– Leszku, nie spóźniaj się dzisiaj, proszę – powiedziała Hanna, mieszając zupę na kuchence w ich warszawskim mieszkaniu. – Nasza Oliwa chce przedstawić nam Jacka, swojego chłopaka!
Leon ciężko westchnął. Jego dziewczynka dorosła, już ma narzeczonego. Jak gwałtownie mija czas! Jacek okazał się czarujący – inteligentny, oczytany, z szerokim uśmiechem. Podobał się Leonowi, a Hanna również była zadowolona. Oliwa promieniała szczęściem – wszystko poszło idealnie. Ale pewnego dnia, gdy Leon błądził po centrum handlowym w poszukiwaniu prezentu dla Hanny, usłyszał głos, od którego zamarło mu serce.
Leon od dwóch lat prowadził podwójne życie. Z Bogusią poznał się przypadkiem, gdy lekko otarła się o jego samochód na parkingu.
Rysa była drobna, ale Bogusia tak szczerze przepraszała, iż namówiła go na kawę w pobliskiej kawiarni.
Leon się zgodził. W tej delikatnej, pełnej życia kobiecie było coś przyciągającego. Była samotna, radosna, z iskrą w oku. Rozmowa przeciągnęła się.
Zaczęli się spotykać u niej w domu. Leon od razu przyznał, iż jest żonaty. Bogusia nie widziała w tym przeszkody – zakochała się w tym postawnym, pewnym siebie mężczyźnie.
Z Hanną był żonaty siedem lat. Była ciepła, troskliwa, ich warszawskie mieszkanie – bezpieczną przystanią. Oboje dobrze zarabiali, ale brak dzieci przyćmiewał ich życie. Lekarze rozkładali ręce – wszystko było w porządku, a cudu nie było.
Leon nie zamierzał odchodzić – jego życie rodzinne go satysfakcjonowało. Widywali się z Bogusią, gdy pozwalał mu na to grafik, starając się nie zaniedbywać Hanny. Może w ten sposób tłumił poczucie winy?
– Leszku, jestem w ciąży – zaskoczyła go Bogusia podczas jednego ze spotkań. – Czas wybrać: albo my, albo twoja żona. Mam dość niepewności.
Leon zaniemówił. Zawsze uważali, by się zabezpieczać. Dziecko poza związkiem nie było w jego planach. Ale coś poszło nie tak.
– Jak to się stało? – wykrztusił. – Byliśmy ostrożni.
– To nie jest stuprocentowa gwarancja – wzruszyła ramionami Bogusia.
– Chciałem dzieci – odparł. – Ale nie byłem gotowy na to. Daj mi czas do namysłu.
W drodze do domu postanowił: musi powiedzieć Hannie i wziąć rozwód. Tylko szczerość miała sens. Nie mógł żyć z żoną, wiedząc, iż gdzieś rośnie jego dziecko. Ukrywanie się i kłamstwa go wyczerpywały.
Wszedł do mieszkania z postanowieniem. Ale Hanna powitała go z błyszczącymi oczyma.
– Leszku, co tak sterczysz? – zawołała. – Byłam u lekarza. Będziemy mieli dziecko! Wreszcie! Jestem tak szczęśliwa, nie masz pojęcia!
Jego euforia była zaraźliwa. Leon dawno już jej takiej nie widział.
– Naprawdę? To… wspaniałe – wyszeptał, ukrywając zamęt w głowie.
Nie kłamał – wiadomość go oszołomiła. Dwie ciąże w jeden dzień? Jak powiedzieć Hannie o Bogusi? Dlaczego teraz?
Rano, budząc się, zrozumiał: zostaje z Hanną. Z Bogusią musi zerwać. Życie na dwa domy, gdzie rosną jego dzieci, było niemożliwe. Musiał ją przekonać, by nie rezygnowała z dziecka.
Wieczorem był u niej. Siedzieli w kuchni, a Bogusia nalewała aromatyczną herbatę.
– Bogusiu, posłuchaj – zaczął. – Hanna wczoraj powiedziała, iż jest w ciąży. Przez lata nie mieliśmy dzieci, a teraz… Nie mogę jej zostawić. Pomogę ci finansowo, jeżeli zdecydujesz się na… zabieg. Jesteś młoda, znajdziesz dobrego mężczyznę, urodzisz mu. Nie jestem gotowy na dwie rodziny.
Bogusia wysłuchała w milczeniu, bez łez i wyrzutów.
– Rozumiem – powiedziała spokojnie. – Jutro się zapiszę. Nie chcę cię więcej widzieć. Bądź szczęśliwy z żoną. Wyjdź. Pieniędzy nie potrzebuję.
Leon zaciął zęby. Ciężka sprawa. Wyszedł bez słowa, trzaskając drzwiami.
Minęło dwadzieścia dwa lata.
– Leszku, nie spóźniaj się dzisiaj – przypomniała Hanna. – Oliwa przyprowadzi Jacka. Tyle o nim słyszałam, czas go poznać. Tylko bez zbędnych pytań. Oliwa jest zakochana, a ja wierzę, iż to porządny chłopak.
Leon uśmiechnął się. Jego Oliwa już jest dorosła, z narzeczonym. Dla niego zawsze pozostanie tą małą dziewczynką z warkoczykami. Pamiętał wszystko: jej pierwszy uśmiech, pierwsze kroki, pierwszy ząb. Te chwile wyryły się w jego sercu.
Oliwa urodziła się wątła. Hanna była idealną matką, otaczając ją troską. Córka odziedziczyła jej rysy – te same oczy, włosy, grację.
Leon odnalazł spokój. Miał wszystko: kochającą żonę, córkę, stabilne życie. O Bogusi prawie nie myślał, mając nadzieję, iż ułożyło jej się dobrze.
Spotkanie z Jackiem przebiegło gładko. Chłopak studiował z Oliwą, był bystry, oczytany. Mieszkał z rodzicami, ale marzył o własnym mieszkaniu. Leon go polubił, Hanna też była zadowolona. Oliwa promieniała – rodzice zaakceptowali jej wybór.
Pewnego dnia Leon krążył po centrum handlowym, szukając prezentu urodzinowego dla Hanny. Nic go nie przyciągało, więc postanowił coś przekąsić.
– Witam, panie Leonie – rozległ się znajomy głos. – Smacznego!
Leon odwrócił się i omal się nie zakrztusił. Przed nim stali Jacek i… Bogusia.
Prawie się nie zmieniła, jedynie nieco zaokrągliła.
– Poznajcie, to moja mama, Bogusia – powiedział Jacek. – A to tata Oliwi, mojej dziewczyny.
Bogusia niepewnie wyciągnęła rękę.
– Miło mi.
– Wzajemnie – wydusił Leon.
– Mamo, odejdę na chwilę – rzekł Jacek. – Kolega prosi o pomoc w wyborze kurtki. Spotkamy się za pół godziny przy samochodzie.
Jacek odszedł. Bogusia usiadła naprzeciwko.
– Gratuluję, Leszku – szepnęła.
– To twój syn? Jesteś zamężna? – spytał, próbując to ogarnąć.
– Tak, to mój syn. Jestem mężatką. Nie wiedziałam, iż Oliwa to twoja córka. Jacek nie mówił jej nazwiska. Świat jest mały…
– Delikatnie mówiąc – westchnął. – Niespodzianka.
– Leszku – Bogusia zawaha– Leszku – Bogusia zawahała się. – Muszę ci coś powiedzieć, chociaż wolałabym tego nie robić… nasze dzieci nie mogą być razem.