Moje dziecko będzie miało słabe świadectwo. Niedobrze mi na myśl o rodzinnym obiedzie

mamadu.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Nie wszystkie dzieci otrzymują świadectwo z paskiem, to nie jest powód do wstydu fot. Adam Burakowski/REPORTER


"A zobacz, ona ma lepsze stopnie", "A Ania ma świadectwo z paskiem, ty nie możesz?" – koniec roku szkolnego w niektórych rodzinach to festiwal przechwałek i krytyki. Kasia napisała do nas o tym, jak uwagi bliskich krzywdzą jej córkę, bo dziewczynka nie ma świadectwa z paskiem. Jak zareagowalibyście na jej miejscu?


"Od kilku lat koniec roku szkolnego to dla mnie męka. W niedzielę po rozdaniu świadectw spotykamy się na rodzinnym obiedzie u moich teściów. Przychodzą też dwie siostry męża z rodzinami. Jedna z nich ma dwoje dzieci, druga troje. My mamy tylko córkę, jest jedynaczką.

Takie spotkanie mogłoby być miłe, gdyby nie to, iż na tapecie są oczywiście świadectwa. Dziadkowie każą je sobie pokazywać, komentują, gratulują, dają zaskórniaki w nagrodzie. Wysokość prezentu uzależniona jest jednak od tego, czy na świadectwie jest czerwony pasek. Rok temu za pasek była stówa, a za brak paska tylko 50 złotych. 'Bo ty się bardziej napracowałaś' – powiedział dziadek do wnuczki-prymuski.

Oczywiście nie była to moja córka. Moja Ola uczy się średnio. Ma trójki i czwórki. I szóstkę z plastyki, bo świetnie rysuje i w ogóle jest taka mocno artystyczna. Z reszty przedmiotów uczy się gorzej, nie zapamiętuje całego materiału na sprawdziany, myli fakty i daty. Nie to, iż się nie stara, bo uczy się i odrabia zadania. Po prostu widocznie to nie ten typ. Artystka!

Nie mam z tym problemu, mąż też. Oboje uważamy, iż oceny nic nie mówią o człowieku i na pewno nie mają wpływu na to, co osiągną w życiu. Wielu trójkowiczów zrobiło kariery albo osiągnęło coś wielkiego, robią coś dobrego dla innych, piszą książki, są szczęśliwi i spełnieni. Znam te piątkowe uczennice, które żyją od wypłaty do wypłaty i ledwo wiążą koniec z końcem, a komplecik świadectw z paskami butwieje w piwnicy.

A jednak tego jednego dnia, w niedzielę po rozdaniu świadectw, oceny mojej córki nabierają kolosalnego znaczenia. Czworo dorosłych: babcia, dziadek i dwie ciotki, oglądają świadectwa zgromadzonych dzieci (troje z nich to jeszcze przedszkolaki, ich męka jest na razie odroczona) i komentują. Przyglądają się każdej ocenie, porównują.

'A bo moja Lenka to jest taka dobra z matematyki, patrzy i od razu wszystko rozumie'. 'A Antek to widzę, iż informatykę ma w małym palcu, ale coś z polskim gorzej, co?', 'Amelka to jak zwykle wymiata, brawo, ale się napracowałaś!' i wreszcie: 'Ola… plastyka, no tak. Znowu się nie udało, co?'.

I rozdają te pieniążki, zachwyty i krytykę. Amelka jest wzorem dla pozostałych. 'Zobaczcie, jak wasza kuzynka się uczy. Widzicie, można mieć same piątki i szóstki. Musicie się w przyszłym roku też tak postarać!'.

Moja córka siedzi przy stole ze zwieszoną głową, a mnie płoną policzki z gniewu. Rok temu powiedziałam: 'Dajcie spokój, nie każdy musi uczyć się tak samo dobrze, są różne talenty', ale usłyszałam, iż wszystko jest kwestią chęci, przyłożenia się do nauki i pracy. Mąż tylko posłał mi spojrzenie mówiące, iż mam to olać i nie ciągnąć tematu.

W tym roku jest mi już niedobrze, jak pomyślę o tym obiedzie. Moja córka pyta, czy musimy tam iść i mówi, iż nie chce. Powiedziałam jej, iż nie pójdziemy. Mój mąż był zły, bo to jednak jego rodzina i tradycja. Nie ustąpię. Nie będą podcinać skrzydeł mojemu dziecku! Żałuję, iż wcześniej nie stanęłam bardziej w obronie córki, ale dosyć tego.

Jeśli ktoś z nich zadzwoni z pretensjami, powiem im jasno, co myślę o ich zachowaniu. Trudno. Najważniejsze jest dziecko. I musi wiedzieć, iż ma mamę zawsze po swojej stronie. Myślę, iż robię słusznie?".

Idź do oryginalnego materiału