Wcześniej, kiedyś, jeszcze przed innym pojawieniem się rozwiązań, kobieta nosząca imię Katarzyna, znana wszystkim jako Kasia, przystanęła u telefonu, kręcąc się niepewnie z jednej nogi na drugą.
No, tym razem, mam nadzieję, nie przyjedziesz tylko na trzy dni, a pobywasz u nas dłużej? Kasiu! Dlaczego milczysz?
Zofio, z sercem, znowu szczęśliwego dnia urodzin! Nie choruj, dbaj o siebie! My z Jackiem poradzimy sobie i zaraz cię o tym poinformujemy.
Kasia wyjrzała przez szybę samochodu, kiedy drżącymi palcami odłożyła słuchawkę. Poczuła chłód, który nie wynikał z temperatury na zewnątrz, ale z głosu Zofii Zdzisławy, która zawsze potrafiła stworzyć napięcie, mimo iż jej słowa brzmiały niewinnie. Żadnej przyjemności w jej towarzystwie, choć dziś, jak się wydawało, miała być wyjątkowa. To był choćby okazja, by złożyć życzenia do powodu jej jubileuszu była to 60. rocznica urodzin. ale jak zawsze, od momentu pierwszego słowa do ostatniego, Kasia czuła się jak osoba, której czas jest ograniczony koniecznością jakichś czynności.
Nie chciała pojechać na wczasy u teściowej, przede wszystkim dlatego, by wreszcie z mężem i dziećmi spędzić czas z dala od tej kwestii. Miała ochotę życzyć innego celu niż wieśka nad Sandomierzem, gdzie Zdzisław i Zofia Zdzisława zamieszkiwali wielki dom, a każdy dostęp do niego przypominał bunt. Próbowała podsunąć mężowi inne opcje отдыхu, ale Janek ostatecznie nie ustąpił. Jako jedna z pierwszych opowieści, jaką mu przekazał ojciec, była narracja o szacunku i pokorze wobec starszych. Rodzice zasługują na dzień, kiedy ich poruszony sen jest trylion razy bardziej istotny niż dla młodych. Czego więc można sobie pożyczyć?
Zmieniła temat:
Janku, to może być nasza szansa. Ty i ja, mogącz, poradzimy się jak potrafimy, po co musimy się u nich kazać? Nie ma sensu, by dzieci pobiegły podołgi w domu, czy jakąś stara to tu dedykować.
Skarbie, jesteś bystra, ale może być coś, co cię przekona, iż to nie tylko moja decyzja? Stare młodzież coraz bardziej lubi co nikt nie przynosi im dzieci, a ona zresztą gwałtownie świetnie ich fotografuje. To wszystko. Nie pytaj, co się dzieje w ich kółku. One chcą tylko zobaczyć ładne obrazki i pokazać swojego syna i jego rodzinę ludziom z sąsiedztwa. To byłaby iluzja.
Zofia lubi zdjęcia, ale też wiele innych. Ona ma takie życie, iż nie ma czasu i dla dzieci, i dla nas. Nie interesuje się naszymi spotkaniami, problemami. Mimo to twoi rodzice to wielcy ludzie.
Kasia była zmuszana do婫y, gdy rozmowy z mężem nie zawsze dawały jej wynik. Mimo całych wysiłków, swoim sposobem próbowała jej przekonać, iż czas i miejsce są istotne, gdy chodzi o zrozumienie się razem z inną rodziną.
Zofio, co robić? Trudniejsze sprawy zawsze przychodzą sam niezależnie od naszej woli. Zofio to nie nasza mama, to inna. Trudno, nie mogę jej uczyć, jak dzieci, ale dajmy im szansę.
Bo mi tam źle, i dzieci również. Niezrozumiałe, nieprzyjemne. Nie wiem nawet, jak to opisać.
Czymże? Dlaczego? U nich dużo jest wolnego, czystego, dużego espaço. Dlaczego nas nie przyjmują?
Kasia przerwała, by cicho odpocząć przez chwilę. Spojrzała na mąż, który mimo wszystko był gotów pojechać. Miała ochotę powiedzieć mu, jak wtedy czuła się zaproszona w dom ojca, a oni tylko próbowali ją wypchnąć. Ale zachowała się zgodnie z modelem „Miękko stawia pościel, a twardo się chlust”. To była jej spóźniona refleksja.
W tych momentach wszystko się zawieszyło w powietrzu. Zofia Zdzisława zaczęła ich powitać z uśmiechem, jakby chwilę wcześniej było wszystko inaczej. Dzieci radośnie biegające pomściły jej miłość. Mąż zabiegł towarzysko, pomagając z bagażami, a Kasia, bez zgiełku, siedząc w cieniu, poczuła się jak obcy.
Zofia była leniwa, a jej uwagi kierowane do dzieci często były bolesne. Niemniej, Kasia, zgodnie z planem, zaczęła prostować podobne tematy, by dowieść mężowi, iż choćby najmniejsze komentarze mogą mieć wpływ na całość.
Była to ostra arcydla: mąż towarzyszył Kasi w podróży, ale mówił się, iż zawsze był zaślepiony przez ciepło Zofii. W końcu, po kłótniach i sprecyzowaniu faktów, Kasia wygrała. Janek i dzieci zgodzili się zasadniczo przebywać we własnym czasie, bez nacisku od strony rodziny teściowej.
I tak, gdy słońce zapadało nad Chałupkami, Kasia siedziała w samochodzie z chłopcami, uśmiechając się ciepło. Życie zaczynało mieć smak własności, a nie ciągłej walki o to, co należało do kogo.