O byciu początkującą Vintedziarą już pisałam w mama:Du. Ten zachwyt przebijający z moich tekstów ulotnił się gdzieś między pytaniem o zdjęcia na osobie a prośbą, żebym obniżyła cenę przedmiotu o połowę, zarezerwowała go na tydzień, a później wysłała za pobraniem. Za dużo zamieszania jak na szlafrok, mimo iż lniany.
Kiedy Laura opowiedziała mi o ostatnich przygodach na Vinted, uznałam, iż czas zeskrobać nieco tego lukru. Nie chodzi jednak o te wszystkie oszustwa z wysyłaniem fałszywych linków z formularzami do wyłudzania danych (choć na te również trzeba uważać, nie dajcie się na to złapać!), a o cwaniary.
A ty co, kolorów metek nie rozróżniasz?
Otóż Laura znalazła wymarzony kostium kąpielowy. Wyglądał na porządnie skrojony, w kolorze soczystej maliny, na wywczas nad Bałtykiem – idealny. Model sprzed kilku sezonów, stan: nowy, a w sklepach już go nie ma, cena okazyjna, bo 60 zł. W sieciówce, której logo widniało na metce, podobne można kupić dwa razy drożej. Transakcja przebiegła bez zarzutów. Do czasu, aż kostium trafił w ręce Laury.
Już po rozpakowaniu przesyłki zauważyła, iż materiał w okolicy brzucha dziwnie się układa. Przymierzyła, co potwierdziło jej przypuszczenia: ten piękny malinowy kostium pochodził z kolekcji dla ciężarnych, a Laura w ciąży nie była. Sprzedająca zapomniała wspomnieć o tym drobnym szczególe w ogłoszeniu, a po kolejnym rzuceniu okiem na zdjęcia Laura zauważyła, iż rzeczywiście zostały zrobione tak, by ukryć nadmiar materiału.
Uznała, iż skoro została oszukana przez sprzedawczynię, bez problemu uda jej się zwrócić kostium. Ale nieee. Sprzedawczyni zarzuciła Laurze brak spostrzegawczości i nieznajomość metek w sieciówkach. Przecież metka była w kolorze czerwonym, a wiadomo, iż takie metki to tylko w kolekcji ciążowej. Choć Laura skontaktowała się z Vinted, otrzymała wiadomość, iż sprawę musi rozwiązać bezpośrednio ze sprzedającą, bo zamieszczone ogłoszenie nie narusza standardów. Zresztą, kto raz wszedł w świat Vintedziar, ten wie, iż nie takie akcje tam są na porządku dziennym.
Doszło choćby do pogróżek
Sprzedająca łaskawie zgodziła się na zwrot, o ile oczywiście Laura zapłaci za przesyłkę. Przy okazji pogroziła jej policją i obie poobrzucały się wyzwiskami. Choć Laura sama jest mamą, o sprzedającej mówi: "Matka-cwaniara". Gdyby opisała ogłoszenie prawidłowo, prawdopodobnie kostium trafiłby do osoby, która jest nim autentycznie zainteresowana i uniknęłaby zamieszania ze zwrotem. O ile do zwrotu dojdzie, bo Laura wciąż zastanawia się, czy jednak nie oddać stroju krawcowej. W końcu ta malinka...
Czy to Vinted, czy OLX, Facebook Marketplace albo każda inna platforma sprzedażowa – wszędzie można się naciąć. A oszukują nie tylko matki. Żony i kochanki też. I bezdzietne. I ojcowie. I single. No, reguły nie ma. Morały z tej historii są dwa: porządnie opisuj wystawiane przedmioty. A jeżeli coś kupujesz i masz wątpliwości, pytaj. Chyba iż chcesz zapytać o zdjęcie na osobie. Wtedy lepiej poszukaj innej oferty.