Dla wielu przedstawicieli pokolenia Z przedmioty materialne nie są już obiektem marzeń. Nie marzą o nowym samochodzie, zegarku z górnej półki czy o własnym mieszkaniu "z balkonem i widokiem". Często mają to wszystko od zawsze – albo przynajmniej na wyciągnięcie ręki. Trudno tęsknić za czymś, co nigdy nie było brakujące.
To pokolenie, które wychowało się w czasach obfitości. W sklepach niczego nie brakowało, rodzice – wychowani często w realiach niedoboru PRL-u – chcieli zapewnić swoim dzieciom wszystko, czego sami kiedyś nie mieli. I rzeczywiście: zapewnili. Przedmioty były dostępne, a pragnienia materialne – zaspokajane niemal od razu. Nic dziwnego, iż dziś wielu młodych nie czuje potrzeby posiadania. Bo po prostu nie muszą.
Jednak nie oznacza to, iż nie mają marzeń. Po prostu są one inne.
To, co nieuchwytne
Pokolenie Z marzy o tym, co niewidoczne, nieuchwytne, nienamacalne. O wolności. O czasie. O spokoju. O podróżach. O doświadczeniach, które zostaną w pamięci, a nie na półce. Chcą kolekcjonować wspomnienia, nie rzeczy. Przygody, nie gadżety. Spotkania, nie zakupy. Ich marzenia mają smak kawy wypitej o świcie w nowym mieście, dźwięk muzyki na koncercie, który będzie opowiadany latami, i zapach deszczu w miejscu, do którego dotarli po raz pierwszy.
To coś szczególnego. Szczególnego w świecie, który przez dekady budował hierarchię wokół posiadania.
Pokolenie Z odwraca tę piramidę. Ich wartością staje się przeżycie, nie przedmiot. I chociaż dla wcześniejszych pokoleń może to być niezrozumiałe, nie znaczy, iż gorsze. To po prostu inne. Może właśnie w tym tkwi siła tej generacji – iż nie goni za tym, co można kupić, ale za tym, co trzeba przeżyć.