Dziś miałam wyjątkowy dzień – moje pięćdziesiąte piąte urodziny. Świętowałam hucznie w przytulnej restauracji nad Wisłą. Przybyło mnóstwo gości: rodzina, przyjaciele, koledzy z pracy. Wszyscy bawili się wesoło, wznosili toasty na moją cześć, obsypując kwiatami i komplementami. Mój mąż, Witold, wręczył mi przepiękną złotą obrączkę z szafirem, która wywołała u mnie zachwyt. Gospodarz wieczoru, promieniejąc uśmiechem, ogłosił:
– A teraz naszą solenizantkę chce pozdrowić jej synowa!
Do mikrofonu dumnie podeszła Kinga.
– Droga Tamaro Stanisławo – zaczęła z patosem – przygotowałam dla ciebie wyjątkową niespodziankę od naszej rodziny!
Goście zaszeptali, spodziewając się czegoś niezwykłego. Ja, rozpromieniona radością, wstałam, oczekując czegoś wzruszającego. Ale choćby nie przypuszczałam, jaką „niespodziankę” szykuje moja synowa.
Kinga nigdy nie podobała się ani mnie, ani mojemu mężowi, ani naszej starszej córce, Marii. Można by pomyśleć, iż to zwykła historia o trudnych relacjach z rodziną męża, ale w tym przypadku źródłem problemów była właśnie Kinga.
Mój syn, Leszek, od dziecka był łagodny i uległy. W szkole zawsze podążał za tłumem. Gdy koledzy namawiali go na hokej, zgadzał się, choćby wolałby zostać w domu z książką. jeżeli ktoś podpuszczał go, by powiedział coś przykrego koleżance Hani, robił to, choć niechętnie, mimo iż Hania mu się podobała.
Tak było ze wszystkim. Leszek rzadko podejmował decyzje sam, jakby bał się własnego cienia. Jego siostra, Maria, otwarcie nazywała go mięczakiem. Ja, choć upominałam córkę za ostry język, w duchu się z nią zgadzałam. Jak to możliwe, iż rodzeństwo wychowane w tym samym domu jest tak różne? Leszek nie był rozpieszczany – uczono go, iż mężczyzna musi umieć się postawić.
Ojciec zaszczepił w nim miłość do sportu, ja – do literatury i sztuki. Ale charakter to jednak natura, nie da się go zmienić. Nie chciałam łamać syna na siłę. Wszyscy zaakceptowaliśmy, jaki jest.
Gdy Leszek przyprowadził do domu Kingę, nikt się nie zdziwił. Ładna, dobra dziewczyna, marząca o rodzinie, raczej by nim nie zainteresowała. Leszek potrzebował „twardej ręki”, która będzie nim kierować. I Kinga stała się tą ręką – władczą, pewną siebie, ostro kłującą słowami. Jej sposób bycia odstraszał innych, ale nie Leszka. Patrzył na nią z uwielbieniem, spełniając każde zachcianki jak posłuszny pies.
My z mężem nie ingerowaliśmy. Widzieliśmy, iż Leszek jest szczęśliwy – to wystarczyło. Gdy oświadczył się Kingi, przyjęliśmy to ze spokojem. W końcu nie nam z nią mieszkać. Leszek zaś wyglądał na zadowolonego, jakby ta dziwna dynamika relacji mu odpowiadała.
– Jedziemy z Kingą nad morze – pochwalił się raz przy obiedzie. – Odłożę trochę grosza i ruszamy.
– A Kinga nie chce dołożyć się? – zapytałam ostrożnie, wierząc, iż w związku wszystko powinno być wspólne.
– Jestem mężczyzną, to mój obowiązek – odparł z dumą, wyraźnie powtarzając jej słowa.
Potem Kinga wpadła na pomysł kredytu hipotecznego, choć ledwo wiązali koniec z końcem. Potem oznajmiła, iż czas na dzieci.
– Chcemy dużą rodzinę – mówił Leszek z zapałem. – Żeby w domu było gwarno!
– A za co utrzymacie? – prychnęła Maria.
– Pracuję – odparł urażony. – Kinga mówi, iż będą jeszcze świadczenia.
My z mężem tylko wzdychaliśmy. Próbowaliśmy doradzać, ale Leszek słuchał tylko żony. Nikt nie śmiał się wtrącać.
Kinga zaszła w ciążę. Od tej pory zachowywała się, jakby świat był jej coś winien. Pewnego razu wściekała się, iż kurier nie wniósł paczki do mieszkania.
– Jestem w ciąży! – krzyczała. – Powiedziałam mu, a on i tak nie podniósł!
– Ciężka była? – spytałam, starając się okazać współczucie.
– Nie, lekka. Ale musiałam sama schodzić! Z brzuchem to niełatwe!
Tak było ze wszystkim. To, co dla innych ciężarnych było normalne, dla Kingi było heroicznym wyczynem. Przestała jeździć autobusem, a w ich budżecie pojawiły się wydatki na taksówki – samochodu nie mieli. Zakupy, sprzątanie, gotowanie – wszystko stało się „ponad jej siły”. Leszek zaś uważał, iż tak trzeba.
– Chronię ją – mówił. – NosLeszek tylko westchnął ciężko, odwrócił wzrok i w końcu powiedział: „Dosyć tego, Kinga – czas, byś wreszcie zaczęła myśleć o kimś innym, a nie tylko o sobie.”