**Dziennik, 12 czerwca 2023**
Od dziecka Kinga słyszała to samo od babci i matki: „W naszej rodzinie kobiety są skazane na nieszczęście w miłości”. Jej prababcia owdowiała w wieku dwudziestu dwóch lat, babcia straciła męża w wypadku w hucie, a matka została sama z niemowlęciem, gdy Kinga nie miała jeszcze trzech lat. Choć nie wierzyła w rodzinne przekleństwo, gdzieś w głębi serca zawsze bała się, iż jej miłość też skończy się łzami. Marzyła jednak o cieple, domu, mężu i dzieciach.
Swojego przyszłego męża, Jacka, poznała w zakładzie mięsnym, gdzie pracowała jako pakowaczka. On zatrudniony był w innym dziale, ale jadali w tej samej stołówce. Tak się zaczęło. Wszystko potoczyło się szybko: kilka randek, oświadczyny, ślub. Jacek wprowadził się do jej dwupokojowego mieszkania po babci. Matka już nie żyła. Początkowo było spokojnie: urodził się pierwszy syn, potem drugi. Kinga krzątała się jak mogła – gotowanie, pranie, wychowanie. Mąż pracował, przynosił pieniądze, ale wracał do domu coraz rzadziej, a rozmów było jak na lekarstwo.
Gdy Jacek zaczął zostawać po godzinach i wracał zmęczony, z obcymi perfumami na koszuli, zrozumiała wszystko. Bała się pytać – nie chciała zostać sama z dwójką dzieci. Ale któregoś dnia nie wytrzymała:
— Pomyśl o dzieciach. Proszę cię. Błagam.
Milczał. Tylko zimne spojrzenie. Żadnych tłumaczeń. Krzyku też nie. Następnego ranka podała mu śniadanie – choćby nie tknął.
— Wszystko, na co cię stać, to bycie służącą — rzucił z obrzydzeniem.
I po tygodniu wyszedł. Spakował rzeczy i zatrzasnął drzwi.
— Nie zostawiaj nas, proszę! — płakała w przedpokoju. — Dzieci potrzebują ojca!
— Jesteś żałosną służącą — powtórzył, odchodząc. Słyszeli to ich synowie. Dwaj chłopcy siedzieli na kanapie, przytuleni, nie rozumiejąc: co zrobili źle? Dlaczego tato odszedł? W czym była ich wina?
Kinga nie pozwoliła sobie upaść. Żyła dla nich. Pracowała jako sprzątaczka, myła klatki schodowe, nosiła wodę, uczyła chłopców czytać i prała manualnie, gdy zepsuła się pralka. Chłopcy pomagali – dorośli przed czasem. Zapomniała o sobie, o kobietach, o marzeniach. Ale los potrafi zaskakiwać.
Pewnego dnia w sklepie upuściła paczkę herbaty. Podniósł ją obcy mężczyzna i uśmiechnął się:
— Może pomogę pani zanieść torby?
— Nie trzeba — odparła automatycznie.
— A jednak pomogę — powiedział, sięgając po zakupy.
Nazywał się Marek. Zaczął przychodzić do tego samego sklepu codziennie, potem odprowadzał ją, w końcu pojawił się w jej bloku, by pomóc w sprzątaniu. Chłopcy początkowo stronili, ale okazał się cierpliwy i dobry. Na pierwszą kolację przyszedł z tortem i białymi różami. Gdy starszy syn żartem spytał, czy grał w koszykówkę, roześmiał się:
— W szkole tak, ale to już historia.
Później wyznał:
— Po wypadku już nie jestem taki jak dawniej. Mówię wolniej, poruszam się niezdarnie. Żona ode mnie odeszła. Boję się, iż i ty zechcesz, żebym zniknął.
— jeżeli dzieciom z tobą dobrze — zostaniesz — odparła krótko Kinga.
Oświadczył się. Poprosił, by porozmawiała z synami.
— Może uda mi się być dla nich prawdziwym ojcem.
Wieczorem Kinga wszystko wyjaśniła chłopcom. Przytulili ją mocno.
— Naszaam tata odszedł i o nas zapomniał — powiedział młodszy. — Fajnie by było mieć takiego, który zostaje.
Tak Marek stał się częścią ich rodziny. Był przy nich, uczył chłopaków grać w piłkę, pomagał w lekcjach, naprawiał półki, żartował, dodawał otuchy. Dom znów wypełnił się śmiechem. Minęły lata. Chłopcy wyrośli na mężczyzn. Kacper zakochał się i przyszedł po radę do Marka. I wtedy rozległ się dzwonek do drzwi.
Na progu stał Jacek.
— Byłem głupcem. Weź mnie z powrotem. Naprawimy to…
— Wynoś się — warknął Kacper.
— Jak ty rozmawiasz z ojcem?! — wrzasnął Jacek.
— Nie waż się tak odzywać do mojego syna — stanowczo przerwał mu Marek.
— Nie potrzebujemy ciebie — dodał młodszy. — Mamy kogo nazywać tatą.
Zatrzasnęli drzwi. Na zawsze.
Kinga stała, patrząc na trzech mężczyzn – swoich obrońców, swoją rodzinę, którą wywalczyła, odbudowała od zera. Była szczęśliwa. Wreszcie.
*Czasem największą siłą jest pozwolić odejść temu, co nas rani, aby zrobić miejsce dla tego, co prawdziwe.*