Matka z dzieckiem to dla nich "nikt". Sytuacja na basenie otworzyła mi oczy
I właśnie wtedy zobaczyłam ją. Stała kilka osób przede mną – kobieta z małym dzieckiem, może trzyletnim chłopcem. Trzymała go za rękę, co chwilę przyklękała, coś do niego mówiła szeptem.
Dziecko było niespokojne: raz siadało na ziemi, raz się podnosiło, zaczynało coś opowiadać, potem znowu marudziło. Jak to małe dziecko w miejscu, które dla niego nie ma większego sensu – po prostu trzeba czekać. A ono nie rozumie, po co i dlaczego tak długo.
Matka była spokojna, choć widać, iż trochę zmęczona. A przed nią grupka młodzieży, kilkanaście osób. Rozgadani, rozbawieni, zajęci sobą. I nikt z nich choćby nie drgnął. Nikt nie obejrzał się na kobietę z dzieckiem. Nikt nie powiedział prostego: "Niech pani podejdzie, będzie szybciej". Nikt choćby nie udawał, iż jej nie widzi – oni naprawdę jej nie zauważali. Jakby była powietrzem.
Patrzyłam i zrobiło mi się przykro. Bo przecież nie chodzi o to, by matka z dzieckiem była wszędzie przepuszczana z honorami. Chodzi o coś znacznie prostszego: o odruch, o wrażliwość, o zwykłą ludzką uważność. W tej jednej chwili uświadomiłam sobie, jak łatwo dziś być anonimowym – choćby z małym dzieckiem na ręku. A może zwłaszcza z dzieckiem.
Dzieci są "niewygodne": wiercą się, płaczą, nie rozumieją zasad. Matki też bywają "trudne" – zajmują miejsce, poruszają się wolniej, bywają zmęczone. Ale czy to powód, żeby przestać je zauważać? Żeby udawać, iż nie potrzebują wsparcia – choćby tego symbolicznego, chwilowego, jak przesunięcie się o jedno miejsce w kolejce?
Ta scena z basenu była krótka. Po kilku minutach kobieta kupiła bilety i weszła do środka. Ale obraz, który zobaczyłam, został ze mną do dziś. Bo to nie była tylko kolejka – to był test. I mam wrażenie, nie zdaliśmy go najlepiej.
Chciałabym wierzyć, iż można jeszcze inaczej. Że młodzi ludzie będą bardziej czuli. Że nauczą się nie tylko patrzeć, ale zauważać. Bo to, czy przepuścisz matkę z dzieckiem w kolejce, mówi więcej o tobie niż tysiąc deklaracji o empatii.