nie liczysz. Wiesz… choćby cię lubimy, ale sama rozumiesz…”. Inna dodała, iż w domu tylko słyszy „Julka daje radę, Jula potrafi, a co dostała ze sprawdzianu Jula? No widzisz, da się…”. Dlatego Julka dla koleżanek nie istnieje.
Bo najgorsze co można zrobić to się wyróżnić, a zwłaszcza mieć lepiej. Na drugim miejscu jest grzech porównywania. On leży na sumieniu rodziców. To oni wskazują własnym dzieciom drogę i całkowicie nieświadomie leją jad wprost do ich serc.
Jesteś za dobra, dlatego ci na dole mają dość. Gdy nie dają rady, to próbują cię ściągnąć w dół. Gdy się nie dasz, to masz przechlapane. Jesteś za dobra, za mądra, zbyt utalentowana…. To niesprawiedliwe! Tak jest już od przedszkola…Zazdrość się szerzy…w podstawówce i w życiu dorosłym jest tylko gorzej. Bo poczekaj, aż będziesz…

Prościej negować czyjś sukces niż wziąć się za siebie
Chcemy mieć wszystko, ale się nie narobić. Już od najmłodszych lat. Liczy się przecież cwaniactwo i kombinowanie. Tak jak w pokoleniach wcześniejszych, gdzie spuścizna PRL przez cały czas ma się dobrze. Po znajomości, bo tak się udało, zakombinować, zagarnąć, a iż niesprawiedliwie, nieważne, dają, to trzeba brać. Z dumnie wypiętą piersią, w blasku fleszy… Przy kieliszku, rubasznym dowcipie, za posadę dla żony i pracę dla teścia. jeżeli da się sobie ułatwiać życie, to czemu nie? Każdy przecież tak robi…
I tego uczymy własne dzieci. Podświadomie, przykładem, a nie głosem, iż trzeba być lepszym od drugiego. Za wszelką ceną. A gdy nie da się uczciwie, to trzeba grać poniżej pasa. Czyli jak? To proste. Nie możesz się wykazać, bo ktoś za wysoko postawił poprzeczkę, to spraw, żeby temu drugiemu powinęła się noga. Zgnój, wyśmiej, zamąć, wytrąć z równowagi, podstaw nogę, walnij łokciem w brzuch, podłóż świnię – w przenośni, rzadziej dosłownie. Wszystkie chwyty dozwolone. Niech poczuje, iż nie warto się wychylać. Nie mogę być lepsza od ciebie, to sprawię, iż ty staniesz się gorsza ode mnie, upadniesz, potrzaskasz sobie tyłek i zrozumiesz, gdzie twoje miejsce.
Prościej bowiem negować czyjś sukces, przeszkodzić mu w rozwoju, niż wziąć się za siebie. Nieważne, iż sukces ma słodko-gorzki smak, iż wiąże się z samotnością, bo na szczycie tłoku nie ma, istotne jest to, jak wielu osobom przeszkadza, iż masz lepiej od nich. Oni nie chcą twojej pracy, wyrzeczeń, oni chcą wszystkiego, co masz bez wysiłku…
To nie mi ma być lepiej, tylko sąsiadowi gorzej
Wiecie, jak to jest z trawą? U sąsiada zawsze bardziej zielona. Polak tak ma – porównuje się ustawicznie. Porównuje też swoje dzieci. I gdy w domu słyszy się, iż ktoś ma być jak tytułowa Julka, iż ma brać z niej przykład, bo skoro ona potrafi, to ty też, to Julki się nie lubi.
Młody człowiek nie pomyśli, ok mama ma rację, warto się uczyć. On będzie wściekły, iż nikt nie docenia jego starań, a taka Julka choćby nie musi się wysilać, bo jest zdolna. Nigdy jej nie dorównam. I rodzi się frustracja, złość kipi uszami, nie da się tego znieść. Trzeba gdzieś przekierować te emocje. Julka jest łatwym celem. Bo nikt nie jest równie dobry jak ona. Dlatego pozostali tworzą front – oni przeciwko niej. Każdy słyszał w domu, iż skoro Julka daje radę, i takie tam, dlatego cel jest oczywisty. Julka ma przechlapane.
