MIŁOŚĆ W OCHRONIE

polregion.pl 1 tydzień temu

**OCHRONIENI MIŁOŚCIĄ**

Spotkanie Kasi i Marcina było zapisane w gwiazdach.

Marcin nigdy nie widział swojego ojca. Wychowała go mama i babcia. Gdy mały Marcin pytał o tatę, mama mruczała coś niewyraźnego – iż to geolog, zawsze w terenie, szukający cennych minerałów. A raz, w złości, krzyknęła: – Nigdy nie miałeś ojca, Marcinku!

Jako dziecko Marcin przyjmował te wyjaśnienia bez zastrzeżeń. Wierzył mamie. Ale gdy podrósł, postanowił dociec prawdy. W końcu nie zstąpił z nieba! Okazało się, iż jego mama w młodości wyjechała w delegację i wróciła z nim pod sercem. To babcia wyjawiła mu to sekretnie, gdy już nie mogła dłużej milczeć.

Marcin był szczęśliwy, iż zagadka została rozwiązana. Dzięki Bogu, nie znaleźli go w kapuście. Postanowił, iż gdy tylko będzie okazja, odnajdzie ojca. Chciał czy nie. – W końcu jestem jego synem, nie byle kim! – myślał. A przy okazji złożył sobie obietnicę: – Będę miał prawdziwą rodzinę. Żonę i dzieci. Tylko jedną żonę i wiele dzieci.

Kasia też nie zaznała ojcowskiej miłości. Jej mama rozstała się z ojcem, gdy Kasia miała niecałe dwa lata. Jego miejsce zajął ojczym. Dobry człowiek, ale zawsze to nie to samo. Ciągle stawiał jej za przykład swoje dzieci z pierwszego małżeństwa. To drażniło. Więc Kasia mogła liczyć tylko na miłość matki.

Gdy dorosła, postanowiła: – jeżeli wyjdę za mąż, to tylko raz i na zawsze. Tylko gdzie znaleźć takiego chłopaka?

I znalazła.

Był wigilijny wieczór. Styczeń, mróz, zmierzch. Księgarnia. Marcin i Kasia stoją w kolejce do kasy. Oboje trzymają tomik Adama Mickiewicza. Ich spojrzenia się spotykają. I Marcin rusza do ataku. Zasypuje ją komplementami, pyta (z klasą i taktem). Nie mógł tak po prostu pozwolić jej odejść. To musi być jego żona! Właśnie ona. Ta dziewczyna.

A Kasia choćby nie kokietowała. Czuli się ze sobą tak, jakby znali się od stu lat.

Jednak Kasia była z dobrego domu, a nie wypada, by dziewczyna wiązała się z kim popadnie. Marcin docenił jej skromność i zaproponował wymianę numerów. Kasia zapisała jego telefon, ale swojego nie podała. – Zadzwonię po świętach – obiecała mgliście.

Marcin nie mógł pozwolić, by taki dar niebios mu się wymknął. Pożegnali się, ale on potajemnie podążył za nią i dowiedział się, gdzie mieszka.

Przez całe święta Marcin unosił się nad ziemią. W końcu znalazł swoją „złotą rybkę” i miał zamiar kochać ją zawsze.

Lecz minęły święta, a „rybka” nie dzwoniła. Marcin zaczął działać.

Tomik Mickiewicza, który kupił tamtego wieczoru, włożył do jej skrzynki na listy. Czyżby nie domyśliła się, od kogo? Dziewczyna zadzwoniła jeszcze tego samego wieczora z pretensjami:

– Cześć, Marcin! Dlaczego nie dzwoniłeś? Czekałam!

– Kasiu, nie mam twojego numeru. Od dawna bym do ciebie zadzwonił. Chyba pamiętasz, iż w księgarni nie chciałaś go podać? – Marcin promieniał szczęściem.

– Ale przecież jakoś mnie znalazłeś! – nie ustępowała Kasia.

