Mąż zostawił mnie dla kochanki, a po 12 latach wrócił — ból powrócił, jakby to było wczoraj

newsempire24.com 1 dzień temu

Mąż zostawił mnie dla kochanki, a po 12 latach znów stanął w progu — ból wrócił, jakby to wszystko wydarzyło się wczoraj.

Poznałam Dominika na imprezie u wspólnej przyjaciółki — był taki pełen życia, czarujący, uśmiechnięty, wydawało się, iż emanuje jakimś wewnętrznym światłem. To była moja pierwsza prawdziwa miłość. Wcześniej nie miałam żadnych poważnych związków — wychowałam się w małym miasteczku, surowe zasady, nauka przede wszystkim. Rodzice nie pozwalali mi choćby myśleć o chłopakach. Zazdrościłam koleżankom, które były w związkach, ale trzymałam się swojego planu: najpierw studia, a potem, może, rodzina.

Ale Dominik wszystko zmienił. Zbliżyliśmy się gwałtownie — był kimś, na kogo czekałam całe życie. Kwitłam przy nim, a on zdawał się równie szczęśliwy. choćby moi surowi rodzice zaakceptowali nasz związek, i niedługo potem wzięliśmy skromny ślub. Rok później na świat przyszli bliźniacy — Kacper i Bartosz. To była radość, ale i próba. Nie byłam gotowa na podwójną odpowiedzialność, ale Dominik wtedy był przy mnie — pomagał, uczył się być ojcem. Razem kąpaliśmy dzieci, karmiliśmy, wstawaliśmy w nocy. Potrafił mnie zrozumieć, starał się. Wierzyłam, iż mamy szczęście.

Ale wszystko się zmieniło, gdy chłopcy podrośli. Stał się obcy. Wracał do domu późno, zmęczony, rozdrażniony. Zaczęłam podejrzewać — czyżby zdradzał? Pewnego dnia, gdy był pod prysznicem, zadzwoniła jakaś kobieta. Przedstawiła się jako Jolanta. I powiedziała, iż spotyka się z moim mężem od ponad roku. Świat się zawalił. Potem była Kinga. Następnie — Beata. A później — Agnieszka i Ola. Wybaczałam. Dla dzieci. Dla rodziny.

Bałam się, iż jeżeli się rozstaniemy, chłopcy wychowają się bez wzoru prawdziwej rodziny. Więc znosiłam. Przymykałam oczy. Wymazywałam zdradę z serca. Ale gdy synowie dorośli i wyprowadzili się, stało się jasne — między mną a Dominikiem nic nie zostało. Żyliśmy jak sąsiedzi. Ani miłości, ani szacunku. Rozwiedliśmy się. On odszedł. Ja zostałam. Przyzwyczajałam się do ciszy. Do samotności. Próbowałam zapełnić pustkę — przyjaciółmi, pasjami, książkami. Żyłam. Bez narzekania. Bez pretensji.

Minęło dwanaście lat. Pewnego jesiennego wieczoru zadzwonił dzwonek do drzwi. W progu stał on. Dominik. Siwy, przygarbiony, obcy. Poprosił, by wpuścić go do środka. Powiedział, iż chce porozmawiać. Przy herbacie wyznał: nigdy nie znalazł szczęścia. Kobiety przychodziły i odchodziły, pracy nie mógł utrzymać, zdrowie zaczęło szwankować. Został z niczym. Sam. Nieszczęśliwy. I teraz przeprasza. Prosi o nowy początek.

A ja siedzę i nie wiem, co powiedzieć. Dwanaście lat — ani słowa, ani telefonu, ani kartki na urodziny. A teraz — przeprosiny, szansa, nowe życie? W środku wszystko boli. Ale serce też bije — bo wciąż coś do niego czuję. Nikogo innego już nie pokochałam. Nie wpuściłam nikogo nowego. On jest ojcem moich synów. Nie jest mi obcy. Ale już nie jest tym samym człowiekiem.

Nie odpowiedziałam. Siedzę, myślę. Szukam w sobie siły, by wybaczyć. Albo siły, by w końcu odejść.

Idź do oryginalnego materiału