Na ławce w przychodni siedziała starsza kobieta z nastolatką w krótkiej spódnicy.

newsempire24.com 4 dni temu

W korytarzu przychodni ginekologicznej na ławce siedziała starsza kobieta. Obok niej przysiadła szczupła dziewczyna, może piętnastoletnia, w krótkiej spódniczce, spod której wystawały ostre kolana. Babcia przyprowadziła wnuczkę na zabieg.

Babcia wciąż ciężko wzdychała. Wnuczka rozglądała się przestraszonym wzrokiem. Obok niej leżała torba. Podeszła kobieta, około trzydziestoletnia, i usiadła obok.

— Też do tego gabinetu?
— Tak… A powiedz, czy to boli?
— Niekoniecznie, ale znieczulą. Najważniejsze, iż szybko, może pięć minut, jeżeli wczesny termin. Tak mówią, ja też tu pierwszy raz. Przyznaję, sama się boję. A przecież dziecko niczemu nie winne…

— Jezu, co za przypadek… Widzi pani, to moja wnuczka, chodzi do dziewiątej klasy, a ten chłopak ją oszukał, rzucił… A teraz ciąża. On nie chce choćby słyszeć o dziecku. A co my mamy zrobić? Przecież szkołę musi skończyć… Rodziców nie ma, ja ją sama wychowałam… O, co za nieszczęście…

— Babciu, daj spokój, nie dręcz mnie, już i tak ciężko… Ta pani przecież powiedziała, iż nie będzie bolało, raz i po sprawie…

— Oj, dziecko, tam przecież twoje maleństwo żyje, a ty „raz i po sprawie”… Dziewczynka niczemu nie winna, słusznie ta pani mówi. Wiesz co, wstawaj, idziemy, jakoś damy radę. Za wojny przecież rodziły i jakoś żyły. Poradzimy sobie. I ten twój Krzysiek niech sobie idzie, jaki z niego ojciec… Wstawaj, bierz torbę, idziemy do domu, nie mamy tu czego szukać.

Dziewczyna jakby tylko na to czekała. Chwyciła torbę i ruszyła do wyjścia, a babcia podążyła za nią. Kobieta na ławce uśmiechnęła się, patrząc za nimi, zatopiona w swoich myślach…

Dwadzieścia lat później

— Mamo, kocham go, to poważna sprawa, uwierz mi! Tomek to porządny chłopak, ma przed sobą przyszłość!
— Jaką przyszłość, jeżeli się pobierzecie… Najpierw skończcie studia, potem zobaczymy!
— Mamo, mamy po dwadzieścia lat, nie dzieci. Ślub nie przeszkodzi w nauce, zwłaszcza iż nie będziemy wydawać pieniędzy – tylko urzędowo i po sprawie. Po prostu kolacja z rodzicami Tomka i jego babcią, a z przyjaciółmi później osobno. Tomek bardzo kocha swoją babcię, to ona go wychowała.

— O, Marysiu, cóż się nie zrobi dla ukochanej córki! Trzeba będzie poznać rodziców Tomka, przecież będziemy swatami…
— Zaproś ich do nas, mamo…

— Witajcie, proszę wejść! Jestem mama Marysi, Magdalena. Siadajcie przy stole…

Patrząc na babcię Tomka, Magdzie wydało się, iż już ją gdzieś widziała. Mama Tomka, Ewa, była bardzo młoda, wyglądała kilka starzej od syna. W rozmowie okazało się, iż urodziła go w wieku szesnastu lat, od kolegi z klasy, który najpierw nie chciał uznać dziecka, potem musiał się z nią ożenić, żeby nie trafić do więzienia. Na papierze byli małżeństwem, ale razem nie mieszkali, a w końcu się rozwiedli.

— Wie pani, Magdaleno, wstyd się przyznać, ale chcieliśmy się początkowo pozbyć Tomka… Ewka była jeszcze mała, jaka z niej matka… Rodziców nie miała, matka zmarła młodo, ojciec gdzieś zniknął. Ja ją sama wychowałam. A tu nagle wnuczka w ciąży… Gdzie tu rodzić, komu?

Gdy już przyszły do szpitala, czekały w kolejce na ten zabieg, podeszła do nich jakaś kobieta. Też na aborcję. Powiedziała, iż dzieci są niewinne, i jakby mnie ktoś obuchem w głowę uderzył – jak można zabijać niewinne dziecko… To był znak z góry, żeby się zatrzymać i ocalić Tomka.

Ta kobieta to pewnie sam Bóg zesłał. Wyszłyśmy ze szpitala. Ewa do końca chodziła do szkoły, skończyła podstawówkę, a więcej nam nie było trzeba. Tomek się urodził, ja z nim zostałam, a Ewa poszła do technikum, skończyła cukiernictwo. Krzysiek, ojciec Tomka, nie pomagał, jego rodzice też.

Jakoś sobie poradziliśmy. Ewa potem wyszła za dobrego człowieka, urodziła jeszcze córkę. Teraz robi torty na zamówienie, nieźle zarabia. Niech się pani nie martwi, jeżeli Tomek z Marysią się pobiorą – mają gdzie mieszkać, oddam im swoje mieszkanie, a sama przeprowadzę się do Ewy. Taka nasza historia.

Magdala nie wierzyła własnym uszom. To były te same babcia i wnuczka, które wyszły ze szpitala. To dzięki nim zdecydowała się zostawić dziecko – swoją ukochaną Marysię…

Po tamtej rozmowie z babcią nagle poczuła spokój, zrozumiała, iż trzeba urodzić, będzie dobrze. Dziecko było od żonatego mężczyzny, jej pierwszej miłości. Życie ich rozdzieliło, a gdy znów się spotkali, on już miał rodzinę. Tylko raz się widzieli, po czym okazało się, iż jest w ciąży.

Nie chciała rozbijać jego małżeństwa, nic mu nie powiedziała o dziecku, myśląc, iż nie ma prawa rodzić, psuć życia sobie i dziecku.

Decydując się na aborcję, Magda przekonywała siebie, iż tak będzie lepiej. Ale babcia z wnuczką w pięć minut zmieniły jej myślenie. Skoro one dadzą radę, to ona tym bardziej. Uznała, iż to znak.

Wyszła ze szpitala za nimi. Ciąża i poród przebiegły dobrze, urodziła się jej jedyna córeczka, najukochańsza osoba na świecie.

I oto los znów je połączył. Tym razem z radosnego powodu. Dzieci, których mogło nie być, chcą się pobrać. Czy to nie znak przeznaczenia?

Ludzie często otrzymują znaki. Jedni je dostrzegają, inni nie. Czasem wystarczy pięć minut, by zmienić życie. Na przykład decyzja, by zostawić niechciane, nieoczekiwane dziecko. A potem nie wyobrażają sobie życia bez niego i z przerażeniem myślą, iż mogło go w ogóle nie być…

W życiu bywa różnie, ale jeżeli czujesz, iż popełniasz błąd – nie śpiesz się. Czasem pięć minut decyduje o wszystkim…

Idź do oryginalnego materiału