„Typowa kobieca logika” – pomyślał Marcin. Był tak szczęśliwy, iż w końcu wszystko się wyjaśniło. Kasia wcale nie była obojętna!

Nie zwlekając, Marcin i Kasia wzięli ślub. Jak mogło być inaczej? Mieli ze sobą tyle wspólnego. Miłość czystą jak łza, marzenie o dużej rodzinie i wspólną pasję do Mickiewicza. Czy potrzeba więcej?

Na takim fundamencie zaczęli budować swoje życie.

Kasia wykładała polonistykę na uniwersytecie, Marcin był świetnym programistą.

Po czasie urodziła się Ania. Dwa lata później przyszedł na świat Staś. Wszystko szło jak z płatka.

Marcin nie porzucił myśli o ojcu. Pomógł internet. Wśród dziesiątek osób o tym samym nazwisku w końcu znalazł swojego ojca. Pisali do siebie. Tata mieszkał w Warszawie. Zaprosił go.

Spotkanie było wzruszające. Ojciec miał własną rodzinę, ale przez te lata pamiętał o Marcinie.

– Cieszę się, iż mnie znalazłeś, synu. Teraz będziemy się widywać – uściskał go.

Marcin z dumą opowiedział o swojej rodzinie. – Patrz, tato, już jesteś dwukrotnym dziadkiem. I to nie koniec…

Ojciec Marcina był profesorem medycyny.

Do domu Marcin wrócił uskrzydlony. Ojciec bardzo mu się spodobał. Serdeczny, szczery.

Ale codzienność nie pozwalała na częste spotkania. Z czasem kontakt się urwał.

Ania i Staś podrośli. Kasia postanowiła obronić doktorat. W końcu jej babcia i mama były doktorami filozofii. Nie chciała być gorsza.

Temat wybrała nieprzypadkowy – o Mickiewiczu. Matka dwójki dzieci starannie zbierała materiały.

Marcin wspierał żonę, pomagał w domu. Trzy lata minęły na przygotowaniach do obrony. W tym czasie urodziła się Małgosia.

Z obroną trzeba było poczekać.

Gdy Małgosia poszła do przedszkola, Kasia wróciła do pracy naukowej. Doktorat był już na wyciągnięcie ręki…

Aż nagle Marcin zachorował. Lekarze rozkładali ręce. Diagnoza – nieznana medycynie, ale śmiertelnie groźna. Leczenie nie pomagało. Kasi delikatnie zasugerowano, iż szanse są praktycznie zerowe. A Marcin miał zaledwie czterdzieści lat!

Co przeżyła Kasia, nie da się opisać. Marcin, widząc swój stan, prosił ją o przebaczenie, iż nie pomoże jej wychować dzieci…

Kasia płakała w ukryciu. Wiedziała też, iż w niej rośnie nowe życie. Nie powiedziała Marcinowi, by go nie dobijać.

W głębi duszy nie wierzyła, iż jej szczęście może się tak skończyć. Czym zasłużyli na to?

– Marcin, musisz wyzdrowieć! Nie zostawisz mnie z dziećmi! Chcę, żebyś żył! – łkała przy jego łóżku.

Z Warszawy przyjechał ojciec Marcina. Kasia zadbała, by ten wybitny lekarz go obejrzał.

Profesor pokiwał głową i odwiódł Kasię na bok.

– Kochanie, oficjalna medycyna tu nie pomoże. Mogę przepisać leki podtrzymujące, ale… – zawahał się.

Kasia czekała, iż wyciągnie magiczną tabletkę i powie:

– Niech Marcin to weźmie, a jutro w domu znów zProfesor podał jej adres zielarza na obrzeżach Krakowa, a gdy po dziesięcDziesięć dni później Marcin wstał z łóżka, a miesiąc po tym wrócił do pracy, a Kasia, patrząc na swoją rosnącą rodzinę, zrozumiała, iż największą mądrością życia jest wiara w cuda, które przychodzą, gdy się ich najmniej spodziewamy.

Idź do oryginalnego materiału