Pani Bożena Kowalska obchodziła jubileusz. Pięćdziesiąt pięć lat. Świętowanie postanowiono zorganizować z rozmachem, w przytulnej restauracji nad Wisłą. Gości zebrało się niemało: rodzina, przyjaciele, koledzy z pracy. Wszyscy bawili się głośno, wznosili toasty za jubilatkę, obsypywali ją kwiatami i komplementami. Mąż Bożeny, Robert, wręczył jej wspaniały prezent – elegancką złotą obrączkę z szafirem, która wywołała u kobiety zachwyt. Gospodarz wieczoru, promieniejąc uśmiechem, ogłosił:
– A teraz naszą jubilatkę chce pozdrowić jej synowa!
Do mikrofonu, dumnie wyprostowana, podeszła Kinga.
– Droga Bożeno – zaczęła z uroczystą intonacją – od naszej rodziny przygotowałam dla ciebie szczególną niespodziankę!
Goście szeptali, oczekując czegoś niezwykłego. Bożena, promieniejąc szczęściem, wstała, spodziewając się wzruszającego gestu. Ale choćby nie przeszło jej przez myśl, jaki „prezent” szykuje synowa.
Kinga nigdy nie podobała się ani rodzicom swojego męża Tomka, ani jego starszej siostrze Agnieszce. Wydawało się, iż to zwykła historia o trudnych relacjach z rodziną męża, ale w tym przypadku głównym źródłem problemów była ona sama.
Tomek od dzieciństwa był uległy i miękki. W szkole zawsze podążał za tłumem. jeżeli koledzy namawiali na grę w piłkę, zgadzał się, choćby gdy wolałby zostać w domu z książką. Gdy ktoś podpuszczał go, by powiedział coś przykrego koleżance Oli, choć z zakłopotaniem, ulegał, choć Ola mu się podobała.
Tak było ze wszystkim. Rzadko podejmował decyzje samodzielnie, jakby bał się własnego cienia. Jego siostra Agnieszka otwarcie nazywała go słabeuszem. Matka, Bożena, choć upominała córkę za ostre słowa, w głębi duszy się z nią zgadzała. Dlaczego z jednego domu wyszło dwoje tak różnych dzieci? Tomek był wychowany nie gorzej niż siostra – nie rozpieszczano go, nie biegano za każdym kłopotem, uczono, iż mężczyzna musi umieć się postawić.
Ojciec zaszczepiał w nim miłość do sportu, matka – do literatury i sztuki. Ale charakter najwyraźniej był jednak zapisany w genach i żadne wychowanie nie mogło go zmienić. Bożena nie chciała na niego naciskać, łamać jego natury. Wszyscy w rodzinie pogodzili się z tym, jaki jest.
Gdy Tomek przyprowadził do domu Kingę, nikt się nie zdziwił. Miła, dobra dziewczyna, marząca o rodzinie, raczej by nim się nie zainteresowała. Wydawało się, iż potrzebuje „twardej ręki”, która poprowadzi go przez życie. I Kinga stała się tą ręką – władczą, pewną siebie, ostrą w słowach i czynach. Jej sposób bycia, nachalność, a czasem wręcz bezceremonialność odstraszały innych, ale nie Tomka. Patrzył na nią z uwielbieniem, spełniając każde jej życzenie jak wierny pies.
Rodzice i siostra starali się nie ingerować. Widzieli, iż Tomek jest szczęśliwy, i uznali, iż wtrącanie się w życie dorosłego syna nie należy do nich. Gdy oświadczył się Kindze, wszyscy przyjęli to jako coś oczywistego. W końcu to nie oni mieli z nią mieszkać pod jednym dachem. Tomek zaś wydawał się zadowolony, jakby ta dziwna dynamika ich relacji mu odpowiadała.
– Jedziemy z Kingą nad morze – pochwalił się kiedyś Tomek przy rodzinnym obiedzie. – Odłożę trochę grosza i ruszamy.
– Kinga nie chce się dołożyć? – delikatnie zapytała Bożena, wierząc, iż w związku wszystko powinno być wspólne.
– Jestem mężczyzną, to mój obowiązek – odparł dumnie Tomek, wyraźnie powtarzając słowa żony.
Potem Kinga zdecydowała, iż potrzebują kredytu na mieszkanie, choć ich budżet ledwo zipiał. Następnie ogłosiła, iż czas na dzieci.
– Chcemy dużą rodzinę – dzielił się z entuzjazmem Tomek. – Żeby w domu było pełno śmiechu!
– A za co je utrzymacie? – sceptycznie prychnęła Agnieszka.
– Ja pracuję – odparł lekko urażonym tonem. – Kinga mówi, iż jeszcze będą dopłaty.
Rodzice tylko wzdychali. Próbowali doradzać, ale Tomek, jak zawsze, słuchał tylko żony. Nikt nie chciał się wtrącać.
Wkrótce Kinga zaszła w ciążę. Od tego momentu zachowywała się, jakby cały świat był jej coś winien. Pewnego razu oburzała się, iż kurier nie wnosił paczki do mieszkania.
– Jestem w ciąży! – krzyczała. – Powiedziałam mu, a on i tak nie podniósł!
– Ciężka paczka? – spróbowała okazać współczucie Bożena.
– Nie, lekka. Ale musiałam sama schodzić! Z brzuchem to niełatwe!
Tak było ze wszystkim. To, co dla innych kobiet w ciąży było normą, dla Kingi było heroicznym wysiłkiem. ZrezygnowKinga odeszła, ale dopiero gdy Tomek odzyskał pewność siebie, zrozumiał, iż prawdziwa siła nie polega na uległości, ale na umiejętności stawiania granic i szanowaniu samego siebie.