Śniło jej się, iż jest w starej kamienicy w Gdańsku, gdzie okna połyskiwały jak zazdrostki w południowym słońcu. Nazwał ją żałosną służącą i odszedł do innej. Ale gdy wrócił, spotkała go odpowiedź, której się nie spodziewał.
Zosia od dziecka słyszała od babci i matki te same słowa: „W naszej rodzinie kobiety zawsze są nieszczęśliwe w miłości”. Prababka owdowiała w wieku dwudziestu dwóch lat, babcia straciła męża w stoczni, a matka została sama z niemowlęciem, gdy Zosia miała zaledwie trzy lata. Choć nie wierzyła w rodową klątwę, gdzieś w środku czekała na ból, na koniec, który miał przyjść nieuchronnie. Marzyła jednak o cieple, o domu, o mężu i dzieciach.
Swego przyszłego męża, Witolda, poznała w piekarni, gdzie pakowała chleb. On pracował w magazynie, ale jadali w tej samej stołówce. Tak się poznali. Wszystko potoczyło się szybko: kilka randek, oświadczyny, ślub. Witold wprowadził się do jej dwupokojowego mieszkania po babci. Matka już nie żyła. Początkowo był spokój – urodził się pierwszy syn, potem drugi. Zosia krzątała się jak mogła: gotowanie, pranie, wychowanie. Mąż pracował, przynosił złotówki, ale wracał do domu coraz rzadziej, a rozmów było coraz mniej.
Gdy Witold zaczął zostawać po godzinach i wracać zmęczony, z obcymi perfumami na koszuli, wszystko stało się jasne. Nie pytała – bała się zostać sama z dwójką dzieci. Ale pewnego dnia nie wytrzymała:
— Pomyśl o dzieciach. Proszę. Błagam.
Milczał. Tylko zimne spojrzenie. Bez słów. Bez krzyku. Następnego ranka podała mu śniadanie – choćby nie tknął.
— Na nic więcej nie zasługujesz niż bycie służącą — rzucił z obrzydzeniem.
I po tygodniu odszedł. Spakował walizkę i zatrzasnął drzwi.
— Nie zostawiaj nas, proszę! — płakała w przedpokoju. — Dzieci nie mogą być bez ojca!
— Jesteś żałosną służącą — powtórzył, wychodząc. Usłyszeli to ich synowie. Dwaj chłopcy siedzieli na kanapie, wtuleni w siebie, nie rozumiejąc: co zrobili źle? Dlaczego tato odchodzi? Czy to ich wina?
Zosia nie pozwoliła sobie upaść. Żyła dla nich. Pracowała jako sprzątaczka, myła klatki schodowe, nosiła wiadra z wodą, uczyła chłopców czytać i prała manualnie, gdy zepsuła się pralka. Chłopcy pomagali – dorośli zbyt szybko. Zapomniała o sobie, o kobietach, o marzeniach. Ale los, jak zawsze, potrafi zaskoczyć.
Pewnego dnia w sklepie upuściła paczkę herbaty. Podniósł ją nieznajomy mężczyzna i uśmiechnął się:
— Może pomogę pani zanieść zakupy?
— Nie trzeba — odpowiedziała automatycznie.
— Ale ja i tak pomogę — powiedział, już biorąc torby.
Nazywał się Marek. Zaczął przychodzić do tego samego sklepu każdego dnia, potem zaczął ją odprowadzać, w końcu pojawił się w jej kamienicy, by pomóc w sprzątaniu. Dzieci początkowo były nieufne, ale okazał się cierpliwy i dobry. Na pierwszą kolację przyszedł z tortem i białymi różami. Gdy starszy syn żartem spytał, czy grał kiedyś w koszykówkę, roześmiał się:
— W szkole tak. Dawno temu.
Później wyznał:
— Po wypadku. Mówię wolno, poruszam się nie tak jak kiedyś. Żona odeszła. Boję się, iż i ty zechcesz, żebym zniknął.
— jeżeli dzieciom z tobą dobrze – zostań — powiedziała po prostu Zosia.
Oświadczył się. Poprosił, by porozmawiać z chłopcami.
— Może uda mi się być dla nich prawdziwym ojcem.
Wieczorem Zosia wytłumaczyła wszystko synom. Przytulili ją.
— Nasz tata odszedł i o nas zapomniał — powiedział młodszy. — Fajnie by było mieć takiego, co zostaje.
I tak Marek stał się częścią ich rodziny. Był przy nich, uczył chłopców grać w piłkę, pomagał w lekcjach, naprawiał półki, żartował, wspierał. Koledzy synów przychodzili teraz do nich. Dom znów był pełen życia. Minęły lata. Chłopcy dorośli. Filip zakochał się i przyszedł po radę do Marka. Właśnie wtedy zadzwoniono do drzwi.
Na progu stał Witold.
— Byłem głupcem. Weź mnie z powrotem. Naprawimy to…
— Wynoś się — ostro rzucił Filip.
— Jak ty rozmawiasz z ojcem?! — wrzasnął Witold.
— Nie waż się tak mówić do mojego syna — stanowczo odparł Marek.
— Nie potrzebujemy ciebie — dodał młodszy. — Mamy kogo nazywać tatą.
Zamknął drzwi. Zatrzasnął. Na zawsze.
Zosia stała, patrząc na trzech mężczyzn – swoich obrońców, swoją rodzinę, którą wycierpiała, obroniła, zbudowała od zera. Była szczęśliwa. Wreszcie.