Rodzina i znajomi stają po naszej stronie – wiedzą, jak wyglądało nasze życie. Nikt z nich nie rozumie, jak to możliwe, żeby dzieci tak traktowały własnych rodziców. Radzą mi, żebym więcej nie dzwoniła, żeby pozwolić im żyć po swojemu. Ale ja nie potrafię. Kocham ich za bardzo. I dziś wieczorem znów chwycę za telefon.
Nie przypuszczaliśmy nigdy, iż nasze dzieci będą nas obwiniać o brak uwagi. Owszem, kiedy były małe, a potem nastolatkami, nie zawsze mieliśmy dla nich czas – bo pracowaliśmy, żeby nie brakowało im podstawowych rzeczy. Ale kiedy tylko mogliśmy, byliśmy obok. Teraz jednak słyszymy, iż nie jesteśmy im potrzebni – tak samo, jak oni rzekomo nie byli potrzebni nam.
To boli bardziej niż cokolwiek innego. Przyjaciółki-matki próbują mnie pocieszać, radzą myśleć spokojnie, ale czy można być spokojną, kiedy własne dziecko nie chce z tobą choćby rozmawiać? Dzieci moich znajomych nigdy nie oskarżały swoich rodziców w ten sposób. Wręcz przeciwnie – doceniają, ile kosztowało ich wychowanie, i wiedzą, iż bez poświęceń rodziców nie mieliby szans na lepszą przyszłość.
Mój mąż patrzy na to inaczej. Też żałuje, ale mówi: „Trzeba iść dalej, nie wolno się załamywać”. I wiem, iż ma rację. Ale czy można tak po prostu przekreślić dwadzieścia lat życia, opieki, wychowania? Wszystko to, co zrobiliśmy, nagle znika – nie ma wdzięczności, nie ma zrozumienia, nie ma więzi. Czuję, iż moje macierzyństwo skończyło się pustką.
Rodzina i znajomi wspierają mnie, ale to nie wystarcza. Jedyne, czego pragnę, to żeby moje dzieci uznały mnie za swoją mamę, żeby chciały mnie wysłuchać. Marzę tylko o tym, by znów je zobaczyć, by ze mną porozmawiały. Ale one nie chcą choćby spojrzeć mi w oczy.
Tak, mieliśmy swoje błędy – nie poświęcaliśmy im wystarczająco dużo czasu. Przyznajemy to. Ale czy to powód, by nas skreślić? Pracowaliśmy ponad siły, bez pomocy dziadków, wszystko na własnych barkach. Czy oni by zrobili inaczej? Śmiem wątpić.
Nie wiem, jak będzie wyglądała przyszłość. Ale jedno wiem na pewno: nigdy się nie poddam i zawsze będę próbowała odzyskać kontakt z moimi dziećmi. Bo to jedyne, co naprawdę ma sens. To właśnie dla nich wciąż żyję.