*Dzisiaj w moim dzienniku…* „Mroczne tajemnice przeszłości”
– Leszku, nie spóźniaj się dzisiaj, proszę – powiedziała Ewa, mieszając zupę w garnku w ich mieszkaniu w Poznaniu. – Nasza Klara chce przedstawić nam swojego chłopaka, Marcina!
Leon westchnął ciężko. Jego dziewczynka dorosła, już ma narzeczonego. Jak ten czas leci! Marcin okazał się sympatyczny – inteligentny, oczytany, z szerokim uśmiechem. Leon od razu go polubił, Ewa również była zadowolona. Klara promieniała – wszystko przebiegło idealnie. Ale pewnego dnia, gdy Leon krążył po galerii handlowej, szukając prezentu dla Ewy, usłyszał głos, od którego zamarło mu serce.
Leon przez dwa lata prowadził podwójne życie. Z Beatą poznał się przypadkiem, gdy lekko uderzyła w jego samochód na parkingu.
Rysa była drobna, ale Beata tak szczerze przepraszała, iż namówiła go na kawę w pobliskiej kawiarni.
Leon się zgodził. W tej delikatnej, żywiołowej kobiecie było coś pociągającego. Okazała się samotną, radosną osobą z błyskiem w oku. Rozmowa przeciągnęła się.
Zaczęli się spotykać u niej. Od razu wyjawił, iż jest żonaty. To Beaty nie zraziło – zakochała się w tym postawnym, pewnym siebie mężczyźnie.
Z Ewą byli małżeństwem od siedmiu lat. Była ciepła, troskliwa, ich dom w Poznaniu – przytulną przystanią. Oboje dobrze zarabiali, ale brak dzieci przytłaczał ich. Lekarze rozkładali ręce: wszystko w porządku, a cudu nie było.
Leon nie planował zostawić rodziny – wszystko mu odpowiadało. Z Beatą widywał się, gdy pozwalał mu grafik, starając się nie zaniedbywać Ewy. Może w ten sposób tłumił wyrzuty sumienia?
– Leszku, jestem w ciąży – zaskoczyła go Beata podczas jednego ze spotkań. – Czas wybrać: albo my, albo twoja żona. Mam dość niepewności.
Leon sparaliżowało. Zawsze się zabezpieczali, był spokojny. Dziecko na boku nie leżało w jego planach. Ale coś poszło nie tak.
– Jak to się stało? – wydukał. – Przecież byliśmy ostrożni.
– To nie jest stuprocentowe – wzruszyła ramionami Beata.
– Chcę dzieci – odparł. – Ale nie spodziewałem się tego. Daj mi czas.
W drodze do domu postanowił: powie Ewie wszysto i się rozwiedzie. Tylko szczerość ma sens. Nie może żyć z żoną, wiedząc, iż gdzieś rośnie jego dziecko. Ukrywanie i kłamstwo go przerosły.
Wszedł do mieszkania z postanowieniem. Ale Ewa powitała go z błyszczącymi oczami.
– Leszku, czemu tak stoisz? – zawołała. – Byłam u lekarza. Będziemy mieć dziecko! Wreszcie! Jestem taka szczęśliwa, nie masz pojęcia!
Jej euforia była zaraźliwa. Leon dawno nie widział jej tak rozpromienionej.
– Naprawdę? To… niesamowite – wyszeptał, ukrywając zamęt.
Nie kłamał – ta wiadomość go oszołomiła. Dwie ciąże jednego dnia? Jak powiedzieć Ewie o Beacie? Dlaczego teraz?
Następnego ranka zrozumiał: zostaje z Ewą. Z Beatą musi zerwać. Nie udźwignie życia w dwóch domach, gdzie rosną jego dzieci. Musi ją przekonać, by nie zachowywała dziecka.
Wieczorem był u Beaty. Siedzieli w kuchni, ona nalewała aromatyczną herbatę.
– Beato, posłuchaj – zaczął. – Ewa powiedziała mi wczoraj, iż jest w ciąży. Latami nie mogliśmy mieć dziecka, a teraz… Nie mogę jej zostawić. Ale pomogę ci finansowo z… zabiegiem. Jesteś młoda, znajdziesz dobrego mężczyznę, urodzisz mu. Nie jestem gotowy na dwie rodziny.
Beata wysłuchała w milczeniu, bez łez i wyrzutów.
– Rozumiem – odparła spokojnie. – Jutro się zapiszę. Nie chcę cię więcej widzieć. Bądź szczęśliwy z żoną. Wyjdź. Pieniądze mi nie są potrzebne.
Leon zaciął zęby. Ciężka sytuacja. Wyszedł w milczeniu, trzasnąwszy drzwiami.
Minęło dwadzieścia dwa lata.
– Leszku, nie spóźniaj się dziś – przypomniała Ewa. – Klara przyprowadzi Marcina. Tyle o nim słyszałam, czas go poznać. Tylko bez zbędnych pytań. Klara jest zakochana, mam nadzieję, iż to porządny chłopak.
Leon się uśmiechnął. Jego Klara dorosła, ma narzeczonego. Dla niego zawsze będzie tą małą dziewczynką z warkoczykami. Pamiętał wszystko: jej pierwszy uśmiech, kroki, ząbek. Te chwile wyryły się w sercu.
Klara urodziła się wątła. Ewa była wzorową matką, otaczając ją troską. Córeczka odziedziczyła jej rysy – te same oczy, włosy, grację.
Leon odnalazł spokój. Miał wszystko: kochającą żonę, córkę, stabilne życie. O Beacie prawie nie myślał, licząc, iż jej się ułożyło.
Spotkanie z Marcinem przebiegło gładko. Chłopak studiował z Klarą, był bystry, oczytany. Mieszkał z rodzicami, ale marzył o własnym mieszkaniu. Leon go polubił, Ewa też była zadowolona. Klara promieniała – rodzice zaakceptowali jej wybór.
Pewnego dnia Leon błąkał się po galerii, szukając prezentu dla Ewy na urodziny. Nic go nie zainteresowało, więc postanowił coś przekąsić.
– Dzień dobry, panie Leonie – rozległ się znajomy głos. – Smacznego!
Leon odwrócił się i o mało się nie zakrztusił. Przed nim stali Marcin i… Beata.
Niewiele się zmieniła, tylko trochę zaokrągliła.
– Poznajcie moją mamę, Beatę – przedstawił Marcin. – A to tato Klary, mojej dziewczyny.
Beata niepewnie podała dłoń.
– Miło mi – mruknęła.
– Wzajemnie – odparł Leon.
– Mamo, odejdę na chwilę – rzekł Marcin. – Kolega prosi o pomoc z kurtką. Spotkamy się za pół godziny przy samochodzie.
Gdy Marcin odszedł, Beata usiadła naprzeciw.
– Gratulacje, Leszku – szepnęła.
– To twój syn? Jesteś zamężna? – spytał, próbując to ogarnąć.
– Tak, mój syn. Jestem zamężna. Nie wiedziałam, iż Klara to twoja córka. Marcin nie mówił jej nazwiska. Świat jest mały…
– To mało powiedziane – westchnął. – Niespodzianka.
– Leszku – Beata zawahała się. – Nigdy bym tego nie powiedziała, ale muszę. Nasze„– Dzieci nie mogą być razem, bo Marcin to twój syn.”