Mąż opuścił mnie dla kochanki, ale po 12 latach znów stanął w drzwiach — ból powrócił, jakby to było wczoraj.

polregion.pl 14 godzin temu

Poznałam Daniela na imprezie u wspólnej przyjaciółki — był pełen życia, czarujący, uśmiechnięty, wydawało się, iż promienieje od środka. Wtedy pierwszy raz naprawdę się zakochałam. Przed nim nie było w moim życiu żadnych romansów — wychowałam się w małym miasteczku, surowe zasady, skupienie wyłącznie na nauce. Rodzice nie pozwalali mi choćby myśleć o chłopakach. Zazdrościłam koleżankom, które miały związki, ale trzymałam się swojego planu: najpierw studia, a potem, może, rodzina.

Ale Daniel wszystko przewrócił do góry nogami. Zbliżyliśmy się gwałtownie — był kimś, na kogo czekałam całe życie. Rozkwitałam u jego boku, a on wydawał się równie szczęśliwy. choćby moi surowi rodzice zaakceptowali nasz związek, i niedługo potem wzięliśmy skromny ślub. Rok później na świat przyszli bliźniacy — Kacper i Jakub. To było szczęście, ale i próba. Nie byłam gotowa na podwójną odpowiedzialność, ale Daniel był wtedy przy mnie — pomagał, uczył się być ojcem. Razem kąpaliśmy dzieci, karmiliśmy je, wstawaliśmy w nocy. Potrafił współczuć, starał się. Wierzyłam, iż mamy szczęście.

Wszystko się zmieniło, gdy dzieci podrosły. Stał się obcy. Wracał do domu późno, zmęczony, rozdrażniony. Zaczęłam podejrzewać — czyżby zdradzał? Prawda wyszła na jaw pewnego dnia, gdy pod jego nieobecność zadzwoniła kobieta. Przedstawiła się jako Weronika. I powiedziała, iż spotyka się z moim mężem od ponad roku. Świat się zawalił. Potem była Kinga. Potem — Agnieszka. Później — Ewa i Ola. Wybaczałam. Dla dzieci. Dla rodziny.

Bałam się, iż jeżeli się rozstaniemy, synowie nie poznają, jak wygląda prawdziwa rodzina. Więc znosiłam. Zamykałam oczy. Wymazywałam z serca zdradę. Ale gdy chłopcy dorośli i opuścili dom, stało się jasne: między mną a Danielem nie zostało już nic. Byliśmy jak sąsiedzi. Żadnej miłości, żadnego szacunku. Rozwiedliśmy się. On odszedł. Ja zostałam. Przyzwyczajałam się do ciszy. Do samotności. Starałam się zapełnić pustkę — przyjaciółmi, pasjami, książkami. Żyłam. Bez skarg. Bez wyrzutów.

Minęło dwanaście lat. Pewnego jesiennego wieczoru zapukał do drzwi. Na progu stał on. Daniel. Posiwiały, przygarbiony, obcy. Poprosił, by wpuścić go do środka. Powiedział, iż chce porozmawiać. Przy herbacie wyznał: nigdy nie znalazł szczęścia. Kobiety zmieniały się jedna po drugiej, pracy nie mógł utrzymać, zdrowie go zawiodło. Został z niczym. Sam. Nieszczęśliwy. I teraz prosił o przebaczenie. O nowy początek.

A ja siedzę i nie wiem, co odpowiedzieć. Dwanaście lat — ani słowa, ani telefonu, choćby kartki na urodziny. A teraz — przebaczenie, szansa, nowe życie? W środku wszystko boli. Ale serce bije — bo wciąż coś do niego czuję. Nigdy nie pokochałam nikogo innego. Nie wpuściłam do swojego życia nikogo. On jest ojcem moich synów. Nie jest obcy. Ale już nie jest tym, kim był kiedyś.

Nie odpowiedziałam. Siedzę, myślę. Szukam w sobie siły, żeby wybaczyć. Albo siły, żeby w końcu odejść.

Idź do oryginalnego materiału