Zresztą podobne przekonanie funkcjonuje od lat. Nie tylko na kanwie szkolnej. W znanym polskim powiedzeniu – „to nie mi ma być lepiej, tylko sąsiadowi gorzej” wybrzmiewa cała prawda o naszych narodowych wadach. Największe święto we wsi jest wtedy, kiedy sąsiadowi padnie krowa, zepsuje się samochód, czy gospodarz złamie nogę…. Chciał mieć lepiej, życie go ukarało. Po co się wychylał? Przecież to musiało się tak skończyć. Dobrze mu tak. Następnym razem zastanowi się, zanim wyjdzie poza szereg. Zachłanny taki…Bóg go pokarał!
Narodowy sport. Narzekanie
Nie lubimy tych, co im się chce, którzy robią więcej niż my sami. Udowadniają nam, iż się da, iż nasze wymówki są o kant kuli, a iluzja, w jakiej żyjemy staje się tragiczna i mało śmieszna. Skoro jest to możliwe, ktoś żywym przykładem pokazuje, iż się da, to ja już nie mam argumentów. Mogę negować czyjąś drogę, wyszukiwać w niej pęknięć, wymieniać jej wady, znajdę ich aż nadto, tak, żeby moje rozleniwione ego miało używkę. Jednak gdzieś tam w sercu pozostanie prawda. Na samym dnie, zakopana przez dumę i uprzedzenia, istnieje. Będzie odzywać się niczym czkawka moralna, której nie da się zalać choćby kilkoma głębokimi. Za każdym razem wraca jak kac. I to wkurza! Wpienia na maksa!
Narzekanie to przecież nasze hobby. Narzekamy na wszystko, na pogodę, sport, politykę, na innych. Tych lepszych, tych zaradniejszych, bogatszych, co to ukradli i mądrych, co to mają wszystko po znajomości. Biada im, gdy oni nie narzekają razem z nami, tylko zamiast tego jeszcze bardziej się starają, wspinają, upadają, rozcinają czoło, czy nogę, krwawią. Czasami cierpią, wtedy mamy radochę, dobrze im tak przecież. Jednak gdy oni później zbierają się i mimo wszystko z uporem maniaka kroczą dalej do celu, to mina nam rzednie. Mieli się poddać, dołączyć do ławki rezerwistów i narzekać razem z nami, a nie zrobili tego. Co z nimi jest nie tak – zakrzykniemy z pianą w ustach? Nie przyjdzie nam do głowy, by spojrzeć w lustro i to samo pytanie zadać tym, którzy będą z niego na nas patrzeć…To byłoby trudne. Patrzymy zatem dalej na innych…
My mieliśmy gorzej…
Bo u nas to się licytujemy na to, co złe. Bo my mieliśmy gorzej i w ogóle to weź nie przesadzaj. Zawsze tak było, co tu kombinujesz, nie ma sensu tego zmieniać, to nie czas na eksperymenty. Nie ryzykuj. Stój w kącie i czekaj, aż cię znajdą. Każdy się pozna na kimś dobrym, nie trzeba wychodzić z tłumu. Bądź tu, gdzie jesteś, przecież tu wiesz, jak jest. Uśmiechaj się. Nie protestuj. Cicho siedź….Wyprostuj się. No nie garb się. Nie rób takiej głupiej miny. Zjedz mięso, ziemniaki zostaw.
Stop się z masą. Szarość. Widzę szarość. Nie, nie ruszaj się, nie idź w stronę światła. Po co to robić? Przecież to dodatkowy wysiłek, ile czasu minie, zanim ci się uda…??!
Tak jakby czas w alternatywnym scenariuszu się zatrzymywał, gdy postanowisz nie podjąć wyzwania. Niby każdy wie, iż lata i tak miną, iż nic to nie da, jeżeli nie spróbujemy, ale mądrości ludowe głoszą, iż skoro my mieliśmy gorzej i daliśmy radę, to twoje „lepiej” jest i tak wystarczające i nie ma sensu go zmieniać.
No chyba, iż egoistą jesteś? Patrzysz tylko na siebie, prawda? I wszystko jasne. Tu cię boli! Za mało ci sukcesów, pieniędzy, zaszczytów. Zachłanna jesteś, wstydź się. Spójrz na tych, co to mają gorzej i módl się, żeby do nich nie dołączyć.
Dlaczego nie mamy odwagi żyć po swojemu?
Osiągasz sukces? Jesteś podejrzany
Co najbardziej zaskakuje ludzi budujących w pocie czoła domy? Skala ludzkiej zazdrości. Te setki komentarzy na temat tego, iż to zły pomysł i co można było zrobić lepiej. Nie lubimy, gdy innym się lepiej powodzi, gdy siłą kontrastu ktoś pokazuje nam, gdzie nasze miejsce. W szkole, czy w przedszkolu jest podobnie. Osoba „inna”, bo „lepsza w czymś” ma przekichane.
