Miał zaledwie 16 lat, gdy przyprowadził ją do domu… Dziewczynę, od dawna wyraźnie brzemienną, starszą od niego o rok.
Elżbieta uczyła się w tej samej szkole, tylko w innej klasie. Przez kilka dni Patryk zauważał, jak nieznajoma dziewczyna chowa się w kąt i płacze po cichu. Nie umknął jego uwadze również charakterystyczny, zaokrąglający się brzuch, te same ubrania od dwóch tygodni i pusty, pozbawiony nadziei wzrok.
Jak się okazało, niemal wszyscy znali jej historię… Wnuk znanego w ich mieście biznesmena spotykał się z nią, a potem po prostu zniknął, wyjechał „w pilnej sprawie” do innego województwa. Jego rodzice nie chcieli choćby słyszeć o Elżbiecie. Powiedzieli to wprost.
A jej własna rodzina, jakby żyli w średniowieczu, bojąc się „hańby”, wyrzuciła ją z domu i wyjechała na działkę. Jedni współczuli Elżbiecie, inni szeptali za jej plecami.
— Sama jest sobie winna. Trzeba było myśleć głową!
Patryk nie mógł się tylko przyglądać. Zastanowił się i podszedł.
— Nie będzie łatwo, ale dość już płakania. Chodź do mnie, możemy się pobrać. Ale od razu mówię – nie umiem kłamać ani słodzić. Nie będę udawać, iż wszystko jest idealnie, ale obiecuję, iż postaram się być przy tobie i iż damy radę.
Elżbieta otarła łzy i spojrzała na chłopaka. Co tu mówić… Zwykły chłopak, bez poloru. A ona marzyła o zupełnie innym mężu! Tylko iż w jej sytuacji wyboru nie było. Poszła z nim.
Rodzice byli w szoku. Matka błagała Patryka, żeby się opamiętał, ale on był stanowczy.
— Mamo, nie dramatyzuj, jakoś to będzie. Mam dwie stypendia, normalne i socjalne. Będę dorabiał, damy radę.
— Ale przecież chciałeś kontynuować naukę!
— I co z tego? Żyjemy jakoś. Tata całe życie w fabryce, ty w sklepie. Ludzie jakoś żyją bez magistra. To nie koniec świata!
Elżbieta zamieszkała w pokoju Patryka. Oddał jej swoje łóżko, a sam przeniósł się na niewygodną rozkładaną kanapę. Przez pięć dni była cicha jak mysz, chodziła z nim do szkoły i z powrotem, trzymając go za rękę. Aż w końcu wybuchnęła.
— Mam dość! Dlaczego twoi rodzice patrzą na mnie krzywo? Nie podobam im się! I dlaczego nie spędzasz ze mną czasu? Siedzisz nad książkami albo gdzieś znikasz!
Patryk był zaskoczony.
— A nie myślisz, iż to normalne? Tak, nie jesteś ich ulubienicą, ale cię przyjęli i nie dręczą. Krzywo patrzą? Twoja rodzina w ogóle cię nie chciała. A rodzice ojca twojego dziecka? Gdzie oni są? Siedzę nad książkami, bo się uczę i nie chcę wylecieć po pierwszym semestrze. I po co mam tracić stypendium? A gdzie znikam? Dorabiam, nie będę z tobą oglądać płaczliwych seriali.
Elżbieta zaczęła płakać.
— Po co tak mówisz?
— Jak? Mówiłem, iż nie umiem słodzić. A tak w ogóle, kiedy idziemy do urzędu stanu cywilnego?
— Nie mogę tak iść, kup mi ładną sukienkę, z wysokim stanem, żeby brzucha nie było widać.
— O co ci chodzi? Przecież przyniesiemy zaświadczenie od lekarza. Muszę oszczędzać na wózek i łóżeczko…
Matka łykała walerianę, ale powoli się oswajała i coraz częściej zerkała na dziecięce ubranka w sklepach. W końcu nic strasznego się nie dzieje… Niech żyją, niech się pobiorą, a oni z ojcem jakoś im pomogą. Tylko ta dziewczyna jakaś niewdzięczna, wiecznie niezadowolona z Patryka, z nich, z ciasnego mieszkania. Może się zmieni, jak już urodzi.
Ale Elżbieta nie zamierzała się zmieniać. Gdy Patryk wrócił z pracy na myjni, brudny i zmęczony, z kotem w rękach, wściekła się.
— Co ty, głupi jesteś?! Po co nam ten obdarty kot? Wyrzuć go! Natychmiast!
Patryk odpowiedział spokojnie:
— Nie, ona jest w ciąży. Zostaje, więc możesz przestać się drzeć. Lepiej ogrzej mi obiad.
— Aha, tak?! — Elżbieta aż pisnęła. — Wybieraj! Albo ona, albo ja!
— Po co? — Patryk zmarszczył brwi. — To mój dom i nie będę niczego wybierać. To teraz mój kot, a jeżeli ci to przeszkadza, możesz wyjść. choćby mama mi takich głupot nie mówiła. Może ty przestań patrzeć na wszystkich z góry?
Elżbieta płakała, wściekała się, była zazdrosna o wychudzoną, zaniedbaną kotkę. Gdzie Patryk widział u niej ciążę? Ale brzuch rzeczywiście się powiększał – kotka niedługo miała urodzić.
Patryk był zmęczony, ale gdy tylko żal zaczynał go nachodzić, gwałtownie go odpędzał. Jakoś to będzie. Elżbieta urodzi, uspokoi się, a wcześniej kotka ich pocieszy. Puchate kocięta poprawią wszystkim humor.
Ale wszystko potoczyło się inaczej… Dziadek, znany w mieście przedsiębiorca, wrócił z długiego wyjazdu i dowiedział się o wszystkim. Odnalazł wnuka, nawymyślał mu i oznajmił, iż odetnie go od rodziny, jeżeli jego prawnuk będzie wychowywany w obcym domu. A chłopak nie chciał stracić rodzinnych pieniędzy…
Elżbieta opuściła szkołę razem z nim, choćby się nie żegnając. Na szczęście miała przy sobie dokumenty (wybierała się do lekarza). Rzuciła okiem na swoje rzeczy – i tak kupią jej nowe! Do tej marnej szkoły więcej nie wróci!
Patryk był załamany… Jak tak można? choćby słowa nie powiedziała, nie zadzwoniła. Wyrzucił wszystkie jej rzeczy i długo siedział w ciemności, tuląc swoją kotkę.
Kotka rozumiała wszystko i cichutko przytulała się do niego, jakby wiedziała, iż jest potrzebna. Mruczała, pocieszała.
Patryk sam przyjął poród, nie dopuszczając do niej zdenerwowanej matki i zmieszanego ojca. Siedział przy niej, mówił do niej spokojnie, upewniał się, iż wszystko idzie dobrze, miał pod ręką numer weterynarza.
Wszystko poszło dobrze – kotka urodziła cztery kociaki. Patryk wymienił ściółkę, przyniósł wodę i karmę. Jeszcze raz upewnił się, iż wszystko w porządku, i zmęczony, poszedł spać. W tym całym zamieszaniu choćby zapomniał, iż tego dnia skończył 17 lat.