Miał zaledwie 16 lat, gdy przyprowadził ją do domu… Dziewczynę, która już od dawna była solidnie w ciąży, choć starszą od niego zaledwie o rok.
Kasia uczyła się w tym samym technikum co on, tylko na innym roku. Przez kilka dniórze obserwował, jak obca dziewczyna, wtulona w kąt cichej korytarzowej niszy, po cichu łka. Nie umknął jego uwadze również charakterystyczny, zaczynający się zaokrąglać brzuch, te same ubrania (noszone przez ostatnie dwa tygodnie) oraz pusty, pozbawiony nadziei wzrok.
Jak się okazało, jej historię znał niemal każdy… Wnuk znanego w ich mieście biznesmena spotykał się z nią, a potem po prostu zniknął, wyjechał „w interesach” do sąsiedniego województwa. Jego rodzice nie chcieli choćby słyszeć o Kasi. Powiedzieli jej to wprost.
A jej własni, jakby żyli w średniowieczu, w obawie przed „hańbą” wyrzucili ją z domu i sami wyjechali „na działkę”. Jedni współczuli Kasi, inni za plecami złośliwie komentowali:
– Sama sobie winna! Najpierw myśleć, potem robić!
Marek nie mógł tak po prostu stać i patrzeć. Zważył się, podszedł.
– Łatwo nie będzie, ale dość już płakania. Proponuję, żebyś zamieszkała ze mną. Ożenimy się. Ale od razu uprzedzam – nie umiem kłamać ani owijać w bawełnę. Nie będę się z tobą ani z dzieckiem bawił w słodkie gadanie. Po prostu będę przy was i obiecuję, iż wszystko będzie dobrze.
Kasia otarła łzy i spojrzała na chłopaka. Co tu dużo mówić… Zwykły chłopak, bez poloru. A ona marzyła o zupełnie innym mężu! Tylko iż w jej sytuacji wyboru już nie miała – poszła więc za nim.
Rodzice byli w szoku. Matka błagała Marka, żeby się opamiętał, ale on był stanowczy:
– Mamo, nie dramatyzuj, jakoś to będzie. Mam dwie stypendia, zwykłe i socjalne. Będę dorabiał, damy radę!
– Ale przecież chciałeś dalej się uczyć!
– No i co? Żyjemy jakoś. Tata całe życie w fabryce, ty w sklepie. Ludzie jakoś żyją i bez magistra. Mamo, to nie koniec świata!
Kasia zamieszkała w pokoju Marka. On oddał jej swoje łóżko, a sam „przeprowadził się” na niewygodną rozkładaną kanapę. Przez pięć dni była cicha jak mysz. Chodziła z nim do szkoły i z powrotem, trzymając go za rękę, aż w końcu wybuchnęła.
– Mam dość! Dlaczego twoi rodzice patrzą na mnie krzywo? Nie podobam im się! I dlaczego nie spędzasz ze mną czasu? Albo siedzisz nad książkami, albo wychodzisz?!
Marek aż się zdziwił.
– A ty nie myślisz, iż to normalne? Tak, nie jesteś ich ulubienicą, ale cię przyjęli i nie robią ci wyrzutów. A twoi? Twoja rodzina w ogóle cię widzieć nie chce. A rodzice ojca twojego dziecka? Gdzie oni są? Siedzę nad książkami, bo się uczę i nie chcę wylecieć po pierwszym roku. No i stypendium bym stracił… Wychodzę? Bo dorabiam i nie mam ochoty oglądać z tobą ckliwych seriali.
Kasia znów się rozpłakała.
– Po co tak mówisz?
– Jak? Przecież ostrzegałem, iż nie umiem kłamać. Aha, kiedy się wybieramy do USC?
– No ale jak ja tak pójdę? Kup mi ładną sukienkę, z wysokim stanem, żeby brzucha nie było widać.
– O co ci chodzi? Przecież przyłożymy zaświadczenie o ciąży, jaka sukienka? Muszę jeszcze odłożyć na wózek, łóżeczko…
Matka łykała walerianę i uspokajające ziółka, ale powoli się pogodziła z sytuacją. Coraz częściej jej wzrok zatrzymywał się na dziecięcych ubrankach w sklepach. No bo w sumie… Nic strasznego się nie dzieje. Niech żyją, niech się żenią, a ona z ojcem im pomogą. Tylko ta dziewczyna jakaś niewdzięczna – ciągle niezadowolona: z Marka, z nich, z ciasnego mieszkania. No, może jak urodzi, to się zmieni na lepsze.
Ale Kasia nie zamierzała się zmieniać. Gdy Marek, po zmianie na myjni, brudny i zmęczony, przyniósł do domu obdartą kotkę, zrobiła się czerwona ze złości i wrzasnęła:
– Ty debilu! Po co nam ta brudna kocia mać? Wyrzuć ją! Natychmiast!
Marek tylko wzruszył ramionami:
– Nie, ona jest w ciąży. Zostaje. choćby nie próbuj awantury. Lepiej zamknij się i podgrzej mi obiad.
– Ach, tak?! – Kasia aż zaskrzeczała. – Wybieraj! Albo ona, albo ja! Ta bestia też na mnie krzywo patrzy!
– Po co? – Marek skrzywił się jak po zjedzeniu cytryny. – Ja tu mieszkam i nie muszę niczego wybierać. To od dzisiaj mój kot. jeżeli ci to przeszkadza, możesz spokojnie wyjść. choćby mama nigdy nie stawiała mnie przed takim wyborem. Może to ty powinnaś przestać patrzeć na wszystkich spode łba?
Kasia szlochała, rzucała się, zazdrościła tej wychudzonej, wyleniałej kocicy. Gdzie Marek tam widział brzuch? Ale brzuch rzeczywiście się pojawił – kotka spodziewała się kociąt.
Chłopak był zmęczony, ale kiedy tylko żal zaczynał się wkradać do jego myśli, Marek natychmiast go przeganiał. Jakoś to będzie. Kasia urodzi, uspokoi się, a wcześniej rozchmurzy ich kotka. Widok puszystych kociąt wprawiłby w dobry nastrój choćby największego ponuraka.
Ale wszystko potoczyło się inaczej… Dziadek, ten znany w mieście biznesmen, wrócił z długiego wyjazdu i dowiedział się o wszystkim. Odnalazł wnuka, natarł mu uszu i oznajmił, iż odetnie go od „koryta”, jeżeli jego prawnuk będzie wychowywany w obcej rodzinie. A „chłopcu” bardzo nie chciało się rozstawać z korytem…
Kasia od razu opuściła technikum z nim, choćby nie żegnając się z Markiem. Szczęście w nieszczęściu – miała przy sobie dokumenty (wybierała się po zajęciach na wizytę do ginekologa). Na swoje rzeczy machnęła ręką – kupią jej nowe! I do tego żałosnego technikum więcej nie wróci!
Marek był zdruzgotany… Jak można? choćby słowa pożegnania, choćby telefonu, choćby „dzięki za wszystko”. Wyrzucił wszystkie jej rzeczy i długo siedział w ciemności, tuląc do siebie swoją kotkę.
Kotka wszystko rozumiała. Cichutko przytulała się do niego, jakby czuła, iż jest potrzebna. WspółczuKotka mruczała cicho, jakby chciała mu powiedzieć, iż niektóre straty wcale nie są stratami, tylko uwolnieniem od kłopotów.