Zazdrość, przechodząca w zawiść jest ziarnem, które trudno wyplenić. Nie powoduje ona, iż ktoś chce dorównać komuś lepszemu i z nadzieją zaczyna zdrową konkurencję. Przeciwnie, robi wszystko, by śmiałka ściągnąć w dół, zrównać do poziomu innych: czy to krytyką, przykrymi komentarzami, czy też wykluczeniem.
To nie tak, iż cię nie lubimy, problemem są twoje osiągnięcia w konkursach, to, iż w pracy się za bardzo starasz, wyróżniasz…I zaraz od nas zaczną więcej wymagać. Musisz się zmienić.
Nie wyróżniaj się. Bądź nielotem
Jest taka piosenka Lady Pank o „Sztuce latania”, jak to żyje się w teatrze lalek i jak to dobrze jest pewnego dnia zaryzykować. Jednak czy naprawdę dobrze? No nie do końca, bo wtedy „ktoś krzyknie: tak to każdy by chciał, coś pochwyciło i ściągnęło mnie w dół”.
Ludzie nienawidzą bowiem tych, którzy ośmielą się latać. Choć sami mogą zrobić to samo, to boją się tak bardzo, iż aż w końcu starają się udowodnić, iż skrzydła są nam niepotrzebne… Jako nielot ich nie potrzebujemy. Lepiej spojrzeć w dół i wierzyć, iż trafi się ślepej kurze ziarno.
„Do czego służą skrzydła, kiedy i tak nigdy nie można ich naprawdę rozwinąć. Stają się tylko ciężarem zamiast być wyzwoleniem. Ciążą nam. Wleczemy je za sobą. W końcu stają się nam nienawistne”. Pär Lagerkvist „Zło”
W tym wszystkim, jak to w życiu chodzi o siłę, coś, co słabym osobom nie wpadnie do głowy. Gdy bowiem rośniemy, dojrzewamy, to się zmieniamy i już nie jesteśmy w stanie zatrzymać życiowej rewolucji, która następuje.
Klatka, która dawała bezpieczeństwo, przestaje wystarczać. Opuszczamy ją, bez żalu. choćby się nie odwracamy, a to wkurza tych, którzy się w niej cisną… Musimy bowiem skupić się na celu, wypróbować skrzydła, zobaczyć, gdzie nas zaniosą. Pokonałyśmy już największego wroga – własne lenistwo, niepewność i lęk, podszepty tych, którzy nie chcą spróbować, rzadko jednak mamy świadomość, iż jeszcze większe niebezpieczeństwo czai się w cieniu. To tam w kącie złotej klatki stoją ludzie, którym w niesmak jest to, iż chce się nam chcieć…że mamy odwagę marzyć i próbować. Chociaż inny mówią, iż to, do czego dążymy jest niemożliwe, nie słuchamy ich…Udowadniając, iż jest wprost przeciwnie, pokazujemy innym jak bardzo się mijają z prawdą. A przecież nikt nie lubi się mylić.
„Wyobraź sobie dwa ptaki, oba ze złamanymi skrzydłami. Pewnego wiosennego ranka zostały ranione przez myśliwych. Oba uciekają i ukrywają się wśród krzaków, aby tam nauczyć się leczyć swoje rany, które powoli zaczynają się goić. Jeden ptak postanawia, iż nie pozwoli, aby to nieszczęście zrujnowało mu życie, i mobilizując całą siłę woli, od nowa uczy się latać. Nie jest to łatwe, ptak musi ćwiczy i ćwiczyć, i zdarza się, iż nie ma już siły i nadziei, ale w końcu pozytywne nastawienie i ciężka praca przynoszą efekt i ptak wznosi się wysoko nad ziemią, wyżej niż kiedykolwiek wcześniej. Ten lot daje ptakowi wyjątkową radość, ponieważ już wie, co to znaczy nie móc latać. Tymczasem drugi ptak, zbyt przerażony, aby spróbować wznieść się powietrze, kryje się w krzakach, w mroku, tam gdzie jest ciemno i gdzie może do woli litować się nad sobą. Nie może przezwyciężyć żalu i zostawić przeszłości za sobą, więc pozwala, aby złamane skrzydło zdominowało jego życie, więcej, aby je zniszczyło i pozbawiło go rzeczy najcenniejszej ze wszystkich – wolności…” Santa Montefiore, „Jaskółka i koliber”