Może Oksana ma rację? Mają rodzinę i niedługo spodziewają się dziecka. Jak to będzie wyglądać, gdy z nimi mieszkasz?

twojacena.pl 1 tydzień temu

Gdy pewnego wieczoru matka zwróciła się do mnie łagodnym, ale stanowczym głosem, jej słowa zabrzmiały jak ostatnie ostrzeżenie: „Halinko, może Wioletta ma rację? To ich rodzina, niedługo urodzi się dziecko. Jak to będzie wyglądało, iż ty z nimi mieszkasz?” Westchnęłam, ale w głębi duszy czułam, jak gorycz i wątpliwości zaciskają mi serce. Ta rozmowa stała się kroplą, która przelała czarę. Życie z siostrą i jej mężem w jednym mieszkaniu stawało się coraz trudniejsze, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy w ogóle da się to pogodzić.

Z Wioletą jesteśmy siostrami, a mieszkanie, w którym teraz żyjemy, odziedziczyłyśmy po babci. Przestronne, trzypokojowe, w samym sercu Krakowa — prawdziwy skarb. Babcia zapisała je nam obu, byśmy dzieliły je po równo. Gdy Wioletta wyszła za mąż za Krzysztofa, wprowadzili się tutaj, a ja wtedy mieszkałam w innym mieście, wynajmowałam pokój i nie protestowałam. ale przed rokiem wróciłam — moja praca przeszła na zdalny tryb, więc uznałam, iż nie ma sensu płacić czynszu, skoro mam swój kawałek pod dachem.

Na początku wszystko układało się dobrze. Wioletta i Krzysztof to dobrzy ludzie, zawsze dogadywałam się z siostrą. Starałam się nie przeszkadzać: zajęłam jeden pokój, pomagałam w sprzątaniu, robiłam zakupy. Ale gdy Wioletta zaszła w ciążę, atmosfera zaczęła się zmieniać. Krzysztof coraz częściej wspominał, iż może powinnam pomyśleć o wyprowadzce. „Hania, jesteś młoda, mogłabyś wynająć coś swojego” — mówił z uśmiechem, ale w jego słowach wyczuwałam ukryty przekaz. Wioletta milczała, ale widziałam, iż się z nim zgadza.

Gdy mama dowiedziała się o rosnącym napięciu, stanęła po ich stronie. „Halinko, to ich rodzina, dziecko już niedługo. Potrzebują przestrzeni. A ty jesteś sama, tobie łatwiej” — powtarzała. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Łatwiej? To mieszkanie jest moje tak samo jak Wioli! Dlaczego mam ustępować tylko dlatego, iż oni spodziewają się dziecka? Ja też chcę żyć we własnym domu, budować swoje życie. Ale słowa matki utkwiły we mnie głęboko. Może naprawdę jestem egoistką? Może powinnam odejść, by nie psuć im rodzinnego szczęścia?

Razem żyło się coraz ciężej. Wioletta zaczęła irytować się drobiazgami: iż za głośno słucham muzyki, iż zajmuję łazienkę, gdy ona potrzebuje. Krzysztof pewnego razu rzucił, iż z dzieckiem mój pokój będzie im potrzebny na pokoik dziecięcy. Próbowałam rozmawiać spokojnie: „Posłuchajcie, dogadajmy się. Mieszkanie jest wspólne, nie mam nic przeciwko pomocy, ale wyrzucać mnie — to niesprawiedliwe.” Wioletta westchnęła: „Haniu, nikt cię nie wyrzuca. Ale rozumiesz, iż nam będzie ciasno.” Rozumiałam, ale czułam się jak osaczona.

Postanowiłam porozmawiać z mamą jeszcze raz. „Mamo, dlaczego to ja mam się wyprowadzać? To mój dom, też chcę tu mieszkać. Dlaczego Wiola z Krzysztofem nie szukają własnego mieszkania?” Mama odparła, iż to młodzi, mają przed sobą dziecko, a ja „jeszcze zdążę się urządzić”. Ale mam już 29 lat, to nie wiek dziecięcy — mam swoje plany, pracuję, płacę rachunki. Dlaczego nagle mój udział w mieszkaniu stał się mniej ważny?

Zaczęłam myśleć, jak rozwiązać ten problem. Sprzedać swoją część? Ale kocham to mieszkanie — to wspomnienia z dzieciństwa, czas spędzony z Wiolą. Poza tym sprzedaż udziału w wspólnym mieszkaniu to skomplikowana sprawa, a oni i tak pewnie nie mieliby pieniędzy na wykup. Wynajmować coś sama? To możliwe, ale wtedy wszystkie oszczędności poszłyby na czynsz, a marzenia o podróży czy samochodzie odeszłyby w niepamięć. Zaproponowałam siostrze prawny podział, by każda miała swoją część, ale odmówiła: „Hania, to bez sensu, dzielić jedno mieszkanie. Lepiej żyj swoim życiem.”

Te słowa zabolały mnie najbardziej. Swoim życiem? A to mieszkanie nie jest jego częścią? Zaczęłam czuć się jak intruz we własnych czterech ścianach. Oni już planowali, gdzie stać będzie kołyska, a ja siedziałam w swoim pokoju i zastanawiałam się, co dalej. Mama dzwoniła prawie codziennie, namawiając mnie do ustępstwa. „Haniu, rodzina jest najważniejsza. Pomyśl o siostrzeńcu czy siostrzenicy” — mówiła. Ale ja też chcę być częścią tej rodziny, a nie tylko kimś, kto przeszkadza.

Wczoraj porozmawiałam z przyjaciółką, prawniczką. Doradziła spisanie umowy o korzystaniu z mieszkania lub choćby podział przez sąd, jeżeli nie znajdziemy kompromisu. Nie chcę jednak sądowych sporów — to przecież moja siostra, moja krew. Zaproponowałam Wioli i Krzysztofowi inny układ: zapłacę więcej za media i pomogę z remontem, jeżeli przestaną na mnie naciskać. Obiecali pomyśleć, ale widziałam, iż im to nie w smak.

Teraz stoję na rozdrożu. Może mama ma rację i powinnam odejść, by dać im szczęście? Ale wtedy zdradzam samą siebie. To mieszkanie to nie tylko ściany — to pamięć o babci, o latach spędzonych z Wiolą. Nie chcę tego tracić. Wierzę, iż znajdziemy rozwiązanie: może podział pokoi, ustalony harmonogram, by wszystkim było wygodnie. Chcę, by moja przyszła siostrzenica czy siostrzeniec dorastał w miłości, a nie w kłótniach.

Ta sytuacja nauczyła mnie doceniać swój dom, ale też pokazała, jak trudno walczyć o swoje, gdy chodzi o rodzinę. Mam nadzieję, iż Wioletta i Krzysztof mnie zrozumieją, a mama przestanie widzieć we mnie tylko „młodszą siostrę, która powinna ustąpić”. Chcę być częścią ich życia, ale nie kosztem własnego szczęścia. Może czas wszystko ułoży i znajdziemy sposób, by żyć razem jak prawdziwa rodzina.

Idź do oryginalnego materiału