Ewa uderzyła dłonią w stół. – Dość tego milczenia! Dziesięć lat znosiłam twoje wygłupy, teraz jeszcze to!
Małgorzata nie podnosiła wzroku. Dłonie trzęsły się, gdy dotknęła kubka herbaty. Na stole leżała pognieciona wypis ze szpitala.
– Czego ode mnie chcesz? – wyszeptała cicho Małgorzata.
– Prawdy! – Ewa zerwała się i zaczęła chodzić po kuchence. – Chcę znać prawdę! Czemu milczałaś? Dlaczego nie powiedziałaś mi wtedy, iż wiedziałaś?
Małgorzata odstawiła kubek. Herbata się rozlała, tworząc kałużkę.
– Bałam się – wyznała. – Bałam się, iż mnie znienawidzisz.
– A teraz się nie boisz? – głos Ewy drżał z gniewu. – Teraz, gdy sama wszystko odkryłam?
Sąsiadka z dołu stuknęła w kaloryfier. Ewa usiadła z powrotem na krześle, próbując się uspokoić. Ale ręce wciąż drżały.
– Opowiedz mi wszystko – zażądała. – Od samego początku.
Małgorzata otarła łzy brzegiem chusteczki.
– Nie wiedziałam, jak ci powiedzieć. Byłaś wówczas taka szczęśliwa, ledwo zamężna…
– Nie wykręcaj się! Mów wprost!
– Widziałam Jacka z tą kobietą w kawiarni przy ulicy Krakowskiej. Siedzieli przy stoliku pod oknem, trzymając się za ręce. Była w ciąży.
Ewie wydało się, iż świat wali się pod stopami. Wiedziała o zdradzie męża, nie wiedziała jednak, iż ktoś widział ich razem tak dawno.
– Kiedy to było?
– Pół roku po waszym ślubie – Małgorzata mówiła ledwo słyszalnie. – Szłam z pracy do domu, zobaczyłam ich przypadkiem. Najpierw nie uwierzyłam, iż to Jacek. Ale potem wyszli na ulicę i poznałam go bez wątpienia.
– I co dalej?
– Chciałam podejść, lecz… – Małgorzata się zawahała. – Pocałował ją. Tak czule, jak całuje się ukochane kobiety. Potem położył rękę na jej brzuchu.
Ewa zamknęła oczy. Wspomnienia nadeszły falą bólu. Tamten czas ich małżeństwa, gdy ona marzyła o dziecku, a Jacek ciągle odkładał decyzję.
– Czyli już wtedy miał dziecko z inną?
– Nie wiem. Może. Ewo, naprawdę chciałam ci powiedzieć, ale…
– Ale wolałaś milczeć. Dziesięć lat!
Małgorzata wzdrygnęła się od ostrości w głosie przyjaciółki.
– Myślałam, iż to minie. Że się opamięta i wróci do ciebie. Byłaś wtedy taka zakochana, planowałaście dzieci, kupowałaś malutkie ubranka…
– Malutkie ubranka – powtórzyła Ewa z goryczą. – A on w tym czasie hodował cudze dziecko.
Podeszła do okna. Na podwórku pod akacją bawiły się dzieci, śmiały się swobodnie i goniły wokół trzepaka. Ewa tak pragnęła własnych. A teraz miała czterdzieści trzy lata, czasu zostało niewiele.
– Ewo, przebacz mi – Małgorzata zbliżyła się do przyjaciółki. – Rozumiem, iż źle postąpiłam. Ale nie chciałam burzyć twojego szczęścia.
– Jakiego szczęścia? – Ewa odwróciła się do niej. – Szczęścia mieszkania z kłamcą i zdrajcą? Szczęścia tracenia najlepszych lat na człowieka, który cię nie kochał?
– Kochał cię! Widziałam, jak na ciebie patrzył.
– Widziałaś? Kiedy? Gdy zdradzał mnie z brzemienną kochanką?
Małgorzata opuściła głowę. Słowa przyjaciółki raniły, wiedziała jednak, iż zasłużyła na nie wszystkie.
– Sądziłam, iż postępuję adekwatnie – szepnęła.
– adekwatnie? – Ewa parsknęła śmiechem pełnym bólu. – adekwatnie byłoby powiedzieć mi prawdę od razu. Może nie straciłabym dziesięciu lat życia z tym człowiekiem.
Z przedpokoju zadzwonił telefon. Ewa poszła odebrać, Małgosia zaś pozostała pod oknem.
– Halo? – zmęczonym głosem rzekła Ewa do słuchawki.
– Cześć, tu Jacek. Dzisiaj zostanę dłużej w pracy. Nie czekaj na mnie z kolacją.
Ewa spojrzała na zegarek. Siódma wieczorem. Dzień pracy dawno się skończył.
– Jasne – odparła sucho. – Do widzenia.
Odłożyła słuchawkę i wróciła do kuchenki. Małgosia siedziała przy stole, miętosząc w dłoniach chusteczkę.
– To on dzwonił?
– Tak. Znów się spóźnia.
– Ewo, może teraz jest inaczej? Może się zmienił?
Ewa sięgnęła
Elżbieta wyprostowała się w fotelu, gdy za drzwiami rozległy się ciężkie kroki na schodach, czując równo bijące serce i pustkę po latach zmarnowanych na kłamstwo.