Miałem dopiero 16 lat, kiedy przyprowadziłem ją do domu… Dziewczynę, od dawna wyraźnie ciężarną, starszą ode mnie o rok.
Ewa uczyła się w tym samym liceum co ja, tylko w innej klasie. Kilka dni obserwowałem, jak nieznana mi dziewczyna, wtulona w kąt korytarza, cicho płacze. Nie umknęły mojej uwadze jej zaokrąglający się brzuch, te same ubrania noszone od dwóch tygodni i pusty, pozbawiony nadziei wzrok.
Jak się okazało, jej historię znał prawie każdy… Wnuk znanego w mieście biznesmena umawiał się z nią, a potem po prostu zniknął, wyjechał rzekomo w interesach do innego województwa. Jego rodzice nie chcieli choćby słyszeć o Ewie. Powiedzieli jej to wprost.
A jej własna rodzina, jakby żyła w średniowieczu, bojąc się „hańby”, wyrzuciła ją z domu i sama wyjechała na działkę. Jedni współczuli Ewie, inni za plecami złośliwie komentowali:
— Sama sobie winna. Trzeba było myśleć głową!
Nie mogłem tak tylko stać i patrzeć. Zdecydowałem się podejść.
— Łatwo nie będzie, ale dość już płakania. Proponuję, żebyś zamieszkała u mnie, możemy się pobrać. Ale od razu mówię – nie potrafię kłamać i nie będę robił słodkich słówek ani przed tobą, ani przed dzieckiem. Po prostu będę przy tobie i obiecuję, iż wszystko będzie dobrze.
Ewa otarła łzy i spojrzała na mnie. Cóż, powiedzieć… Zwykły chłopak, bez poloru. A ona marzyła o zupełnie innym narzeczonym! Tylko iż w jej sytuacji wyboru już nie było, więc poszła za mną.
Rodzice byli w szoku. Mama błagała mnie, żebym się rozmyślił, ale byłem stanowczy:
— Mamo, nie dramatyzuj, jakoś to będzie. Mam dwie stypendia, zwykłe i socjalne. Będę dorabiał, damy radę!
— Ale ty przecież chciałeś iść na studia!
— I co z tego? Żyjemy jakoś. Tata całe życie w fabryce, ty w sklepie. Ludzie bez studiów też żyją. To nie koniec świata!
Ewa zadomowiła się w moim pokoju. Oddałem jej łóżko, a sam przeszedłem na niewygodną rozkładaną kanapę. Przez pięć dni była cicha jak mysz. Chodziła ze mną do szkoły i do domu, trzymając mnie za rękę, aż w końcu wybuchnęła:
— Mam dość! Dlaczego twoi rodzice patrzą na mnie krzywo? Nie podobam im się! I dlaczego nie spędzasz ze mną czasu? Siedzisz w książkach albo wychodzisz?!
Byłem zaskoczony.
— A ty nie myślisz, iż to normalne? Tak, rodzicom nie jesteś sympatyczna, ale cię przyjęli i nie dokuczają. Krzywo patrzą? Twoi krewni w ogóle nie chcą cię widzieć. A rodzice ojca twojego dziecka? Gdzie oni są? Siedzę w książkach, bo się uczę i nie chcę wylecieć po pierwszej klasie. I stypendium mi się przyda. Wychodzę? Bo dorabiam i nie mam ochoty oglądać z tobą ckliwych seriali.
Ewa znów się rozpłakała.
— Po co tak mówisz?
— Jak? Przecież ostrzegałem, iż nie umiem kłamać. A tak w ogóle, kiedy idziemy do USC?
— Nie mogę iść tak po prostu! Kup mi ładną sukienkę, z wysokim stanem, żeby brzucha nie było widać.
— O co ci chodzi? Przecież przyniesiemy zaświadczenie o ciąży, jaki tam strój? Muszę oszczędzać na wózek i łóżeczko…
Mama łykała walerianę, ale powoli się oswajała z sytuacją i coraz częściej zerkała na dziecięce ubranka w sklepach. W sumie… nic takiego się nie dzieje. Niech żyją, niech się pobiorą, a oni z tatą jakoś pomogą. Tylko ta dziewczyna jakaś niewdzięczna, ciągle niezadowolona – z mojego pokoju, z rodziców, z ciasnego mieszkania. No trudno, może jak urodzi, to się uspokoi.
Ale Ewa nie zamierzała się zmieniać. Kiedy wróciłem brudny i zmęczony z myjni samochodowej, przynosząc ze sobą wychudzoną kotkę, wpadła w szał.
— Zwariowałeś?! Po co nam ta obdarta bestia? Wynoś ją! Natychmiast!
— Nie, ona jest w ciąży. Zostaje, więc możesz przestać się drzeć. Lepiej zamknij się i podgrzej mi obiad.
— Więc tak?! — wrzasnęła. — Wybieraj! Albo ona, albo ja! Ta przeklęta kotka w ogóle na mnie dziwnie patrzy!
— Po co? — Zmarszczyłem brwi. — To mój dom i nie muszę niczego wybierać. Kotka zostaje. jeżeli ci to nie pasuje, możesz wyjść. choćby mama nie stawiała mnie przed takim wyborem. Może to ty powinnaś przestać patrzeć na wszystkich z góry?
Ewa szlochała, rzucała się, była zazdrosna o chudą, zaniedbaną kotkę. Gdzie ja w ogóle widziałem u niej brzuch? Ale brzuch się pojawił – kotka naprawdę była w ciąży.
Byłem zmęczony, ale ilekroć żal zaczął się wkradać do moich myśli, odpychałem go. Jakoś to będzie. Ewa urodzi, uspokoi się, a na razie euforia przyniosą nam kocięta. Pewnie, iż miękki puch kotów poprawi wszystkim humor.
Ale los zdecydował inaczej… Jej dziadek, wpływowy człowiek, wrócił z długiego wyjazdu i dowiedział się o wszystkim. Znalazł wnuka, przywalił mu porządnie i zagroził, iż odetnie go od rodzinnych pieniędzy, jeżeli prawnuk będzie wychowywał się w obcej rodzinie. A chłopak nie chciał stracić takiej „kasy”.
Ewa od razu zniknęła z liceum, choćby się nie żegnając. Na szczęście miała przy sobie dokumenty (wybierała się po lekcjach do lekarza). Rzeczy zostawiła – teraz kupią jej nowe! I do tego lichego liceum nigdy nie wróci!
Byłem złamany… Jak można? Ani słowa, ani pożegnania. Wyrzuciłem wszystkie jej rzeczy i siedziałem sam w ciemności, tuląc swoją kotkę.
Ona wszystko rozumiała. Cicho przytulała się, jakby wiedziała, iż jest mi potrzebna. Współczuła, mruczała, pocieszała.
Sam odebrałem poród, nie dopuszczając do kotki zdenerwowanej mamy i zagubionego taty. Siedziałem przy niej, mówiłem spokojnie, upewniając się, iż wszystko idzie dobrze, z telefonem w gotowości, gdyby trzeba było wezwać weterynarza.
Wszystko poszło dobrze – na świat przyszły cztery kocięta. Zmieniłem jej posłanie, zostawiłem wodę i karmę. Jeszcze raz sprawdziłem, czy wszystko w porządku, i padłem spać. W tym zamieszaniu choćby zapomniałem, iż tego dnia skończyłem 17 lat.Koty były teraz moją rodziną i choć serce bolało, wiedziałem, iż prawdziwa miłość nie ucieka, gdy pojawiają się trudności.