„Najpierw się zestarzałaś, a teraz jeszcze zachorowałaś! To już koniec, biorę rozwód!” – rzucił mąż, trzaskając drzwiami. Nie miał pojęcia, jak bardzo się mylił…
Bożena siedziała przy kuchennym stole, ściskając telefon. Głos po drugiej stronie przekazał jej wiadomość tak zaskakującą, iż na chwilę świat przestał istnieć. Myśli wirowały bezładnie, ale żadna nie układała się w jasny plan.
Co teraz? To pytanie dudniło w jej głowie, ale odpowiedź nie przychodziła. Nie zamierzała dzielić się swoimi troskami z innymi – dawno zrozumiała, iż ludzie rzadko szczerze cieszą się cudzym szczęściem, a w nieszczęściu jeszcze rzadziej współczują. Słowa to jedno, ale co naprawdę czują – tego nie zgadniesz.
Kiedyś mogła zwierzyć się rodzicom. Byli jej oparciem. Ale ich już nie było, a Bożena tęskniła za nimi bardziej niż kiedykolwiek. Mąż? Kiedyś mu ufała, ale ostatnio dostrzegała, iż stał się chłodniejszy. Coraz częściej rzucał dwuznaczne uwagi o wieku, sugerując, iż jesień życia przyszła zbyt wcześnie. To wrzucił artykuł o tym, iż kobiety starzeją się szybciej, to delikatnie skrytykował, iż „zapomniała o sobie”.
Ale Bożena nie widziała różnicy. Wciąż chodziła do fryzjera, sama robiła manicure po nieudanej wizycie w salonie, nosiła stylowe ubrania. Owszem, lata zrobiły swoje, ale przecież mąż też nie młodniał. Inne pary w ich wieku trzymały się za ręce, śmiały się, planowały. A Bożena coraz częściej zostawała sama – mąż zalegał w pracy, a ona dobrze wiedziała, iż te „nadgodziny” miały zupełnie inne wytłumaczenie.
Nie chciała obarczać dzieci swoimi problemami. Córka niedawno wyszła za mąż, spodziewała się dziecka, a syn studiował w innym mieście. Postanowiła ich nie niepokoić. Ale jedno było pewne – musiała porozmawiać z mężem. Niech powie wprost, czy pozostało tym samym człowiekiem, w którym się kiedyś zakochała.
Wieczorem przywitała Jacka z pracy poważnym spojrzeniem.
– Coś się stało? – zdziwił się, widząc jej wyraz twar.
– Tak – Bożena wzięła głęboki oddech, dobierając słowa. – Dostałam nie najlepszą diagnozę. Powiedz mi jedno – jeżeli będę potrzebować pomocy, zostaniesz przy mnie?
Jacek zaniemówił.
– Jaką diagnozę?
– To nieważne – odparła. – Ważne, czy będziesz przy mnie, gdy będzie ciężko?
Mąż westchnął, przesunął dłonią po twarzy i osunął się na fotel.
– Bożenko, słuchaj… Sam dałaś mi pretekst, żeby o tym powiedzieć. Od dawna chciałem, ale ciągle odkładałem. Więc tak – odchodzę. Już i tak się zestarzałaś za szybko, a teraz jeszcze choroba… Wybacz, ale nie zamierzam pielęgnować cię jak pielęgniarka. Mam jeszcze życie przed sobą, a tu nagle problemy. No i jest ktoś inny. Dasz sobie radę, zawsze dawałaś.
Szybko wstał, poszedł do sypialni, spakował torbę.
– Resztę zabiorę później. Lec się. Bez urazy.
Drzwi zatrzasnęły się, a Bożena została sama. Nie płakała. Tylko zmęczona się uśmiechnęła: „No to mamy potwierdzenie”.
Minęło kilka dni. Bożena siedziała przy oknie, zastanawiając się, co dalej. Zadzwonił telefon. Na ekranie migotał numer syna.
– Mamo, jesteś w domu? – zapytał radośnie Krzysiek.
– Jasne. Kiedy przyjeżdżasz?
– I tu niespodzianka! Wysyłają mnie na praktyki do naszego miasta! Wyobrażasz sobie?
Bożena wybuchnęła śmiechem.
– No to dopiero prezent!
Po raz pierwszy od dawna poczuła ulgę.
Tydzień później Krzysiek był w domu. Tego samego wieczora Bożena postanowiła z nim porozmawiać.
– Synu, dowiedziałam się czegoś ważnego… – zaczęła. – Zadzwonił do mnie notariusz. Wyobraź sobie, okazało się, iż nie byłam biologiczną córką swoich rodziców. Moja prawdziwa matka zostawiła mnie jako niemowlę i wyjechała za granicę z bogatym mężczyzną. Niedawno owdowiała, wynajęła detektywa, żeby mnie odnaleźć. Ale nie zdążyła – zginęła w katastrofie lotniczej. Teraz proponują mi spadek.
Krzysiek gwizdnął.
– No, to dopiero historia! A ty się wahasz?
– Tak. Nie wiem, jak się do tego odnieść. Porzuciła mnie, a teraz mam przyjąć jej pieniądze?
– Mamo, ale jeżeli odmówisz, dostanie je ktoś obcy. A tak… Będziesz zabezpieczona.
– Masz rację. Tylko nie wiem, od czego zacząć. Języka nie znam, paszportu nie mam…
– Wszystko załatwimy – zapewnił Krzysiek. – Znajdę prawnika, który pomoże.
Kilka dni później Bożena stała na lotnisku w obcym kraju. Towarzyszył jej Witold, doświadczony adwokat, który znał każdy szczegół sprawy. Okazał się nie tylko profesjonalistą, ale też świetnym rozmówcą.
– Bożena, przyznam szczerze, nie od razu zgodziłem się na tę sprawę. Ale coś mi podpowiedziało, iż spotkanie z panią będzie wyjątkowe – wyznał.
Uśmiechnęła się.
Dokumenty zostały załatwione, ale sprzedaż nieruchomości zajęła trochę czasu. Witold pokazał jej miasto, zabrał na zwiedzanie. Powoli Bożena zdała sobie sprawę, iż po raz pierwszy od lat czuje się… szczęśliwa.
Gdy wszystko było już uregulowane, Witold odprowadził ją na lotnisko.
– Bożena, będzie mi smutno, kiedy pani wyjedzie. Dawno nie spotkałem osoby, z którą tak dobrze się rozmawia.
– W takim razie odwiedź nas – odparła łagodnie.
– Koniecznie – uśmiechnął się.
Wróciwszy do domu, Bożena rozsądnie podzieliła pieniądze: kupiła Krzyśkowi mieszkanie, córce założyła konto, a część ulokowała na lokacie.
O Jacku nie myślała. Ale pewnego dnia zadzwonił telefon. Na progu stał Jacek. Pijany, zaniedbany.
– Bożka… Weź mnie z powrotem – mamrotał.
– Idź sobie.
– Komu ty jeszcze będziesz potrzebna? – prychnął.
Wtedy z windy wyszedł Witold.
– Dobry wieczór, Bożena – powiedział, podając kwiaty.
Jacek zbladł.
– Wynoś się – powtórzyła Bożena. – Nie mamy o czym rozmawiać.
Zamknęła drzwi.
Minęły dwa lata. Bożena została babcią. Witold oświadczył się, a ona odpowiedziała „Bożena uśmiechnęła się, patrząc na pierścionek na swojej dłoni, i pomyślała, iż życie potrafi zaskoczyć najbardziej wtedy, gdy się tego najmniej spodziewamy.