Moje dziecko było o tym uprzedzone, teoretycznie wiedziała, rozmawiałyśmy o tym od kilku miesięcy. Teraz, kiedy rozstanie jest jej aktualnym doświadczeniem, widzę, ile ją to kosztuje. Patrząc na jej oczy pełne smutku, zadaję sobie pytanie: Co mogę zrobić jako matka? Jak mogę ją w tym pierwszym tego typu doświadczeniu wesprzeć?
Obecność jako lek na całe zło
Po pierwsze więc: jestem. Staram się być bardziej dostępna dla niej niż zwykle. Emocjonalnie i fizycznie. Daję jej delikatne sygnały, iż jeżeli ma ochotę pogadać: jestem.
Po drugie: nie unikam tematu, a już to, czego na pewno nie robię, to nie umniejszam temu doświadczeniu. Moim największym błędem w tej sytuacji byłoby powiedzenie jej: "daj spokój kochanie, nie on pierwszy, nie ostatni. Takich znajomości jeszcze wiele przed tobą!".
Moja córka tego ode mnie nie usłyszy, ponieważ to jest złe ze wszech miar. Nieważne, ile jeszcze takich znajomości przed nią. To, co jest ważne teraz to opieka nad jej emocjami i zauważenie ich i przejście razem przez aktualne doświadczenie. Ono jest pierwsze, trudne, więc dla niej ważne.
Od tygodnia ma mniej energii niż zwykle, snuje się, zamyśla. Wtrąca zdania o przyjacielu w zabawę, w rozmowę ze mną, a ja nie udaję, iż nie słyszę. Mówię: "chcesz porozmawiać ze mną o tym, co się dzieje?" lub: "chcesz się przytulić?".
Czuję, iż my zostaliśmy wychowani w takim swoistym przekonaniu, iż życie nas doświadczy ciężko i iż lepiej się przygotować. Zbieraliśmy pokłosie życiowych trudnych doświadczeń naszych rodziców. Ja bardzo nie chcę kontynuować tego schematu i nie zakładam ani w swojej głowie, ani nie zasiewam w dziecku przekonań, iż w końcu wszystko "da nam w kość".
Na bieżąco reagujemy na wszystkie żale, smutki, rozczarowania. Jest ciężko, ale wszystko mija. I wychodzi słońce i pojawiają się nowe możliwości i nowe znajomości. I to wszystko będzie, taka jest nasza przyszłość. Jednak ona przyjdzie uhonorowana dopiero wtedy, kiedy osadzimy się w pełni w obecnym momencie.