Moja córka długo spotykała się z sąsiadem, a kiedy dowiedzieli się, iż spodziewa się dziecka, postanowili się pobrać. Już zaczęły się przygotowania do ślubu, ale rodzice narzeczonego z jakiegoś powodu bardzo obrazili się na moją córkę, a narzeczony odwrócił się od Marii. Wtedy choćby nie pomyślałam, iż to ja jestem we wszystkim winna

przytulnosc.pl 3 godzin temu

Obecnie moja jedyna córka Maria ma już 35 lat, dorosła i samodzielna osoba.

Niestety, jej życie osobiste zupełnie się nie układa, ale trzy lata temu zdecydowała się urodzić dziecko, jak to się mówi „dla siebie”.

Przez całe życie dawałam jej rady, często starałam się z nią szczerze rozmawiać o wszystkim, bo chcę dla niej tylko lepszego życia. Prosiłam, żeby znalazła dobrego męża, zbudowała szczęśliwe życie rodzinne, miała przytulne gniazdko, bo moje lata gwałtownie mijają, a samotne życie jest trudne.

Moje starania i wysiłki były jednak na próżno, bo Maria ma trudny charakter, przez co trudno jej dogadywać się z ludźmi, choćby z własną matką.

Maria nie potrafi iść na kompromisy, nie potrafi cieszyć się z małych rzeczy, uważa, iż ma rację w każdej sytuacji, rzadko liczy się z opiniami innych, a czasami w ogóle ich nie słucha. Nic dziwnego, iż nigdy nie wyszła za mąż – trudno jej jest być z kimś blisko.

Wielokrotnie ostrzegałam Marię, iż jeżeli nie zmieni swojego podejścia do życia i rodziny, to zostanie sama i będzie musiała dożywać swoich dni jako stara panna.

Moja córka mnie jak zwykle nie słuchała, śmiała się z tego albo zaczynała się kłócić, twierdząc, iż nie mam racji, tłumacząc, iż teraz są inne czasy, kobiety nie spieszą się z zamążpójściem, ale dobrze wszystko rozważają.

W wieku 30 lat specjaliści powiedzieli Marii, iż jeżeli nie pospieszy się z macierzyństwem, może zostać bez dzieci, niestety, później szanse na to będą mniejsze.

I wtedy moja córka trochę się opamiętała, jakby dopiero wtedy poważnie zaczęła myśleć, a nie tak jak wcześniej.

Maria zaczęła spotykać się ze swoim sąsiadem i przez jakiś czas dobrze się ze sobą dogadywali.

Planując szczęśliwą przyszłość, myśleli o ślubie. Jednak po pewnym czasie Maria go porzuciła, co było niespodzianką choćby dla mnie, i wszystkie starania poszły na marne w krótkim czasie.

Maria wszczęła poważną kłótnię o jakąś drobnostkę, powiedziała coś złego o rodzicach narzeczonego i on jej tego nie wybaczył, nie potrafił.

A po tym wszystkim, kiedy ślub się nie odbył, postanowiła urodzić dziecko, spieszyła się, żeby zostać matką, póki jeszcze ma na to szansę.

Pytałam Marię, jak to sobie wyobraża, prosiłam, żeby się zastanowiła, zaczęła pracować nad sobą i układać swoje życie osobiste, ale ona stwierdziła, iż tak będzie jej lepiej.

Twierdziła, iż dziecko urodzi teraz, a mąż znajdzie się sam, to w życiu nie jest najważniejsze, najważniejsze jest dziecko.

I tutaj również starałam się wytłumaczyć córce, iż jeżeli bez dziecka nie potrafi z nikim zbudować relacji i wyjść za mąż, to po urodzeniu dziecka jej szanse na zamążpójście będą prawie zerowe, ale mnie nie posłuchała i zrobiła wszystko po swojemu.

Maria urodziła „dla siebie” syna i teraz ciągle prosi mnie o pomoc, zwraca się do mnie codziennie.

Szczerze mówiąc, jestem już w takim wieku, iż nie mogę bez końca nosić wnuka na rękach lub biegać za nim po mieszkaniu schylona przez całe godziny, cały czas to przypominam córce, ale Maria tego w ogóle nie rozumie lub nie chce rozumieć, obraża się na mnie za to.

Zdaniem mojej córki, skoro jestem „babcią”, powinnam jej we wszystkim pomagać. Ojca również stale prosi o pomoc – prosi go o pieniądze na zakup rzeczy dla dziecka, a on oczywiście jej je daje, chociaż sam często nie ma na podstawowe leki.

Mam teraz nieco ponad 60 lat, mąż jeszcze więcej. W tym wieku to dzieci powinny pomagać swoim rodzicom, a nasza Maria odbiera nam ostatnie siły i pieniądze, które sama prosi!

Doskonale zdaję sobie sprawę, iż mam wobec niej zobowiązania, jestem jej matką i powinnam jej pomagać, ale ona sama wybrała swoją drogę życiową w momencie, kiedy trudno mi jej jakkolwiek pomóc.

Maria po prostu chciała mieć dziecko „dla siebie”, nie zważając na trudności, wiedziała, iż nie będzie miała pomocy ze strony ojca dziecka ani teściów, iż my z mężem jesteśmy już starsi i iż będzie musiała sama wychowywać to dziecko.

Ale teraz Maria obarcza mnie winą za wszystko i zrzuca całą odpowiedzialność za swój czyn na mnie, bo radziłam jej, żeby miała rodzinę i została matką, bo to największe szczęście, a teraz nie chcę jej pomóc.

Czy tak można traktować starszych rodziców? W czym zawiniłam? Przecież chciałam tylko lepszego życia dla niej, żeby wyszła za mąż, miała rodzinę jak wszyscy.

Nie rozumiem, co zaniedbałam w wychowaniu własnego dziecka, gdzie popełniłam błąd i w czym?

Idź do oryginalnego materiału